Twierdza Anfield nadal niezdobyta

redakcja

Autor:redakcja

10 listopada 2011, 22:30 • 4 min czytania

– Momentami wyglądaliśmy jak bezgłowe kurczaki biegające za piłką – mówi obrońca Liverpoolu Daniel Agger. Byliśmy słabi w każdym aspekcie gry – wtóruje mu Kenny Dalglish. Skrucha, choć wydaje się być szczera, jednak ulgi kibicom „The Reds” nie przynosi. Mimo że wciąż niepokonany, to Liverpool po raz kolejny gubi punkty na własnym stadionie. Dwa tygodnie temu zremisował tutaj beniaminek z Norwich, a w zeszłą sobotę dokonali tej sztuki zrobili to piłkarze Swansea.
Określenie uniknięcia porażki na Anfield „sztuką” byłoby sporym nadużyciem, bo jeżeli choć chwilę się nad tym słowem zastanowić, to wskazuje ono na czyn wymagający pewnego rodzaju szczególnych zdolności, a w tym przypadku absolutnie nie są one konieczne. Dość powiedzieć, że w tym sezonie punkty z Liverpoolu wywiozły Sunderland, Manchester United, Norwich oraz Swensea, podczas gdy z niczym odjeżdżały jedynie ekipy Boltonu i Wolverhampton, które, powiedzmy sobie szczerze, mają w zwyczaju z honorami witać stadiony w całej Premiership, bardzo często zostawiając na nich komplety punktów.

Twierdza Anfield nadal niezdobyta
Reklama

„Atut własnego boiska” – określenie, które z pewnością zna każdy z nas. Klasowy zespół musi potrafić zwyciężać u siebie zarówno ze słabymi drużynami, które przyjeżdżają, by zaparkować autobus we własnej bramce i za wszelką cenę bronić remisu, jak i z ligowymi potentatami, którzy wpadają na nasze boisko, by wydrzeć nam z rąk trzy punkty. Na własnym stadionie gra się po prostu łatwiej i jeżeli drużyna ma odwagę marzyć o jakimkolwiek sukcesie, to ma obowiązek regularnie wygrywać mecze domowe. Szczególnie kiedy za plecami ma się legendarną trybunę „The Kop”, z której zawodników wspiera niemal 13 tysięcy gardeł, a aspiracje klubu sięgają w tabeli pierwszej czwórki i awansu do Ligi Mistrzów.

Dlaczego więc Liverpool wygrywa tak rzadko? Tego nie wie nikt, a nawet jeśli ktoś wie, to skrzętnie tę wiedzę ukrywa. Jasne – można zgadywać. Kibic-filozof powie, że drużyna została latem mocno przebudowana i potrzebuje czasu, by się zgrać. Kibic-piłkarz wyduka coś o braku skuteczności czy kropce nad i. Kibic-psycholog będzie zarzekał się, że zawodnicy nie są wystarczająco zmotywowani na mecze ze słabiakami. Kibic-ekspert stwierdzi, iż kontuzja Stevena Gerrarda odbiła się na zespole, bo brakuje mu rozgrywającego, a kibic drużyny przeciwnej nie zagłębiając się zbytnio w szczegóły oświadczy, że „The Reds” są po prostu za słabi. Co ciekawe każdy z nich oglądając sobotni mecz ze Swensea uśmiechał się z satysfakcją, że to on miał rację.

Reklama

Bo prawda jak zawsze leży po środku. Dowieść tego mógł już w siódmej minucie meczu Andy Carroll, który w świetnej sytuacji trafiając do niemal pustej bramki przekreśliłby wszelkie moje dywagacje. Kilkakrotnie mógł zrobić to również bramkarz Liverpoolu Pepe Reina, który świetnymi interwencjami ratował drużynę przed blamażem. I wreszcie najlepszą sposobność, by sprawić, że musiałbym pisać to wszystko od nowa miała jakaś nastolatka niepozornie wyglądająca 25-letnia Sian Massey, angielska sędzina, która w 88 minucie spotkania wychwyciła spalonego, na którym znalazł się pakujący piłkę do bramki swojego rodaka Dirk Kuyt.

Całe spotkanie można jednak podsumować parafrazując wypowiedź Daniela Aggera. Otóż piłkarze Liverpoolu zagrali tak, że momentami nie wyglądali jak bezgłowe kurczaki biegające za piłką.

Po przerwie reprezentacyjnej, która czeka nas w ten weekend, drużynie Liverpoolu przyjdzie zmierzyć się najpierw na Stamford Bridge ze stołeczną Chelsea, a następnie u siebie z rozpędzonym Manchesterem City. Wbrew pozorom rzucanym przez ostatnie wyniki zespołu Kenny’ego Dalglisha wcale nie spodziewam się tutaj łatwych przepraw dla graczy Villasa-Boasa i Manciniego. Pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że Liverpool żadnego z tych meczów nie przegra, a co najmniej jeden wygra. Piłkarze Liverpoolu jak nikt inny potrafią zmobilizować się na konfrontacje z wyżej notowanymi rywalami. Mam natomiast radę dla sympatyków The Reds: jeśli wasza drużyna wygra dwa najbliższe spotkania nie wieszczcie jeszcze nadejścia lepszych czasów. Poczekajcie. Dwa tygodnie później do miasta przyjeżdża Queens Park Rangers.

PIOTR CERLAK

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Anglia

Wzruszające chwile na Anfield. Byłe kluby uczczą pamięć zmarłego piłkarza

Wojciech Piela
0
Wzruszające chwile na Anfield. Byłe kluby uczczą pamięć zmarłego piłkarza
Polecane

Znany Austriak kończy karierę. Mistrz olimpijski żegna się ze skokami

Wojciech Piela
1
Znany Austriak kończy karierę. Mistrz olimpijski żegna się ze skokami
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama