Bracia Gallagher, czyli… historia rozłamu i konfliktu z Manchesterem w tle

redakcja

Autor:redakcja

23 listopada 2011, 09:14 • 10 min czytania

Skandal to synonim ich nazwiska. W Rosji na wszelki wypadek zesłaliby ich do łagrów. Dla odmiany do Chin już teraz nie mają wstępu, a gdyby mieszkali w Polsce, Pudelek musiałby wymienić serwery. Bo kto nie kliknąłby w newsa, gdzie Ferguson jest nazywany kloszardem ze śmietnika, Wenger socjalistą, a Terry debilem? Wszystko jasne, muszą mieć coś wspólnego z opozycją. Dla rdzennych mieszkańców Manchesteru są największymi współczesnymi ikonami „The Citizens”. Przygotujcie się na ostrą jazdę pod szyldem „sex, drugs & rock’n’roll”, bo za wrażenia estetyczne nie odpowiadamy. Liam i Noel Gallagherowie lubią pozostawiać po sobie niesmak.
Gusta muzyczne wśród czytelników muszą być podzielone i dla niektórych nazwisko „Gallagher” może brzmieć dosyć obco. OK, wierzymy, choć na Wyspach doczekali się już statusu legendy i nikt nie patrzy na nich wilkiem, kiedy maszerują po tym samym czerwonym dywanie z Rolling Stonesami czy Led Zeppelin. Braci obwołano legendami rocka za dorobek z zespołem Oasis, choć po rozłamie grupy od dwóch lat nagrywają oddzielnie. Opis ich wspólnego dorobku sobie podarujemy, bo muzykę najlepiej wyrażać muzyką. Pora na wstępie oddać im głos:

Bracia Gallagher, czyli… historia rozłamu i konfliktu z Manchesterem w tle
Reklama

Tematyka utworu wiele wspólnego z futbolem nie ma, ale otoczenie zahacza już o ich drugą największą pasję. Występ odbył się na ziemi obiecanej, czyli na City of Manchester Stadium. Noel i Liam wychowali się co prawda na Maine Road, starym obiekcie „The Citizens”, ale nie zerwali ze swoją miłością, nawet kiedy wzmocnił ich arabski kapitał. Przeciwnie, czekali tylko na utarcie nosa United, a pierwsze prztyczki w nos czerwonej części miasta posyłali na świeżo przejęciu klubu przez szejków: – Cieszymy się, kiedy każdy grosz wydawany przez kibiców United na paliwo, wędruje do naszej klubowej skarbonki.

Reklama

Cięta riposta cechowała Gallagherów od lat najmłodszych. Mówienie tego, co ślina przynosiła na język to jednak pół biedy, bo na etapie szkoły średniej pewne argumenty woleli tłumaczyć pięściami. Efekt? Wydalenie z placówki, porzucona edukacja, drobne kradzieże, skupienie się na muzyce i oczekiwanie na sukces. W skrócie: chuligańska mentalność przeniesiona ze slumsów do wyższych sfer. Zachowania odchodzące od wszelkich norm i umiłowanie wandalizmu. Można się pokusić o stwierdzenie, że panowie najwyraźniej stworzyli wtedy swój własny dekalog, który gwarantuje im nieustanny sukces medialny. Nawet kiedy swoje obowiązki mają w nosie i dają w palnik. Postanowiliśmy się domyśleć, jakie maksymy… zadecydowały o ich popularności w światku piłkarskim. Oto nasze typy:

ZASADA NR 1: WALCZ O DOBRO SWOJEGO KLUBU

O samym przejęciu Man City już napisaliśmy, choć w przeszłości niewiele brakowało, żeby… klub należał do braci. Wszystkiemu był winien premier Tajlandii Thaksin Shinawatra, który sięgnął po drogą zabawkę w 2007 roku. Niestety, po 12 miesiącach musiał zamykać interes. Dlaczego? Bo czekała go deportacja za oskarżenia korupcyjne i nadużywanie władzy w okresie sprawowania drugiego najważniejszego urzędu w kraju. Gallagherowie odetchnęli z ulgą, bo ponoć od początku wyczuwali, że coś tu śmierdzi. Choćby dlatego, że… Shinawatra w przeszłości chętnie pozował z koszulką „Czerwonych Diabłów”.

Image and video hosting by TinyPic

– To szaleniec – mówił Noel na antenie radia BBC, kiedy Tajlandczyk zwolnił Svena Gorana Erikssona. Media reagowały na jego diagnozy z dystansem, choć tym razem powinny były przytaknąć. Taktyka była czytelna: niezmordowany Noel atakował w gazetach, a Liam po cichu knuł spisek z z pozostałymi udziałowcami klubu. Ostatecznie, odejście Shinawatry nie było w pełni ich zasługą, ale historia zakończyła się happy endem, bo klub przehandlowano za katarskie petrodolary. Ustabilizowanie płynności finansowej „The Citizens” nie pohamowało jednak ambicji Liama, by poważniej zaistnieć w ukochanym zespole. Po głowie chodziło mu więc… reklamowanie swojej marki odzieżowej na klubowych koszulkach:

Image and video hosting by TinyPic

Ponoć młodszy z rodzeństwa Gallagherów jeszcze nie powiedział w tej kwestii ostatniego słowa, ale nie wyobrażamy sobie, żeby miał prędko przegonić miliarderów z Etihad. Na razie pozostało mu tylko charytatywne promowanie aktualnych strojów City, bo przed startem bieżących rozgrywek jako pierwszy zaprezentował nowy błękitny komplet. Z czystej dobroci doszedł nawet do wniosku, że przy okazji odświeży klubowy hymn i postawił na gitarowe wycie.

Miłość Gallagherów do klubu naturalnie znalazła odwzajemnienie także wśród zawodników. Robinho podarował Noelowi koszulkę z autografem, a Kompany wylicytował jego gitarę na aukcji charytatywnej za sześć tysięcy funtów. Szczęścia do instrumentów sygnowanych nazwiskiem Gallagherów nie mają za to ich fani z Old Trafford…

ZASADA NR 2: NIGDY NIE SPOUFALAJ SIĘ Z „DIABفEM”

…a najdobitniej przekonał się o tym Wayne Rooney. Napastnik napisał w swojej „biografii” – no dobra, ktoś go wyręczył i napisał za niego – że jest wielkim fanem Oasis. Jego dziewczyna wpadła zatem na pomysł, że na urodziny kupi mu gitarę i wyśle braciom do podpisu. W oryginale była czerwona, ale muzycy postanowili ją lekko podrasować. Efekt za bardzo poraził piłkarza i ten przekazał sprzęt jednemu z domów dziecka.

Image and video hosting by TinyPic

Jeśli urocza pani Coleen Rooney liczyła na więcej, okazała się naiwniakiem. Wcześniej podobny szlak przetarł bowiem pozornie rozsądny Gary Neville. Zdaniem braci, również zasłużył na nieprzeciętną regułkę z okazji urodzin: „Wszystkiego najlepszego, baranie”. Panowie prowadzili jeszcze walkę z obrońcą na wzajemne wbijanie szpilek na Twitterze, ale Noel finalnie stwierdził, że nie ma już powodów do wyśmiewania Neville’a: – Dobra, bez żartów. Wiecie, że go lubię? To żaden sarkazm. Obaj chętnie sobie docinamy, ale to dobra zabawa. Słyszałem, że to fajny gość, choć nigdy się nie spotkaliśmy. Gratuluję mu nowej roli, bo coraz lepiej odnajduje się w roli komentatora. Chwilami brakuje mu pełnego luzu przed kamerą, ale daje sobie radę.

Na równie przyjemne komentarze ze strony Liama, który bywa bardziej okrutny, nie mógł liczyć nawet sir Alex Ferguson: – Nasz Mancini to fajny gość, ma styl, widać to nawet po jego szaliku. Dobry ubiór to wizytówka każdego Włocha, więc jego ekstrawagancja mnie nie dziwi. W przeciwieństwie do jej braku u tego Szkota pracującego naprzeciwko ulicy. To świetny menedżer, ale wygląda jak kloszard albo zwykły śmieciarz.

ZASADA NR 3: KOCHAJ PIفKARZA SWEGO, JAK SIEBIE SAMEGO

Image and video hosting by TinyPic

Nikogo nie powinno dziwić, że szczególnym uczuciem obdarzyli Carlosa Teveza, który z Fergusonem miał mocno na pieńku i porzucił United dla City. Kiedy partnerka życiowa Noela przed rokiem spodziewała się dziecka, gitarzysta wypalił: – To będzie chłopiec, więc pewnie nazwę go Carlos. O, albo jeszcze lepiej, po prostu Tevez. Tevez Gallagher. Hmmm… albo Carlito Gallagher. Nadal brzmi nieźle, prawda? – żartował. Patrząc na perypetie Argentyńczyka w klubie, zdawałoby się, że muzyk szybko pożałuje swych słów, ale jeszcze niedawno szedł dalej w zaparte: – To wciąż nasza legenda. Jeśli nie lubi miasta, trudno. Doceniam, że jest otwarty i szczery.

Sentyment do Argentyńczyka pozostawał silny najwyraźniej dlatego, że Tevez… usiłował przeforsować reaktywację Oasis. Ł»eby było ciekawiej, wtórował mu Messi, ale muzycy puścili absurdalne prośby mimo uszu. Nie mieli w tym żadnego interesu, bo w przeszłości piłkarze również niechętnie podchodzili do ich najbardziej szalonych pomysłów: – Liam i Noel pytali mnie, kiedy dołączę do City i obiecywali, że sami dołożą do tego z własnej kieszeni – wspominał z uśmiechem Alessandro Del Piero. Włoch od lat pozostawał fanatykiem Oasis i poznanie duetu wokalistów uznawał za wielki przywilej.

– Kiedy zobaczyłem ich po raz pierwszy, zareagowałem jak dziecko, bo wróciły do mnie wszystkie wspomnienia, kiedy słuchałem ich płyt. Oczywiście bywałem też na koncertach, a raz zapowiadałem na scenie solowy występ Noela. Chętnie zamieniłbym się z nimi rolami, ale niestety to niemożliwe, więc ograniczam się do wizyt na ich występach. Oni wpadają za to czasem na moje mecze – twierdził Alex. Za przyjaźń z Noelem odpłacił się w najlepszy możliwy sposób: vipowskimi wejściówkami na mecz półfinału mistrzostw świata z Niemcami. Raz zgodził się nawet epizodycznie wystąpić dla grupy w teledysku do utworu „Lord, Don’t Slow Me Down” (około 1:57):

Ł»al tylko, że wśród powyższych migawek z życia duetu zabrakło najlepszych momentów, np. takich jak słynne wciąganie krechy koki w kiblu na Downing Street. Najprawdopodobniej biała substancja pozostawiła po sobie poważne skutki uboczne, bo Liam i Noel zaczęli pałać do siebie wzajemną agresją. Rozpad zespołu to był dopiero początek.

ZASADA NR 4: ZDEPCZ BRATA W MEDIACH

Od 2009 rzadko marnują chwile, by sobie dopiec. Uszczypliwości przelewają na łamach gazet, bo w inny sposób nie rozmawiają. Czasem robi się za gorąco, ale sytuacje udaje się opanować. Choćby wtedy, gdy Liam złożył pozew sądowy przeciwko bratu, twierdząc, że ten ciągle łże na jego temat. Jako poszkodowany poczuł się jednak nieswojo i wolał z powrotem dolewać oliwy do ognia krytykując solowy dorobek brata. Pozew wycofał, ale role się odwróciły i… to Noel zamierza teraz sprawę rozwiązać w sądzie, bo ponoć 39-latek nękał jego partnerkę i nagrywał jej wulgarne wiadomości na sekretarkę.

Matka muzyków powoli traci nadzieje na pojednanie synów, bo nie połączyło ich nawet wygranie przez City rozgrywek FA Cup, które było dla klubu pierwszym trofeum od 35 lat. Stwierdziła tylko: – Muszą to rozwiązać między sobą. Na to się nie zanosi, bo Liam powiedział po historycznym meczu: – Mój brat to przestraszony, mały kotek, który najpewniej boi się prawdziwych tłumów fanatyków. Pewnie siedział w Los Angeles ze swoimi ludźmi i zadzierał nosa. Ciągle gości w audycjach radiowych, gdzie mądrzy się na temat piłki, żeby później nie chodzić na mecze. To naprawdę słabe – mówił po absencji brata na Wembley.

Image and video hosting by TinyPic

Noel faktycznie przebywał w Stanach, gdzie dopieszczał swój solowy album, ale proszony o komentarz zachował stoicki spokój i mówił tylko o finale FA Cup: – Wreszcie mogłem odetchnąć z ulgą, bo przez całe życie czekałem na moment, kiedy moja wiara w klub się odpłaci. Wiedziałem, że to w końcu nastąpi, kiedy trafiliśmy w ręce szejków. Nie da się jednak ukryć, że kiedy United dominowali na wszystkich frontach, zadawałem sobie pytanie: „ojcze, dlaczego mi to zrobiłeś i zaprowadziłeś mnie w dzieciństwie na Maine Road” – niby da się wyczuć spadający kamień z serca, choć pewnie w środku zżerała go zazdrość. Mecz oglądał w telewizji, a Liam bawił się w Londynie w najlepsze. „The Citizens” ograli 1:0 Stoke City, a muzyk udowodnił, że „Let’s all do The Poznan” nie jest mu obce. Nawet na trybunie vipowskiej: – To wprost zajebiste, kocham Poznań – komentował na gorąco.

Image and video hosting by TinyPic

W kwietniu tego roku niczego nieświadomy Noel wybrał się na mecz ligowy „The Citizens” z Liverpoolem na Anfield. Okazało się jednak, że przypadkiem został zakwaterowany w tym samym hotelu, co Liam, bo młodszy z Gallagherów miał w tym samym terminie zagrać w „mieście Beatlesów” koncert z formacją Beady Eye. Na wieść o tym, co się kroi w hotelowej recepcji, natychmiast wolał się wynieść. Uniknął tym samym pierwszego spotkania duetu po… 24 miesiącach.

ZASADA NR5: RELAX AND HAVE FUN

Gallagherowie, choć rozdzieleni, nadal nie tracą swojego tupetu. Kiedy Liam pojechał na mecz z „Kogutami” przy White Hart Lane, cały czas musiał wysłuchiwać wyzwisk pod swoim adresem. Zrewanżował się dopiero, kiedy City strzeliło bramkę. Za prowokacyjne gesty w kierunku kibiców gospodarzy stewardzi chcieli usunąć go ze stadionu.

Image and video hosting by TinyPic

Noel w tym czasie przeprowadzał swój prywatny szturm na inne londyńskie kluby: – Pieprzyć moralność. Pieprzyć Wengera i jego socjalistyczną wizję piłki. Jak można w tych czasach mówić o jakiejkolwiek tożsamości klubowej? Przejęli nas szejkowie i dali nam drugi oddech, bo przez 30 byliśmy kompletnie spłukani. Więc chyba jest nieźle, nie? Chcecie też poznać moją opinię na temat Johna Terry’ego? Nie lubię go i nigdy nie lubiłem. Spójrzcie na jego śmieszne oczy, to zwykła płaczka i debil.

Obaj muzycy bawią się dobrze, póki unikają wzajemnego spojrzenia, bo przy bliższym spotkaniu jeden najpewniej nadziałby drugiego na widły. Chwilami ich wulgarności wstydzą się nawet na forach nieliczni fani Man City. Nic w tym dziwnego, bo Gallagherowie podpadli, kiedy wzięli w obronę znienawidzonego na Eastlands Wayne’a Rooneya. Ich zdaniem piłkarz został niesłusznie zawieszony przez komisję ligową za przeklinanie do kamer. Pauzowanie w trzech meczach to jednak pestka przy sankcjach, które ciążyły nad duetem w Azji, jednocześnie pozbawiając braci sporego zastrzyku gotówki. W Chinach uznano ich twórczość za zbyt obraźliwą i zabroniono przekraczania granicy. To musi boleć Liama, który wizerunkiem upodabniał się niegdyś do Johna Lennona, ale na status muzycznego arystokraty już nigdy nie zapracuje. Pozostało mu tylko utożsamić z jednym z największych hitów legendy Beatlesów o idealnym przedstawicielu klasy robotniczej – „Working Class Hero”.

FILIP KAPICA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama