Słyszeliście kiedyś o reprezentacji, która przegrała 31 kolejnych meczów, a w dodatku przez sześć lat nie potrafiła nawet strzelić gola? Brzmi abstrakcyjnie, ale jest taka. I nic dziwnego, że z zerowym dorobkiem punktów zajmuje (ex aequo) ostatnie miejsce wśród zespołów sklasyfikowanych w rankingu FIFA.
Prawdopodobnie po raz pierwszy usłyszeliśmy o nich, gdy jakiś czas temu po sieci, nabijając miliony wyświetleń, zaczął krążyć filmik z demolki, jaką na reprezentacji Samoa Amerykańskiego przeprowadzili piłkarze Australii. Wygrali 31:0, trafiając średnio co trzy minuty. Obrońcy Samoa (zresztą, kto wie, czy oni w ogóle mają podział na pozycje?) stwierdzili, że nie ma sensu przeszkadzać, a bramkarz z rezygnacją spuszczał głowę i nawet nie wyciągał rąk po piłkę. Mniej więcej, jakby grał z 10-letnim siostrzeńcem w ogrodzie.
Samoa przegrało też 0:15 z Vanuatu czy 0:18 z Tahiti i generalnie w większości spotkań traciło więcej niż dziesięć bramek. W międzyczasie sprowadziło jednak holenderskiego trenera, który – choć otwarcie przyznawał, że jedzie trenować totalnych amatorów w dodatku bez żadnej wiedzy, na co ich stać – szybko osiągnął historyczny sukces…
Jego zespół nie tylko zdobył bramkę, nie tylko wygrał swój pierwszy mecz. Od wczoraj może chlubić się passą dwóch kolejnych spotkań bez porażki! 2:1 z Tonga i 1:1 z Wyspami Cooka. Pooglądajcie sobie trochę egzotyki… 😉 Całe szczęście, minie jeszcze trochę czasu, zanim dogonią nas w rankingu.