Jeszcze w 54. minucie przegrywał najważniejszy mecz w swojej karierze 0:3. Wówczas z lewego skrzydła nieudolnie próbował dośrodkować Jon Arne Riise, ale trafił wprost w obrońcę przeciwników. On w tym samym czasie modlił się, aby druga centra spadła wprost na jego głowę. Gdy ostatecznie tak się stało, strzał który oddał odmienił losy bodaj najlepszego pojedynku w historii futbolu.
Sześć minut później Steven Gerrard wywalczył rzut karny, który na raty na wyrównanie zamienił Xabi Alonso. Podczas dogrywki przez pół godziny wcielił się w rolę prawego obrońcy, powstrzymując natarcia niezmordowanego Serginho. W konkursie jedenastek do piłki miał podejść jako ostatni. Nie musiał. Oszałamiający taniec na linii bramkowej Jerzego Dudka umożliwił mu wzniesienie piątego Pucharu Mistrzów w historii Liverpoolu.
Rok później w finale Pucharu Anglii pomógł swojej drużynie odrobić dwubramkową stratę, asystując przy golu Djibrilla Cisse oraz samodzielnie umieszczając piłkę w siatce. Nie uchroniło to jednak kibiców przed kolejnym dreszczowcem. Bramka strzelona przez Konchesky’ego dawała zwycięstwo w najstarszych rozgrywkach piłkarskich West Hamowi, jednak w doliczonym czasie gry zdecydował się na oddanie kapitalnego strzału z około trzydziestu metrów, którym po raz kolejny skazał się na męczącą dogrywkę i emocjonujące rzuty karne. Skutecznie egzekwowane jedenastki dały jemu i kolegom póki co ostatni triumf w barwach drużyny z miasta Beatlesów.
Jednak nie wszystko musiało potoczyć się w ten sposób. Młody Steven już w dzieciństwie mógł przekreślić swoje szanse na zostanie legendą The Reds. Będąc małym chłopcem uwielbiał kopać piłkę na jednym z boisk w Huyton, dzielnicy Liverpoolu. Któregoś razu ta ugrzęzła w krzakach, z których próbował wydostać ją obdarzając soczystym kopniakiem. Pech chciał, że zamiast w futbolówkę, trafił w ogrodowe widły, które utkwiły w dużym palcu prawej nogi. Lekarze ze szpitala w Alder Hey nie widzieli innego wyjścia niż amputacja, lecz z pomocą przybył ówczesny trener w liverpoolskiej akademii, Steve Heighway, który kategorycznie nakazał usunięcie wideł w inny sposób. Profesjonalna pomoc medyczna oraz determinacja Heighwaya uratowały Gerrardowi karierę.
Dzięki temu w niedalekiej przyszłości mógł zapracować na status żywej legendy jednego z najbardziej utytułowanych klubów na świecie. Swoimi zagraniami nieraz podrywał partnerów do wyczynów, które na długo zapadły w pamięci fanów z Anfield Road. Jak wówczas, gdy w fazie grupowej Ligi Mistrzów podczas słynnej kampanii 2004-05 gospodarze potrzebowali zwycięstwa nad Olympiacosem Pireus różnicą dwóch goli, aby awansować do 1/8 finału, a do przerwy przegrywali po golu słynnego Rivaldo. Wtedy to, w drugiej części gry Liverpool na prowadzenie wyprowadzili rezerwowi Mellor i Sinama-Pongolle, ale do pełni szczęścia nadal brakowało jednego trafienia. W tym momencie do akcji wkroczył Gerrard, który atomowym strzałem sprzed pola karnego zagwarantował Czerwonym awans do fazy pucharowej. Bramka ta jest bardzo dobrze wspominana również dzięki fantastycznemu komentarzowi Andy’ego Graya dla Sky Sports, któremu ekspresji na antenie mógłby pozazdrościć nawet Dariusz Szpakowski.
Pomimo tak wspaniałych dokonań Stevena Gerrarda nadal można uznać za piłkarza wyjątkowo niespełnionego. Jako jeden z najlepszych zawodników na swojej pozycji nigdy nie zaznał smaku Mistrzostwa Anglii. W barwach Liverpoolu występuje od dziecka i nie zmieniły tego nawet pieniądze oferowane przez Romana Abramowicza i pokusa gry pod skrzydłami Jose Mourinho. Jednak lojalność wobec klubu, który go wychował nie zawsze jest odwzajemniona pasmem pełnym sukcesów. Oprócz fantastycznym momentów, co raz częściej zdarzają się bolesne porażki i rozczarowania.
Ostatni triumf święcił w 2006 roku po zwycięstwie w FA Cup. Od tej pory nic znaczącego wraz z klubem, a tym bardziej reprezentacją nie osiągnął. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że od tego czasu jego karierę najłatwiej przedstawić na wykresie równi pochyłej z wyraźnym jej załamaniem na przestrzeni ostatnich dwóch sezonów. Jeszcze w 2007 roku dotarł do kolejnego finału Champions League, a rok później odpadł w przedostatniej fazie rozgrywek, lecz w poprzedniej i obecnej edycji nawet nie wystąpił. Klub, który był postrachem największych w całej Europie przeżywa kryzys, z którego usilnie stara się wydostać. Niestety, co raz rzadziej przy pomocy swojego kapitana.
Kłopoty ze zdrowiem nie omijały Gerrarda przez całą karierę. Kontuzja pachwiny wykluczyła go z udziału w Mundialu w 2002 roku, a dolegliwości związane z powikłaniami ciągną się za Gerrardem aż do chwili obecnej. Apogeum nastąpiło w kwietniu tego roku, gdy Steven musiał poddać się operacji, która wykluczyła go z gry na ponad pół roku. Już w zeszłym sezonie nadzwyczaj często był tylko statystą, który nie mógł pomóc kolegom na boisku, ale w obecnych rozgrywkach sytuacja wygląda jeszcze mniej różowo.
Powrót Gerrarda na boisko był przewidziany na przełom sierpnia i września, jednak uniemożliwiła mu to infekcja pachwiny. Ostatecznie swój tegoroczny debiut zaliczył w spotkaniu Pucharu Ligi przeciwko Brighton, na kwadrans przed końcem zmieniając Luisa Suareza. Trzy dni później po raz pierwszy podniósł się z ławki w meczu ligowym, również do derbowego boju z Evertonem oddelegowany został dopiero w drugiej połowie. Wydawać by się mogło, że pełnowymiarowym występem przeciw Manchesterowi United okraszonym golem z rzutu wolnego udowodnił, że nękającego go urazy przeszły do historii, a tylko kwestią czasu jest, gdy znów wraz z kolegami będzie dostarczał pozytywnych emocji swoim kibicom. Nie minęło jednak kilka dni, a Gerrarda zmogła kolejna kontuzja – tym razem kapitana Liverpoolu podczas przerwy na rozgrywki międzynarodowe zaatakowała infekcja stawu skokowego.
Kibice The Reds co raz częściej zastanawiają się czy kontuzjowany Gerrard to nie jest już stan permanentny, do którego w klubie powinni się zacząć przyzwyczajać. Niegdyś Liverpool uznawano za zespół uzależniony od swojego dowódcy, jednak od pół roku wpływ Gerrarda na grę jest niemal niezauważalny. Kontuzje dręczące Stevena marginalizowały jego rolę, która była niepodważalna. 31-latek staje przed być może największym wyzwaniem w swojej karierze – musi podjąć walkę z odmawiającym posłuszeństwa i wyeksploatowanym organizmem, który stał się obecnie jego największym wrogiem.
Półroczna przerwa jaką odbył Gerrard była najdłuższą w jego piłkarskim życiorysie, a storpedowany powrót na boisko mógł tylko jeszcze gorzej wpłynąć na dyspozycję i samopoczucie zawodnika. Nikt jednak w samym Liverpoolu i całej Anglii nie wyobraża sobie, aby Steven poddał się tak łatwo. Fabio Capello nadal widzi go w roli filaru środka pola na Euro 2012, a Kenny Dalglish wciąż liczy na swojego podopiecznego w walce o powrót do czołowej czwórki w lidze. Pytanie tylko, czy Steven Gerrard będzie w stanie dokonać kolejnego cudu w swojej piłkarskiej karierze?
KAMIL FORMA
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]