Ustaw, kopnij, powtórz – i tak sto trzy razy

redakcja

Autor:redakcja

25 listopada 2011, 11:53 • 8 min czytania

Jest w Brazylii taki piłkarz co to ma świetną prawą nogę – ale takich są tysiące. Dobrze wykonuje rzuty wolne – nic nadzwyczajnego. Ale ten piłkarz strzela gola co dziesięć spotkań – też mi wyczyn. Kilka razy strzelił już dwa w jednym meczu – co tam… On tych goli ma już ponad sto! – jeszcze coś? Ale to jest bramkarz!
Imię: Rogerio, nazwisko: Ceni, liczba strzelonych goli: sto trzy i ciągle rośnie. Są tacy piłkarze, którzy w swojej wieloletniej karierze tylko kilka razy zaznali uczucia towarzyszącemu umieszczeniu piłki w bramce. Im jakoś się nie zdarzało stać akurat tam, gdzie spadła piłka i dobić do pustej, nie udawało się też dostać nią w głowę tak, żeby się odbiła i zatrzepotała w siatce, a przy ich strzałach w środek bramki, golkiper nigdy nie puścił szmaty pod pachą. No pech. Nie zdają sobie nawet sprawy jak bardzo „cieszynki” ewoluowały od lat siedemdziesiątych i po golu prezentują coś a’la Grzesiek Lato z Brazylią: wyskok, kolanko, rąsia. Wydaje się, że bramkarze są pod tym względem najbardziej pokrzywdzeni, bo możliwość strzelania bramek zabrano im już w dzieciństwie, kiedy usłyszeli od swoich kolegów: „Ty idziesz na budę”. Paradoksalnie bramkarzem zostawali ci z najsłabszym refleksem, którzy ostatni zdążyli krzyknąć „ja nie stoję!”. Grać w piłkę i nie móc strzelać goli, to trochę jak usiąść do stołu pełnego najsmaczniejszych zup na świecie jedynie z widelcem w dłoni. Rogerio Ceni wstał i poszedł po łyżkę…

Ustaw, kopnij, powtórz – i tak sto trzy razy
Reklama

W piłkę zaczął grać w Sinopie w 1987, poc zym po trzech latach przeniósł się do Sao Paulo, z którym związany jest do dnia dzisiejszego. W drużynie seniorskiej pierwszy raz zagrał w dziewięćdziesiątym trzecim, ale przełomowy okazał się rok 1997. Ówczesny trener Muricy Ramalho podjął decyzję, której skutki widuje się co kilka kolejek na południowoamerykańskich boiskach – pozwolił Ceniemu wykonywać rzuty wolne. I tak sobie Rogerio biegał od jednego pola karnego do drugiego pola karnego ciułając to pięć goli w sezonie, to trzy, to dwa, aż nadszedł rok 2005 i worek z bramkami nie dość, że się rozwiązał, to jeszcze okazał się być głębokim niczym wór Świętego Mikołaja. Z meczu na mecz goli przybywało w tempie porównywalnym do wzrostu długu publicznego według Balcerowicza – licznik zatrzymał się na dwudziestu jeden (w następnym strzelił szesnaście). Ronaldinho rozgrywając swój najlepszy sezon w Barcelonie (2005/2006) zdobył tylko o pięć bramek więcej.

Ceni nie tylko strzelił wiele goli, ale także rozegrał niesamowitą ilość spotkań. Zaczynał w 1990 roku, a dwadzieścia jeden lat i sto trzy gole później przyszło mu świętować tysięczny mecz w barwach brazylijskiej drużyny. Podczas jubileuszu kibice niemalże utopili go w serpentynach. Wdzięczności i wyrazom wielkiego szacunku wobec 38-letniego piłkarza, który już teraz jest uważany za legendę nie tylko Sao Paulo, ale również całego, brazylijskiego futbolu, nie było końca. Więcej występów w lidze zanotowało jedynie dwóch graczy: Pele, który w barwach Santosu wystąpił 1115 razy i Roberto Dinamite, który koszulkę Vasco da Gama zakładał 1110-krotnie.

Reklama

Jednak nie zawsze było tak kolorowo. W 2001 roku zawrzało z powodu domniemanej oferty transferowej z Arsenalu Londyn. Ceni został wtedy zawieszony na 28 dni przez prezesa Paulo Amarala – ziarnem niezgody okazał się kontrakt bramkarza. Rogerio ponoć chciał go rozwiązać, aby móc odejść do Londynu, a prezes za nic nie chciał do tego dopuścić. Po latach, jeden z dziennikarzy wyjawił, że Ceni był bliski podpisaniu porozumienia z Arsenalem w celu wywarcia presji na prezesie i wywindowania swojej pensji. Oburzony Rogerio zadzwonił do programu, wydarł się na dziennikarza i zagroził procesem. Nie wiadomo jak było naprawdę , bo zagadywany o tę sprawę zawodnik zawsze odmawia jakiegokolwiek komentarza. Obecnie pytany o transfer mówi, że nie zamierza się nigdzie ruszać, jednocześnie przyznając, że nie lubi Sao Paulo jako miasta – jest zdecydowani zbyt niebezpiecznie, żeby można było tam normalnie funkcjonować.

Albert Camus, który sam był piłkarzem, stwierdził kiedyś, że bramkarz to najbardziej samotny zawodnik pośród graczy wygrzewających się w blasku sławy. Ceni robił bardzo wiele, żeby nie stać z boku głównego przedstawienia – żeby nie być samotnym. Kiedyś po strzeleniu bramki z rzutu wolnego tak długo napawał się towarzystwem kolegów i owacjami fanów, że zapomniał o swoich głównych obowiązkach, czyli powrocie do bramki. No i nie zdążył. Jakiś czas później podobną akcję widzieliśmy w wykonaniu Hansa Jorga Butta.

Zagrał siedemnaście meczów w reprezentacji Brazylii, ale tak naprawdę nigdy nie potrafił znaleźć tam dla siebie miejsca. Nie mógł dojść do porozumienia między innymi z trenerem Mario Zagallo, który miał do niego pretensje odnośnie jego „odporności na więzi drużynowe”. Chodziło o sytuacje z Pucharu Konfederacji z 1997 roku, kiedy to grupa zawodników nawiedzała pokoje kolegów i w ramach „więzi drużynowych” wszystkim golono głowy. Ceni skomentował to następująco: „Jeśli ja bym był wtedy na zgrupowaniu, to momentalnie bym się spakował i stamtąd wyjechał. Jeśli to jest to, co oni nazywają „duchem drużynowym”, to ja tego nie mam”. Zagallo był wtedy trenerem kadry i ton Rogerio wyraźnie mu się nie spodobał.

Jego arogancja też nie pomagała. W 1999 roku Brazylia grała towarzysko z FC Barceloną z okazji 100-lecia istnienia Dumy Katalonii. Padł remis 2-2, a po meczu Ceni stwierdził, że gdyby nie stracił tych dwóch goli, to jego grę należałoby uznać za jeden z najlepszych występów brazylijskich bramkarzy ostatnich czasów. Arogancja dostrzeżona zostanie po obejrzeniu bramek. Najpierw piłka przelała mu się przez palce po dośrodkowaniu i spadła pod nogi Luisa Enrique (3:15 min), a później odbiła mu się od klatki piersiowej po pozornie niegroźnym strzale z rzutu wolnego (7:35 min). Więc równie dobrze można powiedzieć, że gdyby Tomek Kuszczak nie wpuścił gola z jakiś 70 metrów, to też byłby to świetny występ.

Dużo mówi się teraz o modelu piłkarza kompletnego – strzelającego gole z każdej pozycji, obiema nogami, głową, ręką, żuchwą, wszystkim. Pół żartem, pół serio można zabrać głos w debacie pt: „Ronaldo czy Messi” i odpowiedzieć: Ceni. No bo na czym polega gra w piłkę nożną? Na tym żeby gola strzelić i gola nie stracić. Więc oto jest piłkarz, który obstawia oba te wymagania, oto gracz, który najpierw obroni karnego, by potem wykorzystać rzut wolny i zapewnić swojej drużynie trzy punkty. Choćby Messi i Ronaldo strzelali po pięć w meczu, to nie zagwarantują, że Casillas, czy Valdes nie wpuszczą sześciu. Rogerio Ceni jako jeden z niewielu ma wpływ na to, co widnieje na tablicy świetlnej zarówno po stronie gości jak i po stronie gospodarzy. W jego wypadku znacznie rozszerza się także wachlarz możliwości na rehabilitację po wpuszczeniu szmaty. Taki Iker, kiedy wpuści pod ręką, może się jedynie modlić, żeby koledzy z pola coś strzelili. Jeśli im się nie uda to klapa – mecz kończy się wynikiem 1:0 dla przeciwnika i niczego nie zmienia to, że potem Hiszpan bronił niczym Wakabayashi z Tsubasy. Ceni zaś trzyma wszystko w swoich rękach – i nogach. W 2006 w meczu z Cruzeiro wyprzedził Jose Luisa Chilaverta pod względem strzelonym goli. Mecz zakończył się wynikiem 2-2, a Brazylijczyk zdobył obie bramki (rzut wolny i rzut karny) i obronił jedenastkę wykonywaną przez przeciwnika. Czy piłkarza kompletnego nie powinno definiować to, co definiuje całą grę – bronienie i strzelanie? Jeśli tak, to Rogerio Ceni jest bliżej tego miana niż ktokolwiek inny.

Sześć razy został wybrany najlepszym bramkarzem ligi brazylijskiej, raz jej najlepszym zawodnikiem wg magazynu „Placar”, dwa razy wg Brazylijskiej Federacji Piłkarskiej , po jednym razie najlepszym piłkarzem Copa Libertadores i Klubowych Mistrzostw Świata. Porównując osiągnięcia indywidualne, jak również same statystyki, kompleksów może nabawić się niejedna gwiazda światowego futbolu. Tutaj małe zestawienie:

1.Antonio Cassano karierę rozpoczął w 1999 roku, a więc zaledwie dwa lata po tym jak Ceniemu pozwolono wykonać pierwszy rzut wolny – jak do tej pory Włoch strzelił 6 goli mniej.
2.Steven Gerrard – zaczynał w 1997 i strzelił zaledwie jedną bramkę więcej.
3.Arjen Robben – 2000 r. i 7 goli mniej
4.Franck Ribery – początek kariery to rok 2001, obecnie gorszy o 35 goli od Ceniego.
5.Franz Beckenbauer w piłkę grał przez dziewiętnaście lat, w ciągu których strzelił 9 goli mniej.
6.Fernando Gago musiałby grać w piłkę jeszcze jakieś 350 lat, żeby zbliżyć się do bramkarza z Sao Paulo. Jego tempo to dwa gole na siedem sezonów.

Nie od razu stał się legendą Sao Paulo. Dopiero po siedmiu latach od przejścia do klubu wywalczył sobie pozycję pierwszego bramkarza. Obecnie też są ludzie, którzy zarzucają mu zbyt duże nastawienie na marketing kosztem gry w piłkę, ale jego pozycja jest już na tyle ugruntowana, że nic nie jest w stanie jest zaburzyć. Rogerio Ceni jest superbohaterem z Sao Paulo, który nie opuścił klubu mimo wielu chudych lat. W Brazylii jest utożsamiany ze słowem „lojalność” , wielbiony przez kibiców i przez wielu widziany w roli przyszłego prezesa.

– Chcę podziękować Ramalho, za to, że miał odwagę wyznaczyć mnie do wykonywania rzutów wolnych. Gdybym ja był trenerem nie wiem czy zdecydowałbym się na coś takiego. Jestem mu naprawdę bardzo wdzięczny – mówi po latach Ceni. O to, jak do tego doszło zapytano także trenera, który stwierdził: „w tamtym czasie praktycznie nie strzelaliśmy goli po rzutach wolnych. Nikt ich nawet nie ćwiczył. Zawołałem więc moich zawodników i powiedziałem, że skoro nikt z nich tego elementu nie trenuje, to rzuty wolne wykonywać będzie jedyna osoba, która to ćwiczy – Rogerio Ceni. I tak zostało.

Wygląda na to, że to nie jest takie trudne. Wystarczy po każdym treningu ustawiać piłkę na osiemnastym metrze od bramki, wycelować w okienko i kopnąć. I tak przez kilka lat – zwykła rzemieślnicza robota. Ustaw, kopnij, powtórz. Jak przy taśmie produkcyjnej – nie potrzeba geniusza. A więc może nie jest jeszcze za późno, panowie piłkarze?

JAKUB PفODZICH

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama