Zegar tyka, a temperatura wciąż rośnie. Do „Derbów Europy” pozostało już niecałe sto godzin. W sobotni wieczór emocje sięgną zenitu, a oczy całej piłkarskiej Europy będą zwrócone na Santiago Bernabeu. Kto zejdzie z boiska w glorii chwały, a kto będzie musiał przełknąć gorzką pigułkę z napisem „porażka”? Do bramki trafi „Fideo” czy „Nino Maravilla”? Nie wiecie kto to? Przedstawiamy wam alfabet El Clasico – przeczytajcie i wszystko się wyjaśni.
A jak Alfredo Di Stefano. Chociaż piłkarską karierę zakończył w latach sześćdziesiątych, to do dziś jest najlepszym strzelcem w historii pojedynków między Realem i Barceloną. „Saeta rubia”, czyli złota strzała – bo taki przydomek nosił urodzony w Buenos Aires napastnik „Królewskich” – w „El Clasico” wpisywał się na listę strzelców osiemnastokrotnie. Czternaście razy w lidze i po dwa w Pucharze Hiszpanii oraz na arenie europejskiej. A pomyśleć, że na początku lat pięćdziesiątych był o krok od przywdziania koszulki, święcącej wtedy triumfy, Barcelony. Podobno w Madrycie ostatecznie wylądował dlatego, że przy jego transferze palce maczał sam generał Franco. Gdyby nie to, w pierwszej linii „Dumy Katalonii” mógłby wtedy występować duet Di Stefano-Kubala. Atak nie do zatrzymania.
B jak Ballon D’or. Rywalizacja między Barceloną i Realem powoli zaczyna przenosić się na inne pola. Jednym z nich jest walka o „Złotą Piłkę”. W tegorocznym szerokim finale znalazło się ośmiu zawodników „Blaugrany” i pięciu piłkarzy „Królewskich”. W najlepszej trójce zostali tylko Messi, Xavi i Cristiano Ronaldo. Jeśli chodzi o Real, to i tak jakiś postęp – w zeszłym roku w czołowej trójce byli tylko zawodnicy z Katalonii. Wygrał Messi przed Iniestą i Xavim. Jakby tego było mało, w rywalizacji o tytuł trenera roku też będzie toczyć się odwieczna walka między Realem i Barceloną. No chyba, że Mourinho i Guardiolę pogodzi sir Alex Ferguson, który jest trzecim nominowanym do nagrody kandydatem.
C jak Canguelo.A konkretnie „El canguelo de Barcelona”. Sformułowanie wymyślone przez dziennikarzy promadryckich dzienników. Co oznacza? W skrócie – obawę przed tym, że Real wyprzedzi zespół Barcelony na finiszu rozgrywek i zgarnie mistrzowski tytuł. Ten termin to pokłosie końcówki sezonu 2006/07, kiedy dowodzony przez Fabio Capello zespół „Królewskich” w ostatniej kolejce sprzątnął ekipie Franka Rijkarda sprzed nosa mistrzostwo Hiszpanii.
D jak Dekalog. Siódme – nie kradnij… Nie, to nie to. Swój dekalog, co prawda nie spisany na kamiennych blokach, ma też Jose Mourinho. Cel posiadania dekalogu jest prosty – ma pomóc wygrywać. Zwłaszcza z Barceloną Co w nim jest? No to na przykład: przykazanie pierwsze – nie tracić goli, a już na pewno nie w pierwszej części meczu, trzecie – zapomnieć o obecności arbitra i uważać na kartki, dziesiąte – zawsze wierzyć w siebie, a na boisku nigdy się nie bać.
E jak Eksperci. Kiedy Polacy wylosowali do grupy na Euro reprezentację Grecji, wszyscy o komentarz pytali Jacka Gmocha. A gdy w Hiszpanii zbliżają się Gran Derbi, we wszystkich mediach aż roi się od wypowiedzi osób kiedyś, bądź obecnie związanych z jednym z klubów. Co mówią przed nadchodzącym El Clasico? Oto kilka opinii: – Ciężko powiedzieć, kto będzie faworytem. Real ma w tabeli sześć punktów przewagi i widać, że do sezonu jest bardzo dobrze przygotowany, przede wszystkim pod względem fizycznym. Barcelona natomiast na pewno góruje, jeśli chodzi o umiejętności czysto techniczne. Jeśli Real wygra i będzie miał już dziewięć punktów przewagi, to będzie to różnica ciężka do zniwelowania – ocenił były obrońca „Dumy Katlonii” – Frank De Boer. – Mam wrażenie, że od pamiętnej porażki 0:5, Real poważnie obawia się Barcelony. Ma przed nią zbyt duży respekt. Wydaje mi się, że oni nie mają żadnego pomysłu na to, jak konkurować z Barcą – dorzucił były trener „Blaugrany” Cesar Menotti. Jak się okazuje, emocje udzielają się wszystkim, oprócz jednego z głównych aktorów nadchodzącego spektaklu. – Gran Derbi nie są najważniejszą sprawą na świecie. Istotniejsze rzeczy będą miały miejsce w piątek, gdy Angela Merkel i Nicolas Sarkozy będą walczyli o ocalenie strefy euro – podsumował niedawno całe zamieszanie wokół El Clasico Pep Guardiola.
F jak Fideo. Czyli po hiszpańsku „chuderlak” – to jeden z boiskowych przydomków piłkarza Realu Madryt – Angela Di Marii. Drugi to „El Cigano”, ale to w tym momencie nieistotne. Ważne jest, że Argentyńczyk jest obecnie w wybornej formie. Mourinho od kilku tygodniu nieustannie zachwyca się jego postawą i możliwe, że to on będzie głównym motorem napędowym akcji „Królewskich” w najbliższą sobotę na Santiago Bernabeu.
G jak Gary Lineker. Piłkarski dżentelmen. Człowiek, który w ciągu swojej prawie dwudziestoletniej kariery nie dostał ani jednej żółtej kartki. Polscy kibice pamiętają go przede wszystkim z tego, że na mundialu w Meksyku w ciągu niespełna pół godziny trzy razy trafił do bramki Józefa Młynarczyka i o mały włos wyrzuciłby kadrę Antoniego Piechniczka z turnieju. Fani Realu również nie wiążą z nim dobrych wspomnień. Ich zespołowi też wbił trzy bramki i do dziś pozostaje jedynym angielskim piłkarzem, który strzelił hat-tricka w El Clasico.
H jak Hijo de puta. Najbardziej znienawidzoną osobą w Katalonii jest Jose Mourinho. Wrogiem publicznym numer dwa kibiców Barcelony jest Cristiano Ronaldo. Cechą wspólną obu panów jest ta sama narodowość. Pomysłowi „Cules” postanowili to wykorzystać i na temat dwójki madryckich Portugalczyków wymyślili taką oto przyśpiewkę: „ese portugués, hijo de puta és”, co można przetłumaczyć, jako „ten Portugalczyk sk**wysynem jest”.
I jak Isaac Cuenca. 20-letni chłopak. Osiemnasty, który zadebiutował w barwach Barcelony za kadencji Pepa Guardioli. Niedawno przeciwko Levante zaliczył premierowe trafienie w La Liga. Teraz ma chrapkę na swoje pierwsze w życiu Gran Derbi. Znając szkoleniowca „Dumy Katalonii”, taki scenariusz wcale nie jest wykluczony. Więcej informacji na temat tego utalentowanego napastnika możecie znaleźć w tym tekście.
J jak Johan Cruyff. Zastanawialiśmy się, co takiego dać pod literką „jot”, bo przecież „Jose Mourinho” byłoby zbyt proste i oczywiste. Nagle dostaliśmy olśnienia. Przecież Johan Cruyff strzelił jedną z najpiękniejszych bramek w historii Gran Derbi. Ogranie trzech rywali w polu karnym w trakcie El Clasico musi robić wrażenie:
Chociaż ten gol Diego Maradony…
…czy to trafienie Raula (żeby nie było, że faworyzujemy Barcelonę)…
…też są niczego sobie. Tę drugą bramkę wrzuciliśmy tutaj z jeszcze jednego powodu. Wiecie, kto stracił tam piłkę w środku pola? Tak, to Xavi. Dzisiaj już raczej takich błędów nie robi.
K jak Kastylia i Katalonia. Gran Derbi to nie tylko potyczka Realu z Barceloną. To walka dwóch największych hiszpańskich miast i rywalizujących ze sobą regionów, które prezentują dwa odmienne style bycia. Dążąca do niepodległości i niezależności od Hiszpanii – Katalonia, przeciwko wiernej władzy królewskiej Kastylii. Wszystko zaczęło się podczas dyktatury Franco. Wtedy wszelkie przejawy suwerenności były karane, a język kataloński był surowo zabroniony. Dla Barcelony zwycięstwo nad Realem to coś więcej niż tylko pobicie rywala na boisku. To górowanie nad wrogiem, który przez lata stał Katalończykom na drodze do wolności i swobody.
L jak Lionel Messi. Argentyńczyk ma patent na strzelanie goli Realowi i w klasyfikacji najlepszych strzelców Gran Derbi jest tuż za plecami najlepszego dotychczas Alfredo Di Stefano. Wiek i obecna forma Messiego sugerują, że już wkrótce może zostawić byłego gracza Realu w pokonanym polu. – To na pewno będzie fantastyczne spotkanie, a zwycięstwo w potyczce z Realem może nas ustawić w dobrej pozycji przed resztą sezonu – zapowiada na kilka dni przed meczem Argentyńczyk. Na temat tego, ile goli zamierza strzelić na razie nie mówi nic.
M jak Mono. Mono, czyli po hiszpańsku „małpa”. Takie słowo pod adresem brazylijskiego piłkarza Realu – Marcelo miał skierować Sergio Busquets podczas pierwszego meczu półfinałowego zeszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. Działacze Realu złożyli wtedy oficjalny protest do UEFA, ale federacja stwierdziła, że na podstawie zapisu wideo nie jest w stanie ocenić, co dokładnie mówił pomocnik Barcelony. Busquets uniknął dyskwalifikacji, a Jose Mourinho po raz kolejny mógł pokazać, że został oszukany. Inaczej mówiąc – status quo.
N jak „Nino Maravilla”. Historię Alexisa Sancheza – „cudownego chłopca” z Chile, który przeszedł zaskakującą drogę od młokosa myjącego samochody do gwiazdy futbolu już kiedyś opisywaliśmy, więc nie będziemy się zbytnio rozwodzić na jego temat – cały tekst o Sanchezie możecie przeczytać TUTAJ. Dlaczego piszemy akurat o nim? Bo Sanchez w Barcelonie jest od niespełna pół roku, a mecze przeciwko Realowi Madryt już mogą mu się dwojako kojarzyć. Dobrze, bo swój debiut w barwach Barcelony zaliczył właśnie w meczu Superpucharu Hiszpanii przeciwko „Królewskim”. I źle, bo przed rewanżowym spotkaniem podczas rozgrzewki nabawił się kontuzji. Nazwa „Real” kojarzy mu się tym gorzej, że poważnego urazu, który z gry wyłączył go na dłuższy czas też doznał w meczu z Realem, tyle że Sociedad.
O jak Ośmiornica. Idiotyczny pomysł zapoczątkowany przez Niemców podczas mundialu w RPA w 2010 roku jest kontynuowany. Wtedy ośmiornica imieniem Paul typowała wyniki reprezentacji Joachima Loewa. Paul zdechł, ale durna tradycja jest kultywowana w Hiszpanii. Tym razem inny głowonóg wskazał, że najbliższe Gran Derbi wygra Barcelona. Na waszym miejscu jednak nie bieglibyśmy od razu do bukmachera stawiać na „Dumę Katalonii”. Ośmiornica nazywa się Messi i może być stronnicza. To tyle. Nie mieliśmy innego pomysłu na literę „O”.
P jak Pique. Wokół hiszpańskiego obrońcy rozpętała się ostatnio medialna burza za sprawą sytuacji z meczu pomiędzy Barceloną i Rayo Vallecano. W końcówce tego spotkania Pique celowo zagrał na czas, aby otrzymać piątą żółtą kartkę w sezonie i „odsiedzieć” ją w niedawnym meczu z Levante. Wszystko po to, by w najbliższą sobotę na Santiago Bernabeu wyjść na murawę z „czystym” kontem. Obrońca „Dumy Katlonii” mógłby zostać ukarany, jeśli arbiter całą sytuację zinterpretowałby, jako zachowanie z premedytacją. Tak się jednak nie stało. W pomeczowym raporcie pan Miguel Angel Perez Lasa nie umieścił na ten temat żadnej adnotacji i Pique w Madrycie na boisko będzie mógł wybiec.
Q jak Quinta del Buitre. Kiedy fani Barcelony przechwalają się, że ich La Masia jest dużo lepszą kuźnią talentów niż madrycka La Fabrica, każdy kibic Realu ma gotową odpowiedź. La Quinta del Buitre – „Piątka Sępa”. Manolo Sanchis, Michel, MartÃn Vázquez, Miguel Pardeza i Emilio Butragueno – pięciu wychowanków Realu, którzy święcili triumfy w latach osiemdziesiątych pod wodzą między innymi Leo Beenhakkera i Johna Toshacka. „Pięciu piłkarzy, każdy o unikatowym stylu, których przeznaczenie zesłało w jedno miejsce, żeby zadziwili świat” – napisał o nich kiedyś felietonista „Marki”. Wokół tej grupki, wzmocnionej takimi piłkarzami, jak Hugo Sanchez czy Bernd Schuster, w Madrycie zbudowano zespół, który przez pięć sezonów z rzędu zdobywał mistrzostwo Hiszpanii. Obecnej, również w dużej mierze opartej na wychowankach, ekipie Barcelony do takiego wyczynu brakuje jeszcze dwóch ligowych triumfów.
R jak Raul. To nazwisko chyba nikogo tutaj nie dziwi. Kto, jeśli nie Raul, miałby być najlepszym wciąż grającym jeszcze w piłkę strzelcem Realu w Gran Derbi. Jego dorobek w meczach z odwiecznym rywalem zatrzymał się na czternastu trafieniach. Gdyby nie to, że musiał na Santiago Bernabeu ustąpić miejsca młodszym i kupionym za ogromne pieniądze napastnikom, może takie bramki strzelałby w El Clasico, a nie w meczu Schalke – Koeln:
S jak Szpaler. Hiszpańska tradycja nakazuje, że w momencie, gdy na boisko wychodzi mistrz kraju, piłkarze drugiej drużyny przy wejściu na boisko ustawiają specjalny szpaler i oklaskami nagradzają nowokoronowanych mistrzów. Real doczekał się takiego od Barcelony pod koniec sezonu 2007/08:
Zawodnicy Realu też sformowali taki kiedyś dla odwiecznych rywali. Konkretnie – dla „Dream Teamu” Johana Cruyffa na początku lat dziewięćdziesiątych.
T jak Tito Vilanova. Po rewanżowym meczu o Superpuchar Hiszpanii było głośno nie tylko o strzelcu dwóch bramek Leo Messim, ale przede wszystkim o asystencie Pepa Guardioli. Wszystko za sprawą palca Jose Mourinho, który podczas przepychanki powędrował nie tam gdzie trzeba. Konkretnie – do oka Vilanovy. Udział drugiego trenera Barcelony w sobotnim Gran Derbi jest wątpliwy. Vilanova niedawno przeszedł operacją nowotworu ślinianki przyusznej i na razie wraca do zdrowia w domu. Jeżeli jednak do Madrytu się wybierze – może lepiej, żeby na wszelki wypadek założył okulary. Tak dla własnego bezpieczeństwa.
U jak USA. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że najlepsze światowe drużyny podczas przygotowań do sezonu wybierają się na tournée do Stanów Zjednoczonych lub Chin, gdzie chałturzą za gigantyczne pieniądze, grając mecze z drużynami o nazwach, których przeciętny kibic nie jest nawet w stanie wymówić. Wszystko było w porządku, dopóki jakiś „Jankes” nie rzucił pomysłu, żeby w sezonie 2012/13 „Derby Europy” rozegrać na amerykańskiej ziemi. Jakby to powiedział Sławomir Peszko: „szanujmy się, tak?”
V jak Villarato. Kolejny termin rozpropagowany przez promadrycką prasę. W zamierzchłych czasach dyktatury generała Franco mówiło się, że sędziowie sprzyjają Realowi. I pewnie rzeczywiście tak mogło być. Ale Franco już nie żyje, a obecnie arbitrzy pomagają „Blaugranie” – tak przynajmniej często twierdzą dziennikarze „Marki” i „AS-a”. Wszystko zaczęło się od tego, że na szefa hiszpańskiej federacji piłkarskiej wybrano wspieranego przez Barcelonę Angela Marię Villara. Od jego nazwiska wziął się termin „villarato”, który zyskał popularność wśród kibiców klubu ze stolicy i jest używany za każdym razem, kiedy w kontrowersyjnej sytuacji decyzja sędziego jest oceniana na korzyść Barcelony.
W jak Wolfgang Stark. Na długiej liście wrogów Jose Mourinho on widnieje pod numerem jeden. Po pierwszym meczu półfinałowym poprzedniej edycji Ligi Mistrzów, Portugalczyk zarzucał arbitrowi jawne faworyzowanie Barcelony. Sugerował nawet, że może to mieć związek z tym, że Stark nigdy nie ukrywał zachwytu nad Leo Messim, a po jednym ze spotkań nawet zażyczył sobie od niego meczową koszulkę w zamian za piłkę, którą Argentyńczyk strzelił Arsenalowi cztery bramki. – Nie rozumiem, dlaczego ten mecz przegraliśmy. Nie wiem, czy to dzięki władzy posiadanej przez Villara w UEFA, ale wiem, że ze sobą sympatyzują i mają naprawdę wielką władzę – wyjaśniał po meczu rozgorączkowany Mourinho. Poszło przede wszystkim o tę sytuację pomiędzy Pepe i Danim Alvesem, po której obrońca Realu wyleciał z boiska z czerwoną kartką:
Na pocieszenie dla Mourinho można tylko dodać, że z racji tego, iż Wolfgang Stark jest Niemcem – w najbliższych Gran Derbi nie będzie sędziował.
Z jak Zdrada. Luis Figo – i tyle w temacie. O jego przenosinach z Camp Nou na Santiago Bernabeu napisano już wszystko, więc nie będziemy was męczyć kolejnymi wypocinami na temat lądujących na murawie telefonów komórkowych i świńskich głów.
MACIEJ SYPUŁA

