Zwolnić Bakero. Sensacyjny dramat w Poznaniu

redakcja

Autor:redakcja

30 listopada 2011, 18:39 • 5 min czytania

– Guantanamera, czas już wyjebać Bakera – śpiewali ostatnio kibice Lecha. Na razie jednak będą musieli obejść się smakiem, bo nieco inaczej na hiszpańskiego szkoleniowca patrzy właściciel klubu z Poznania. Wbrew naciskom sympatyków i opinii publicznej, nie zamierza go jeszcze usuwać ze stanowiska, a to pewnie wywoła dodatkowe kontrowersje, choć już przed wcześniej było gorąco. Kilku niezadowolonych fanów złożyło drużynie wizytę na treningu.
Nieco ponad rok potrzebował Jose Mari Bakero, żeby zniechęcić do siebie opinię publiczną i stracić etykietę cudotwórcy z zachodu, z którą przyjeżdżał do Polski. Dziś już media się nim tak nie podniecają, a wręcz przeciwnie. Powszechnie nawołuje się do zwolnienia go z pracy, kibice żądają jego odejścia, ale wszystko na próżno, bo zamiast dymisji, wyrażono chęć przedłużenia z nim kontraktu.

Zwolnić Bakero. Sensacyjny dramat w Poznaniu
Reklama

Wejście do „Kolejorza” miał dość spektakularne. Na dzień dobry wygrał z Manchesterem City i awansował z grupy Ligi Europy. Jednak powstaje pytanie: na ile to był już jego zespół? Ile dała indywidualna mobilizacja piłkarzy, którzy chcieli się pokazać w meczach pucharowych? Ile w tym było szczęścia, przypadku, a ile metod? I czy w pełni na jego konto spada fatalna postawa w lidze, kosztem dobrej gry w pucharach? Te pytania wydają się być zasadne szczególnie teraz, gdy po ponad roku pracy w Poznaniu – nikt go tam już nie chce. Nikt poza tym, do którego ta decyzja należy.

Na Baska narzekają niemal we wszystkich gazetach. Nie tylko dziennikarze, ale i eksperci. Skarżą się na niego też byli współpracownicy, a i obecni coraz częściej zaczynają cicho mówić, co naprawdę myślą. Nie chodzi o to, że Bakero jest jakimś gburem, chamem, czy człowiekiem jakoś szczególnie uciążliwym w codziennej współpracy. Jest zazwyczaj sympatyczny, często uśmiechnięty i pozytywnie usposobiony. Chyba, że… Ktoś ośmieli się dać mu radę, zwrócić na coś uwagę, bądź – nie daj Bóg – wytknąć błąd lub podważyć trafność decyzji. Były piłkarz wyznaje prostą zasadę – takich ludzi ma nie być w jego otoczeniu. Stąd dyrektorem sportowym został Andrzej Dawidziuk, który wprost idealnie pasował do takiego modelu współpracownika. Nie grzeszy błyskotliwością, nie odważy się niczego skrytykować, a w dodatku potrafi zmyślać jak mało kto. Może nawet jeszcze lepiej niż sam Jose Mari, zaczynający coraz częściej bajdurzyć po przegranych meczach. Ostatnio zazwyczaj przedstawia ich zgoła inny przebieg od tego, jaki widzieli pozostali obserwatorzy.

Reklama

Już chyba nawet poznańscy piłkarze nie wierzą ani w niego, ani jemu. Zresztą, chyba nie do końca go rozumieją, nie zawsze wiedzą o co mu chodzi. Komunikuje się z nimi przecież przez tłumacza, a wiadomo, że nawet najlepsze tłumaczenie nigdy dokładnie nie odda myśli autora, a w pracy z piłkarską drużyną przychodzi w końcu taki moment, w którym trzeba się naprawdę dobrze zrozumieć. Albo trzeba się pożegnać…

Kibice już od dłuższego czasu się tego domagają, a kulminacja miała miejsce na ostatnim meczu z Widzewem. Dali wyraźnie znać, co sądzą o jego pracy, wymachując chusteczkami i skandując: „Guantanamera, czas już wyjebać Bakera”. Liczyli, że stanie się to we wtorek, kiedy to akurat przypadkiem przechodzili (z tragarzami) i wpadli przy okazji na trening pogadać z piłkarzami. Udzielić im wskazówek, których najwyraźniej nie mogą się doczekać z ust trenera. Tego dnia obradował też zarząd, ale nie podjął wyczekiwanej decyzji. Czekali więc na nią i w środę, ale doczekali się jedynie takiego oświadczenia:

„Zarząd KKS Lech Poznań jest dalece nieusatysfakcjonowany i zaniepokojony poziomem gry oraz wynikami, jakie w ostatnim czasie osiągnęła drużyna prowadzona przez trenera Jose Mari Bakero. Liczba zdobytych punktów oraz jakość gry zmusza nas do wnikliwego przeanalizowania potencjału zespołu oraz możliwości dalszej współpracy z trenerem.

Zarząd Klubu podjął decyzję, iż trener Bakero w dalszym ciągu prowadzić będzie zespół Lecha Poznań. Ocena pracy trenera, jak również pozostałych członków sztabu szkoleniowego i zawodników Lecha Poznań zostanie przeprowadzona po spotkaniu z Zagłębiem Lubin. Wówczas podjęte zostaną decyzje dotyczące składu personalnego.

Jednocześnie pragniemy z całą stanowczością podkreślić, iż w ocenie Zarządu Klubu kibice drużyny, która ma walczyć o Mistrzostwo Polski mają prawo oczekiwać zaangażowania i determinacji w dążeniu do celu w każdym meczu.Cel postawiony przed zespołem, czyli co najmniej awans do europejskich pucharów, pozostaje niezmienny o czym, po raz kolejny, poinformowaliśmy sztab szkoleniowy oraz zawodników Lecha Poznań.”

Czyli w skrócie – macie rację drodzy kibice, ale nie zwolnimy go wcześniej, niż po dwóch meczach, które jeszcze zostały w tym roku. Potem zobaczymy, tylko się na nas nie gniewajcie.

Co oznacza takie postawienie sprawy? Z jednej strony – jeśli faktycznie mieliby zmieniać trenera, to niby rozsądniejsze wydaje się zrobienie tego na spokojnie, po całkowitym zakończeniu tegorocznych rozgrywek. Tym bardziej, że zostały już tylko dwa spotkania. Ale z drugiej – gdyby byli tak naprawdę zdecydowani na zmianę, to na co mieliby czekać? Czego mieliby się obawiać? Chyba nie tego, że zespół przestanie grać, bo przecież i tak gra „padlinę”. Gdyby Jacek Rutkowski był przekonany do zwolnienia Bakero, to pewnie zrobiłby tak od razu. Raz, że kibice dobrze by to odebrali, a dwa: następca miałby więcej czasu i możliwości do zapoznania się z drużyną. No chyba, że zwyczajnie jeszcze tego następcy nie ma…

Wygląda jednak na to, że nawet nie zaczęto go szukać, bo właściciel wolałby wcale nie pozbywać się sławnego Hiszpana. Pogroził mu tylko palcem, ale zarazem również piłkarzom, więc nie zwalił jednoznacznie winy za wyniki na trenera. A co, jeśli wygrają dwa najbliższe mecze? One będą decydujące w całościowej ocenie jego pracy?

Image and video hosting by TinyPic

Powyższa tabela (ze strony 90minut.pl) pokazuje, że teoretycznie mogą być. Zarząd Lecha w oświadczeniu napisał, że celem drużyny jest awans do europejskich pucharów, a taki cel jest jeszcze do zrealizowania. Na obrazku widać klasyfikację ekstraklasy liczoną w dniach: 3 listopada 2010 – 30 listopada 2011. Czyli od początku pracy Bakero w „Kolejorzu”, aż do teraz. Widzimy, że pod jego batutą, poznaniacy plasują się na czwartej pozycji, a to najwyraźniej poziom, zadowalający włodarzy KKS. Zgodny z ich strategią, wizją i oczekiwaniami. Zgodny z pieniędzmi jakie wydają na transfery, a konkretnie z tym, że chcą na nich zarabiać. Ile pan Jose wydał kasy na transfery? Zdaje się, że niewiele. A to także dla Rutkowskiego istotne, żeby szkoleniowiec wkomponowywał się w politykę funkcjonowania klubu podporządkowaną celom biznesowym, gdzie nie zawsze decyzje motywowane są aspektem czysto sportowym.

Podsumowując: Bakero odpowiada zarządowi, a przestanie dopiero wówczas, gdy autentycznie straci szansę na puchary, które też są elementem papierowych założeń. Na drugiej szali stoją jednak kibice, którzy zawsze odgrywali olbrzymią rolę w marketingowym odbiorze Lecha. Oni zarzucają trenerowi, że pod jego wodzą drużyna nie gra na miarę ich ambicji. A to oznacza, że mają inne oczekiwania niż właściciel.

TOMASZ KWAŚNIAK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama