Zdravljica za Słowenię. Zamparini nie da się nudzić

redakcja

Autor:redakcja

08 grudnia 2011, 13:55 • 9 min czytania

W życiu trzeba mieć farta. Jak ktoś nie wierzy, może zapytać się dwóch Słoweńców – oni powinni potwierdzić. Najpierw ograli Palermo, potem Maribor zamienili na Sycylię, a na koniec stali się ulubieńcami szalonego prezesa. Co więcej, dzięki nim zwariowany Zamparini mógł pozwolić sobie na następną fanaberię i zapałać miłością do kolejnego kraju. Moda na Argentynę, Chile i całą Amerykę Południową jest już przeszłością. Dziś interesy robi się ze Słoweńcami.
Jeżeli grasz z drużyną, która na papierze wygląda zdecydowanie lepiej, masz dwa wyjścia: poddajesz się i przyjmujesz kolejne gole – to pierwsze, albo grasz tak jak nie grałeś jeszcze nigdy – to drugie. Wspinasz się na szczyty swoich umiejętności. Robisz coś, czego dotąd nie potrafiłeś. Kiwasz obrońców jak przedszkolaków, a bramkarzowi posyłasz bombę zza pola karnego. Jeśli dotychczas przyjęta piłka odskakiwała ci na dwa metry, to w tym meczu nie ma prawa polecieć nawet dwadzieścia centymetrów w bok. Piłkarze słoweńskiego Mariboru przed rokiem wypróbowali obie opcje i polecają dwójkę, na której wyszli zdecydowanie lepiej. Kilku z nich w ten sposób uchyliło sobie nawet wrota do raju. Tego finansowego i piłkarskiego.

Zdravljica za Słowenię. Zamparini nie da się nudzić
Reklama

– Jeżeli nie natknąłbym się na zawodników Maribora, to wziąłbym kogoś innego. Po prostu zaryzykowałem, nic więcej – powiedział zupełnie nie w swoim stylu Maurizio Zamparini, prezes Palermo. I na tym ryzyku wychodzi różnie – raz dobrze, raz źle. Na przykład Kamila Glika i Radosława Matusiaka raczej nigdy nie wymieni wśród swoich najlepszych zakupów, ale pomimo tego śpi dobrze i nie narzeka na zarwane noce. Zresztą na jego miejscu chyba nikt by nie narzekał, bo w oceanie transferów wyłowione perły przesłaniają glony. Niech na buble straci trzy miliony, albo nawet pięć – co mu tam, skoro odrobi je z nawiązką na przyszłych gwiazdach futbolu. Opłacalny interes? Jasne, że tak.

W sierpniu zeszłego roku NK Maribor w ramach Ligi Europejskiej miał zmierzyć się z włoskim Palermo i wiadomo, że faworyt był jeden: Włosi. Potwierdził to pierwszy mecz, w którym gospodarze spokojnie wygrali 3:0 i na rewanż jechali bardziej z poczucia obowiązku niż przyjemności. Odzwierciedlił to nawet wynik – 3:2 na korzyść Słoweńców. Ale ich największym sukcesem wcale nie było pokonanie reprezentantów Serie A, tylko promocja, jaką sobie wówczas zapewnili. Efekt był lepszy niż w przypadku tysięcy mistrzów pijaru – dzień później dwóch młodych chłopaków przechodziło testy medyczne we Włoszech. Na Sycylii. Pod koniec sierpnia przekraczając włoską granicę byli jeszcze anonimami, ale długo to już nie potrwało. Stan rzeczy zmienił się chyba szybciej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, choć początkowo pan prezes dużo bardziej przypominał samego siebie, po losowaniu nie odmawiając sobie ironii: – Cieszę się, że zagramy w Mariborze. A wiecie dlaczego? Bo to blisko mojego domu w Austrii…

Reklama

Nazwiska Josipa Iličicia i Armina Bačinovicia dość szybko zaczęły nabierać na znaczeniu i wartości. W ciągu kilku miesięcy obaj stali się rozpoznawalnymi twarzami na piłkarskiej mapie, a i Słowenia jako kraj zyskała sporo respektu. Tamtejsze kluby przestały być kojarzone wyłącznie z piłkarskim zadupiem, a skauci z całej Europy coraz życzliwiej spoglądali na klubowe kadry. Nawet i na skład Mariboru, bo tam w dalszym ciągu było w czym przebierać – podczas tego 3:2 najstarszym piłkarzem w wyjściowym składzie był Brazylijczyk i miał 27 lat, a reszta pochodziła ze Słowenii, mieszcząc się w przedziale wiekowym 20-26.

