Jakby powiedział klasyk: panowie, to jest kabaret.
Artur Sobiech zdążył przejść z Ruchu Chorzów do Polonii Warszawa, strzelić dla Polonii przez rok kilka goli, pokłócić się z prezesem, odejść do Hannoveru, zagrać w Bundeslidze, dostać czerwoną kartkę itd. To wszystko Sobiech zdążył. Natomiast Ruch Chorzów przez półtora roku nie zdążył przelać pieniędzy, które należą się Grunwaldowi Ruda Śląska.
A przecież to powinien być automat.
– Pani Krystyno, czy pieniądze już wpłynęły na konto?
– Te z Polonii?
– Tak.
– Tak, już są.
– No to proszę trzydzieści procent wysłać na konto Grunwaldu.
I już, sprawa załatwiona. Powinno to trwać trzydzieści sekund.
Ruch się jednak buja już półtora roku i w praktyce obraca pieniędzmi, którymi obracać nie powinien. Biedacy z Grunwaldu się żalą, ale co mogą zrobić? Nic. Na łamach „Przeglądu Sportowego” narzekają, że Ruch jest im dłużny jeszcze około 400 tysięcy złotych. I że kasy jak nie było, tak nie ma.
Identycznie ma się sprawa z Sadlokiem, który też w Polonii już gra i gra, a Józef Wojciechowski pewnie nawet zapomniał, kiedy za niego płacił. Ale płacił – pięć minut po transferze. Ciekawe, czy działacze chorzowskiego klubu byliby równie wyrozumiali, gdyby JW potraktował ich tak, jak oni traktują Pasjonata Dankowice: „zapłacimy, zapłacimy”.