– Do rana nie zmrużyłem oka. Ktoś przyniósł mi do pokoju granat, wyciągnął zawleczkę i wyszedł, a ja miałem tylko dwie możliwości. Albo ten granat wyrzucić za okno, albo schować do płaszcza i z nim chodzić. Tylko wtedy, któregoś dnia, ten granat mógł wypieprzyć prosto we mnie. Ktoś mógłby zarzucić, że nie zgłosiłem sprawy albo wręcz ją ukryłem. Nie wiedziałem do końca, co robić – o nagraniowej aferze w PZPN opowiada Kazimierz Greń, czyli człowiek, który Latę zrobił prezesem i który teraz ma zamiar go obalić.
Grzegorz Kulikowski powiedział: „Dałem Greniowi zapałkę, a on podpalił las”. Pożar zmierza we właściwym kierunku?
Wolałbym zacząć od początku… Jechałem w czwartek na zjazd Polskiego Związku Piłki Nożnej z wnioskiem o odwołanie Grzegorza Laty z funkcji członka zarządu, a zarazem prezesa związku. Chcieliśmy też zgłosić z delegatami wniosek o skrócenie kadencji, ale on ostatecznie upadł. I po trzecie – doprowadzić do sytuacji, w której wszystkie głosowania przeprowadzałoby się elektronicznie, żeby wreszcie zerwać z tą dziwną zasadą głosowania ręcznego. Takie mieliśmy plany i nikt nie spodziewał się, że nagle dostaniemy tak mocny materiał, takie nagrania… Nie wiem, kiedy i gdzie powstały, ale gdy je odsłuchałem, po prostu zdrętwiałem.
Nie było wątpliwości, że to fałszywka.
Nie mogło być. Od razu poznałem głosy i sekretarza Kręciny, i Grzegorza Laty. Oczywiście, niech teraz tę sprawę badają odpowiednie organy, ale z mojego rozpoznania wynikało jasno – kto i mniej więcej o czym rozmawia. Ale jednocześnie pojawiło się pytanie, co dalej z tym zrobić…
Burzliwa noc – jak ten materiał wykorzystać?
Do rana nie zmrużyłem oka. Ktoś mi przyniósł do pokoju granat, wyciągnął zawleczkę i wyszedł, a ja miałem tylko dwie możliwości. Albo ten granat wyrzucić za okno, albo schować do płaszcza i z nim chodzić. Tylko wtedy, któregoś dnia, ten granat mógł wypieprzyć prosto we mnie. Ktoś mógłby mi zarzucić, że nie zgłosiłem sprawy albo wręcz ją ukryłem. Na początku nie wiedziałem, co robić. Na dziewiątą rano miałem zaplanowaną konferencję w zupełnie innym temacie – podsumowującą trzy lata pseudo-działalności Grzegorza Laty jako prezesa. Nagle jej obraz zmienił się o 180 stopni, bo razem z Bogdanem Durajem podjęliśmy decyzję, że musimy pokazać nagranie.
Maszyna ruszyła. Ludzie, którzy doprowadzili do wyboru Laty, dziś są bliscy jak nigdy wcześniej, by go z tego siodła zrzucić.
Nigdy nie będę się wypierał, że prowadziłem kampanię Grzegorza Laty i robiłem wszystko, żeby wygrał wybory. Ale wierzyłem przede wszystkim w zmiany, które miał wpisane w swoim programie. Z nich oczywiście nic nie wyszło, a Lato już na początku kadencji odsunął osoby, które miały ich dokonywać. Sam zostałem izolowany i odstawiony. Pogodziłem się z nim, wierząc, że w końcu te reformy zrobi. Sam mówił mi: „wytrzymaj ciśnienie”. Próbowałem, ale po roku czasu, gdy jako członek zarządu nie widziałem na oczy żadnych podpisywanych umów, żadnych ważnych dokumentów, złożyłem rezygnację. Można było siedzieć, bawić się, brać po dwa tysiące za posiedzenie i obgryzać chrusty, ale proszę powiedzieć – jak to robić, jeśli jeszcze rok wcześniej jeździłem z Latą i przekonywałem ludzi, że będą reformy… Dziś trupy wypadają z szafy. Umowy z Nike, ze Sportfive…
Klub Kibica RP.
To już w ogóle mistrzostwo świata. 32 złote do sakiewki i nic poza tym… Zadzwonił do mnie kilka dni temu Zbyszek Boniek i mówi: „Kazek, słyszałeś o klubie kibica? Jesteś w domu, to włącz Internet i wejdź na Weszło”. Jak zobaczyłem tę drabinkę powiązań, o której pisaliście, nogi się pode mną ugięły. Proszę pana, niech ta karta kibica kosztuje nawet i czterdzieści złotych, ale niech te pieniądze faktycznie idą na sport dzieci i młodzieży, na juniorskie reprezentacje Polski…
W sposób jasny i przejrzysty przede wszystkim.
Nawet na konferencji prasowej w piątek pokazałem tę waszą drabinkę, bo w głowie mi się to nie mieściło. Niestety, mamy kolejną historię, z którą ja się nie godzę.
Wracając do historii z wczoraj, Kręcina twierdzi, że czuje się szantażowany przez Grzegorza Kulikowskiego…
Nawet śmiać mi się już z tego nie chce, bo tylko zajady się od tego robią. Przecież to jest prosta sprawa. Gdyby to mnie ktoś szantażował, od razu zgłosiłbym sprawę odpowiednim organom, a nie czekał na to parę lat. Jeśli ktoś mnie szantażuje – nie ustalam kwot jakichś transakcji i nie wpuszczam człowieka do swojego gabinetu, a wręcz przeciwnie – wzywam policję. To jest śmiech na sali. Pan Kręcina niestety zaprzecza sam sobie.
Mogą pojawić się kolejne materiały pogrążające jego i Latę?
Nie mam takiej wiedzy. Wszystko, co miałem, przekazałem i zaznaczam z pełną stanowczością – nie ja te filmy nagrywałem i nie wiem w jakich dokładnie okolicznościach powstawały. Ja je dostałem i podjąłem decyzję, że trzeba upublicznić.
Dlaczego ten granat bez zawleczki wpadł akurat w pana ręce?
Być może dlatego, że wiadomo, że jestem w bardzo mocnej opozycji do pseudo-działalności Grzegorza Laty. Nie ukrywam tego, bombarduję go, piszę na swoim blogu, ośmieszam. Generalnie, nie zgadzam się z wieloma rzeczami…
Ostatnio napisał pan „lawinę wywołują pojedyncze kamienie”. Właśnie ruszyła taka, która zrówna to wszystko z ziemią?
Od lat w kuluarach mówiło się o różnych nieprawidłowościach. Pewnego razu słyszałem nawet, że w siedzibie Polskiego Związku Piłki Nożnej ktoś krzyczał, że nie wygrał jakiegoś przetargu, że nie jego firma, tylko ktoś inny. Różne historie… Ale ja zaznaczam – od dwóch lat w PZPN-ie goszczę tylko na Wydziale Dyscypliny. Pan Lato nie oddaje spraw przeciwko mnie do sądu, bo wie, że by przegrał. Woli mnie karać po kilka tysięcy złotych przez WD, twierdząc, że obrażam i szkaluję dobre imię związku. A jakie to dobre imię, wszyscy widzimy.
Może pan mi wyjaśni, jak to możliwe, że wybucha taka bomba, a w tym czasie prezes Lato po raz kolejny dostaje absolutorium?
Nie jest to dla mnie dziwne. Zostało mu jeszcze trochę wiernych żołnierzy, którzy odbierają odpowiednie gratyfikacje finansowe. Ale przypomnę, że na sali miało być 120 delegatów… Gdyby głosowała zdecydowana większość, przypuszczam, że wynik byłby 28 do 70. Tylko, że ludzie nie chcą już brać w tym udziału. Zostali najwierniejsi, którzy zasiadają w wydziałach, komisjach, obserwatorzy, delegaci. Ci, którzy biorą pieniądze. Naprawdę, chciałbym – tak, jak powiedział Janek Tomaszewski – zobaczyć nazwiska tych, którzy głosowali za absolutorium Laty. Choć z drugiej strony, proszę też zwrócić uwagę, co tu się dzieje. Po pierwszym roku rządów prezes dostał 48 głosów. Po kolejnym – 38, teraz jeszcze o dziesięć mniej. To już jest niespełna trzydzieści procent wszystkich.
Wiem, że pana zdanie jest jednoznaczne – Lato powinien w trybie natychmiastowym podać się do dymisji.
Apelowałem do niego, że jeśli ma honor, powinien to rozegrać z godnością i samemu zrezygnować. Na zasadzie – składam dymisję i dziękuję. Ale wydaje mi się, że dobrze znam tych ludzi i oni tego nie zrobią.
Kręcina też nie.
Myślę, że również nie.
Wczorajsze obrady PZPN nie musiały być wcale ostatnim balem na tonącym Titanicu?
Wydaje mi się, że podobnych historii może wyjść jeszcze więcej. Powtarzam – tylko przypuszczam, bo wszystkie materiały, jakie miałem, już przekazałem. Dzisiaj ruch nie należy przede wszystkim do działaczy, ale do rządu. Do ministra, do Donalda Tuska, do Prezydenta RP. Oni mają w rękach narzędzia i instrumenty, które mogą doprowadzić do zmian i zakończyć rządy, które – nie czarujmy się – rozczarowują zdecydowany procent kibiców.
I co dalej, na zgliszczach jednej bandy powstanie druga?
Są ludzie, którzy mają plan i pomysł, jak zmienić polską piłkę. Pytanie, czy ktoś będzie chciał tych pomysłów słuchać. W każdym razie, powinniśmy sobie uświadomić, że pojawiła się szansa, jakiej nie było. Drugi raz taka okazja może się nie powtórzyć.
Rozmawiał PAWEŁ MUZYKA