Piotr Gołos, odpowiedzialny w PZPN za marketing, w programie „Cafe Futbol” mówił, mówił i mówił. Nie powiedział jednak najważniejszego – kiedy ma zamiar złożyć wymówienie? Każdy popełnia błędy, ale zdarzają się też takie, za które płaci się głową. Jeśli marketingowiec tłumaczy, że nie docenił roli godła narodowego i popełnił błąd, jeśli przyznaje, że miał niezbyt szczęśliwy pomysł i jeśli ten pomysł przynosi konkretne straty finansowe (frekwencja na meczu z Węgrami), a może przynieść jeszcze większe (odszkodowanie dla Nike), jeśli dodatkowo odpowiada za PR związku, a ten PR zostaje zrujnowany, to na co jeszcze czeka? Poniósł stuprocentową klęskę. A nawet nie tyle ją poniósł, co spowodował.
Przeprosił – miło.
Przyznał się do winy – i dobrze.
Ale dlaczego właśnie przygotowuje się do kolejnych projektów? Czy będą równie udane? On nie zaliczył zwykłej wpadki. On równie dobrze mógł przeprowadzić rebranding poważnej firmy, umieszczając psią kupę jako nowe logo. Czy wówczas wystarczyłoby stwierdzenie „sorry, nie doceniłem, jak źle psia kupa jest odbierana przez klientów”? No nie, raczej nie. Zatrudniony został w PZPN po to, by wprowadzić trochę nowoczesności, ale okazało się, że ewidentnie przedobrzył i jeszcze bardziej popsuł wizerunek związku, co przecież wydawało się niemożliwe. Miał zająć się marketingiem, a marketing bazuje na pozytywnych skojarzeniach. Godło kojarzyło się pozytywnie.
A on sobie siada i mówi: – No tak, był to pewien błąd, zobaczymy, co zarząd z tym zrobi.
Jak mawia Jan Tomaszewski – to nie był błąd, to był wielbłąd. Równie dobrze pilot samolotu mógłby pomylić lotnisko z dachem supermarketu. Dyrektor ds. marketingu i PR nie spowoduje katastrofy lotniczej, natomiast może spowodować właśnie taką, jaka za nami. Gdyby dziś marketingiem w PZPN zajmował się jakiś terenowy działacz i gdyby zaliczył taką wpadkę, to wszyscy żądaliby dymisji. Traktujmy wszystkich jednakowo…