Mecz Legii z PSV miał dać odpowiedź, gdzie znajduje się nasza liga i gdzie znajduje się sama Legia. Jak podopieczni Skorży poradzą sobie z drużyną na średnim europejskim poziomie. I czy Ekstraklasa, w której nie mają większych problemów, może być jakimkolwiek wyznacznikiem. Bo legioniści grali dzisiaj o coś, ale bez nadmiernej presji. Mieli fajny cel, pierwsze miejsce w grupie, ale nie czuli noża na gardle.
I w takim nastroju, na luzie, Legia przystąpiła do meczu. Na początku ruszyli na hura, wydawało się, że może coś z tego będzie, ale szybko spasowali. Po rajdzie Manoleva zakończonym samobójem Ł»ewłakowa i poprzedzonym dziwnym wślizgiem Komorowskiego, zorientowali się, że PSV znajduje się o klasę wyżej. Co najmniej o klasę.
Holendrzy, jak stwierdził Radović, wygrali „zasłużnie”. Słusznie zauważył Andrzej Iwan, że praktycznie przy każdej akcji mieli do kogo grać. Nie było kopania na alibi do tyłu. Po czerwonej kartce dla Kuciaka, sprawiedliwej – dodajmy, Vrdoljak siadł już całkiem, a Radović i Ł»yro byli cieniami samych siebie. Nie naharował się też Borysiuk, którego zachowanie przy golu Labyada było karygodne. Mówiąc kolokwialnie – Ariel tę akcję ZLAŁ.
Końcowy kwadrans, gdyby PSV chciało, a raczej musiało, skończyłby się zapewne demolką, jak ostatnio z Groningen. Tyle że Mertens i spółka uznali, że tym razem nie zniszczą leżącego, tylko się pobawią i delikatnie go kopną. Wymienili chyba z milion podań i śmiało można stwierdzić, że Legia w tym sezonie nie biegała za piłką tak długo. Zastanawialiśmy się w międzyczasie, czy gdyby któryś z jej zawodników, np. taki Ł»yro, przeniósłby się do Eindhoven, widać byłoby wielką różnicę w jakości gry całej drużyny. Pewnie nie. Ale gdyby z PSV wyciągnąć któregokolwiek zawodnika, nawet nie Mertensa, o którym wspominał na przedmeczowej konferencji Skorża, ta różnica byłaby kolosalna. Widzieliście, jak grał ten młodziutki Jetro Willems? Rocznik 1994!
O, albo weźmy Timothy’ego Derijcka. 24-letni obrońca z Belgii. Facet – sprawdziliśmy na Transfermarkt – w pierwszym składzie wychodzi od czasu do czasu, a jak już gra, to PSV zazwyczaj traci gola. Tymczasem na Łazienkowskiej pełna profesura. Zagrał niemal perfekcyjnie.
Jedyny, który mógł coś poradzić przeciwko takiej defensywie, to Rafał Wolski. Warto poświęcić mu ostatni akapit, bo… chłopak jest nieprawdopodobny. Fakt, zdarzają mu się dziecinne szarże, głupie straty, akcje w stylu „o jeden zwód za dużo”, ale dla takich piłkarzy przychodzi się na stadion. Jakiś czas temu, pewnie przed kilkoma miesiącami, zapytaliśmy jednego z członków sztabu Legii o opinię na temat Rafała. Stwierdził, że tak świetnie wyszkolonego zawodnika jeszcze w Polsce nie widział. Aż szkoda, że dziś wszedł tak późno.