Sumienie polskiego dziennikarstwa sportowego. Człowiek – jak można wywnioskować z jego tekstów – kryształowy, niezwykle chętnie pouczający i krytykujący młodszych przedstawicieli tego zawodu. Wzór cnót wszelakich. Po prostu – Stefan Szczepłek. Drogowskaz.
Jednak aż się wierzyć nie chce, co ten drogowskaz wskazuje. W skrzynce pocztowej znaleźliśmy najnowsze wydanie encyklopedii piłkarskiej Fuji: „Rocznik 2011 – 2012”. Autorzy poza tytaniczną pracą, którą wykonują co roku, zamieścili też garść ciekawostek. A jedna z tych ciekawostek jest naprawdę, naprawdę ciekawa.
Okazuje się bowiem, że czują się przez Szczepłka okradzeni.
Strona 320. Jak się z niej dowiadujemy, ukazała się książka pod tytułem: „110 lat FC Barcelona. Polskie ślady w historii klubu”. A w środku – tekst Szczepłka pod tytułem: „Szacunek, honor i niespełnione marzenia”.
Oto fragment:
Pierwszy występ był imponujący, bo na Campo de Les Corts Cracovia zremisowała 1:1. W drużynie rywali wystąpiły takie sławy jak Joseph Samitier i Paulinio Alcantara, a gola bramkarzowi o nazwisku Ferenc Plattko strzelił Zygmunt Chruściński. Dzień później, w drugim meczu Barca Plattko znów został raz pokonany, ale Stefan Popiel w naszej bramce skapitulował aż siedem razy (…). Gdy fetowano stulecie Barcelony, Katalończycy nie zapomnieli o wizycie Cracovii; jej mecze odnotowano także w „złotej księdze Realu”.
Teraz zajrzyjmy do tekstu Andrzeja Gowarzewskiego, Grzegorza Nowaka i Lidii Szmel, zamieszczonego w książce poświęconej Cracovii (strona 20). Uwaga:
Wstęp był imponujący, bo na Campo de Les Corts w pierwszej grze Cracovia zremisowała 1:1 – w jej składzie takie sławy jak Joseph Samitier i Paulinio Alcantara, a gola bramkarzowi o nazwisku Ferenc Plattko strzelił Zygmunt Chruściński. Dzień później, w drugim meczu Plattko znów został raz pokonany, ale Stefan Popiel w naszej bramce skapitulował aż siedem razy (…). Gdy fetowano stulecie Barcelony, Katalończycy nie zapomnieli o wizycie Cracovii; jej mecze odnotowano także w „złotej księdze Realu”.
Jako że zawsze głęboko przejmowaliśmy się kazaniami szanownego pana Szczepłka, bardzo chcielibyśmy usłyszeć, na której to lekcji dziennikarstwa uczono kradzieży artykułów i podpisywania swoim nazwiskiem? Pan Stefan cieszy się tak wielkim autorytetem, że na pewno z łatwością to wytłumaczy. Przecież tylko osoby skrajnie mu nieżyczliwe i zwyczajnie ograniczone mogłyby pomyśleć, że popełnił plagiat. Co to, to nie. Plagiat to przecież dla dziennikarza najcięższe wykroczenie. Plagiat dla dziennikarza jest tym, czym dla piłkarza sprzedaż meczu, a dla sędziego wydrukowanie karnego. Skoro Szczepłek jest tak bardzo wymagający wobec innych, z pewnością plagiatu się nie dopuścił. Każdy, ale nie on. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że twórcy książki o Cracovii czytali mu w myślach i po prostu napisali coś, co on sam miał zamiar dopiero przelać na papier (czyli w praktyce Szczepłek został okradziony, a nie kradł).
Cóż, facet chyba nie tylko zbiera koszulki (od piłkarzy, których potem ocenia). Zbiera też artykuły – nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się przydać. A nuż będzie okazja, by napisać książkę? A po co pisać od początku, skoro wystarczy stara dobra metoda kopiuj – wklej?
PS Stefan, tekst to wiadomo, komu podprowadziłeś. Ale komu zwędziłeś te ciuchy? Wpuścili cię na plan „Indiana Jones”?