Zamparini całą transakcję zamknął w czterech milionach – trzy i pół wydał na piłkarzy, a kolejne pół mógł zostawić w sklepach monopolowych, kupując i później mrożąc najdroższe szampany. 22-letni Bačinovič kosztował 1,2 miliona euro, a jego rok starszy kolega – 2,3. Dziś za takie sumy krnąbrny prezes Aquile nie czytałby nawet nadchodzących ofert, bowiem wartość obu pomocników czterokrotnie wzrosła, a do tego sam Maurizio uchodzi za jednego z najtwardszych graczy przy negocjacyjnych stołach. Przykładów nie trzeba szukać daleko – przed kilkoma tygodniami o Iličicia zapytał Inter, a odpowiedź Zampariniego była natychmiastowa: jasne, możemy rozmawiać, ale dajecie minimum 25 milionów. Za tego samego Iličicia, na którym doskonały interes zrobiło nie tylko Palermo, ale i NK Maribor, zawstydzając nawet „SuperProcent” u Huberta. Otóż NK dwa miesiące wcześniej wykupiło go ze spadkowicza ligi słoweńskiej Interblocku Ljubljana za… 150 tysięcy euro.

Dość szybko stało się jasne, że za wynegocjowane wcześniej trzysta tysięcy euro na sezon, to Iličič może Zampariniemu co najwyżej wyprowadzać psa. Już na początku 2011 roku rozpoczął negocjacje w sprawie podwyżek, a jego agent zapowiadał walkę o klauzulę odstępnego. – Obaj zagrali świetną rundę, a przygotowywali się pod kątem rozgrywek ligi słoweńskiej, dlatego za rok będą jeszcze lepsi. Zrobili rzeczy, których nikt się nie spodziewał. Odnowienie kontraktu? Jasne, myślimy już o tym tak samo jak o wpisaniu klauzuli – mówił w lutym reprezentujący interesy obu piłkarzy agent Amir Ruپnić, którego należy poprawić: Iličič przez krótki czas przygotowywał się nawet do rozgrywek drugiej ligi słoweńskiej. Mimo drobnego niedociągnięcia trzeba przyznać, że wiedział co mówi, bo dziś chce ich czołówka. Iličič wzbudził zainteresowanie nie tylko Andre Villasa-Boasa, ale i większości londyńskich klubów plus Manchesteru United, Bayernu, Interu i Juventusu, w którym zresztą widzi się sam zainteresowany. – Josip jest fanem Juventusu od małego i mówi, że kiedyś chciałby zagrać w jego koszulce, ale póki co zostaje w Palermo. Tam czuje się świetnie, a dodatkowo prezes pokłada w nim duże nadzieje – powiedział Ruپnić. Bardziej sentymentalny zdaje się być Bačinovič, który stwierdził, że w ogóle nie zamierza się przeprowadzać. – Przenosiny mnie nie interesują. Rozegrałem dwadzieścia meczów w Serie A i nie sądzę, bym musiał zmieniać klub. Chcę tu zostać przez wiele lat. Wiem, że mój agent wkrótce zwróci się do klubu z prośbą o podwyżkę, ale to mnie nie interesuje. Jestem pewien, że dostanę ją automatycznie, gdy na to zasłużę – odpowiedział zapytany o rzekome zakusy Liverpoolu i Chelsea.

A oto mecz z Chievo i próbka umiejętności Iličicia:

Ale nie tylko to sprawia, że na jego punkcie oszalało już kilku menadżerów. Pierwsze dziesięć meczów tego ofensywnego pomocnika przyniosło siedem goli i cztery asysty, co już doszczętnie zniszczyło włoski światopogląd. Smaczku i pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że takie rzeczy wyrabiał kilka miesięcy po komunikacie, który ukazał się na stronie legioniści.com: „Jak podaje dzisiejszy Futbol News, Josip Ilicić jest na celowniku Legii i być może przed nowym sezonem wzmocni zespół z Łazienkowskiej. 22-letni Słoweniec jest zawodnikiem NK Interblock Lublana. – Z Legią jesteśmy od stycznia w stałym kontakcie. Już na początku roku interesowali się naszym zawodnikiem – mówi FN dyrektor słoweńskiego klubu, Nenad Proteg”. Cena nie była niska, bo wynosiła milion euro. Legia oczywiście go wydała, ale na 27-letniego Chowata. Jasne, można i tak. Dziś Słoweniec strzela gole Juventusowi, a Vrdoljak czasami przerywa akcje Zagłębia Lubin.

W porządku, nie tylko Legia się wygłupiła. Ruپnić Iličicia oferował chyba każdej europejskiej drużynie, bo po udanej aklimatyzacji swojego klienta w Palermo wypalił: – Oferowałem Iličicia wielu włoskim klubom i Milan również wydawał się zainteresowany. Wiele klubów miało DVD z jego występami, ale Palermo uwierzyło w niego najmocniej i wygrało rywalizację. Z pewnością teraz wiele zespołów żałuje, że go nie kupiło.

Najświeższe doniesienia z Włoch mówią o tym, że po sezonie dojdzie do transferu, a i kierunek coraz bardziej zaczyna się krystalizować. – Jeśli fani Palermo chcą mnie w tym klubie, wtedy będę szczęśliwy mogąc w nim pozostać. Dla mnie ważne jest bowiem, by czuć wsparcie kibiców. A co jeśli będę musiał odejść? Chciałbym wtedy mimo wszystko pozostać we Włoszech – rzekł Iličič, choć jego agent był bardziej konkretny: – Rozmawiałem niedawno z przedstawicielami Palermo i niczego się nie dowiedziałem. Odejście Josipa zimą będzie niemal niewykonalne. Palermo miałoby problem, żeby zastąpić go w środku sezonu. Zupełnie inaczej może być jednak po zakończeniu obecnych rozgrywek. To jest zawodnik o wielkiej wartości, z dobrą techniką i umiejętnościami. Widziałbym go w wielkim klubie. Być może był już kontakt ze strony zainteresowanych drużyn, ale ze mną żadna z nich się nie komunikowała – stwierdził, zapowiadając prawdopodobnie kolejną operę mydlaną.

Tymczasem w ostatnich miesiącach coś straciło koloryt. Wszystko dookoła jest niby w porządku – dalej mówi się o wielkich kwotach, transferach i podwyżkach, ale już bardziej przez pryzmat ubiegłych rozgrywek. Dziś Iličič gra niemrawo, będąc wręcz cieniem samego siebie. O Bačinoviciu w ogóle lepiej nie wspominać, bo na boisku pojawia się coraz rzadziej. Podobno wszystkiemu winny jest nowy trener Palermo – tak przynajmniej twierdzi legendarny Zlatko Zahovič, do dziś dyrektor sportowy byłego klubu obu piłkarzy. – Wszystko zależy od trenera, to jego wina. Myślę, że ten negatywny okres jest winą Devisa Mangii. Armin gra bardzo mało, a Josip występuje na nie swojej pozycji, to bez sensu. W przeciwieństwie do niego, Delio Rossi był wielkim trenerem i wiedział jak ma postępować z takimi zawodnikami – z oburzeniem wycedził przed kilkoma tygodniami były piłkarz m.in. Valencii. I rzeczywiście tak jest, bo dziś w roli ofensywnego pomocnika występuje pozyskany latem z Hapoelu Tel Awiw Eran Zahavi, a Słoweniec musi radzić sobie gdzie indziej. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja Bačinovicia, który być może będzie musiał zacząć oswajać się z myślą o zmianie otoczenia. – Armin jest nerwowy i chce grać. Gdy nie gra jest jak ranne zwierze. Jeśli nadal to tak będzie wyglądać, w styczniu pomyślimy co z tym zrobić – zdradził Ruپnić.

Ale nim fenomenalna z początku dwójka zaczęła zaliczać zjazd i osiągnęła apogeum swojej formy, Zamparini na fali entuzjazmu postanowił kuć żelazo póki gorące i zimą zakontraktował kolejnych Słoweńców. Wybór padł na SiniŁ¡ę AnÄ‘elkovicia z Mariboru i Jasmin Kurticia z ND Goricy, którzy na razie nie zbliżyli się do formy prezentowanej przez swoich kolegów. 25-letni AnÄ‘elković po zaliczeniu siedmiu meczów został wypożyczony do drugoligowego Ascoli i bliżej mu do podzielenia losu Kamila Glika niż Javiera Pastore. To z pewnością musi cieszyć londyńską Chelsea, która pod koniec grudnia ponoć oferowała okrągły milion euro. Podobnie wygląda sytuacja trzy lata młodszego Kurticia – z tą różnicą, że ten zdążył strzelić gola, ale i to na Sycylii nikogo nie przekonało i dziś jego tymczasowym pracodawcą jest drugoligowe Varese. Zamparini miał jednak jeszcze lepsze pomysły – w marcu brał pod uwagę zatrudnienie Darko Milanicia, trenera swojego niedawnego rywala…

Dziś, gdy emocję opadają, włoska prasa zaczyna rozmyślać i wprowadza stan alarmowy: – Jak tak dalej pójdzie, to Palermo chyba będzie musiało zawiesić akcję „Słowenia” – pisała jedna z gazet. Pytanie tylko co na to sam Zamparini – może gdzieś jeszcze ma dom?

KRYSTIAN GRADOWSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama