Każdy trener ma swojego pupilka, na którego stawia w ciemno. Giovanni Trapattoni faworyzował Daniela Ljuboję, Rafa Benitez każdego kto miał hiszpański paszport, Robert Maaskant zakochał się w grze Cwetana Genkowa, który – nie oszukujmy się – piłkarzem jest co najwyżej średnim. Jeden z najlepszych trenerów na świecie, Jose Mourinho również posiada listę zaufanych zawodników.
Gdy w lecie zeszłego roku Sami Khedira dołączył do Realu Madryt, kibice naiwnie wierzyli, że w przyszłości zostanie on kimś na miarę Claude Makelele. Ku ich rozczarowaniu tak się jednak nie stało. Jego występy wciąż pozostawiają wiele do życzenia, przez co słusznie uznaje się go za najsłabsze ogniwo „Królewskich”. Być może jeszcze się rozkręci, ale wpierw musi znaleźć motywację do zmiany otoczenia. Z chęcią przeprowadzki może być w jego przypadku różnie. Koledzy z Bundesligi towarzystwo umilają, słoneczko świeci, kasa na koncie się zgadza, a na mieście zawsze znajdzie się tylna część ciała, na której warto zawiesić oko – jednym słowem żyć nie umierać. Dużo lepiej od swojego konkurenta prezentował się rezerwowy, Lassana Diarra, który podczas swoich nielicznych występów spisywał się bardzo przyzwoicie. Kibice głośno domagali się, aby to Francuz rozpoczynał mecze w wyjściowym składzie. Jednak portugalski szkoleniowiec pozostawał głuchy na prośby hiszpańskich sympatyków Realu. Mimo wszystko należy przyznać, że popularny „Mou” chyba wziął sobie ich słowa do serca, bo latem zdecydował się na zakup Nuriego Sahina, który występuje na tej samej pozycji, co były gracz VFB Stutgart. Nowy nabytek wicemistrzów Hiszpanii leczy obecnie poważny uraz, ale jego powrót na boisko zbliża się wielkimi krokami. Jest wielce prawdopodobne, że to właśnie Sahin – kosztem Niemca – wywalczy miejsce w pierwszej jedenastce „Królewskich”. Patrząc na zeszły sezon w wykonaniu obu panów, Nuri pod względem piłkarskich umiejętności wciąga Khedirę lewą dziurką od nosa.
Warto dodać, że były menedżer Chelsea ma słabość do piłkarzy występujących w reprezentacji naszych zachodnich sąsiadów. Oprócz Samiego ściągnął na Santiago Bernabeu Mesuta Ozila i był bliski pozyskania Bastiana Schweinsteingera – jego transfer nie doszedł do skutku, ponieważ Bayern Monachium nie znalazł wspólnego języka z działaczami Realu.
Największym oczkiem w głowie Mourinho jest jego rodak, Ricardo Carvalho. Tam gdzie funkcję trenera pełni „The Special One”, tam gra portugalski defensor. Interu nie bierzemy pod uwagę, ponieważ właściciel „The Blues”, Roman Abramowicz z powodów poza sportowych nie zgodził się na transfer swojego podwładnego – to nie zmienia faktu, że chęci nie brakowało. Odchodząc z Chelsea, „Mou” chciał zabrać ze sobą jeszcze Didiera Drogbę i Franka Lamparda, lecz Romek, podobnie jak w przypadku „Caballo” nie miał najmniejszej ochoty na negocjacje ze swoim byłym pracownikiem. Wróćmy do Carvalho, jego „przyjaźń” z trenerem narodziła się dekadę temu, podczas pobytu w FC Porto. Sam piłkarz przyznaje, że rozpoczęcie długoletniej współpracy było najważniejszym momentem w jego karierze – Bez niego nie udałoby mi się zrobić takiej kariery, jestem mu bardzo wdzięczny. Dla mnie zawsze będzie najlepszym trenerem na świecie – powiedział 33-letni stoper. Punktem kulminacyjnym w współpracy między dżentelmenami był rok 2004. Popularne „Smoki” wygrały wówczas Ligę Mistrzów, a 48-letni szkoleniowiec znalazł się na ustach całej Europy jako człowiek, który zbudował coś z niczego.
Właściciel Chelsea Londyn postanowił za wszelką cenę ściągnąć wschodzącą gwiazdę ławki trenerskiej na własny ogródek – udało się. Wraz z nim na Stamford Bridge przenieśli się Paulo Ferreiera i oczywiście Carvalho. Jednak nie zawsze stosunki między ojcem i synem były wzorowe. Uczeń miał swego czasu pretensje do mistrza, że ten nie wystawia go w pierwszej jedenastce. – Nie wiem dlaczego jestem zmiennikiem. On powiedział mi o tym, ale nie rozumiem przyczyn. To całkowicie niezrozumiałe – żalił portugalski defensor. Wydawało się, że „związek małżeński” powoli dobiega końca, ponieważ „Mou” skomentował całe zajście bardzo ostro. – Ricardo wydaje się mieć problemy ze zrozumieniem tego, co się mówi, powinien przejść jakiś test na inteligencję. Pracowałem z nim cztery lata i nie wiem skąd wzięły się jego słowa. Prawdopodobnie musi odwiedzić lekarza. Latem powiedziałem mu, że mamy szeroką kadrę i że musi być cierpliwy. Tak trudno to zrozumieć? – powiedział ówczesny szkoleniowiec „The Blues”. Konflikt między obiema stronami został jednak w porę zażegnany. Podopieczny, dzięki ciężkiej pracy na treningach odzyskał miejsce podstawowym składzie, a sam Jose zapomniał o przykrym incydencie. Podczas swojego 3-letniego pobytu w Anglii, zdążył jeszcze ściągnąć Maniche’a, który w przeszłości również reprezentował barwy Porto. Gdyby nie prywatne znajomości, to z pewnością nie dostałby propozycji na zatrudnienie w drużynie „The Blues”, bowiem jego poziom sportowy był za niski, aby reprezentować klub z wielkimi aspiracjami.
Jednym z pierwszych ruchów Portugalczyka po objęciu sterów w Realu Madryt było ściągnięcie – tradycyjnie – Carvalho. 33-letni stoper jest ważnym punktem w drużynie „Królewskich”, ale wiele wskazuje na to, że Santiago Bernabeu to już jego ostatni przystanek w klubowej karierze – czasu nie oszukasz. Być może po zawieszeniu butów na kołku zdecyduje się pójść w ślady swojego mentora i zostanie trenerem – bardzo możliwe.
„The Special One”, osiągnął bardzo wiele w klubowej piłce, ale należy przyznać, że nie tylko Khedira był zawodnikiem, który częściej zawodził niż czarował na boisku. Ba, patrząc na poczynania takiego Ricardo Quaresmy można dojść do wniosku, że złota piłka należy mu się jak psu buda. Były reprezentant Portugali przeszedł z FC Porto do Interu Mediolan za 16 milionów Euro w 2008 roku, ale jego transfer został uznany przez włoskich dziennikarzy za najgorszy w historii Serie A. W ciągu dwóch sezonów na San Siro wystąpił w zaledwie 24-spotkaniach i zdobył 3-bramki. Przeliczając to na siano, każde jego wybiegnięcie na murawę kosztowało klub około 800.000 Euro! Dziwne zjawisko, w Sportingu i Porto prezentował się znakomicie, lecz za granicą – tak jak w życiu – czuł się na boisku zagubiony. Portugalczyk jest lojalny wobec swoich byłych pracodawców, pomimo upływu lat utrzymuje z nimi dobry kontakt i daje im zarobić przyzwoite pieniądze.
Szkoleniowiec Realu ma słabość do zawodników, którzy są jego ziomkami lub mieli okazji występować w lidze portugalskiej. Na przełomie lat 2004-2011 sprowadził do prowadzonych przez siebie zespołów między innymi: Paulo Fereirę, Ricardo Carvalho, Maniche, Fabio Coentrao, Ricardo Quaresmę, Angela Di Marię, Hilario. Zdecydowaną większość tych zakupów można uznać za trafne. Taki los trenera, jeśli wygrywasz, to każdy mówi „wow, on z tego piłkarza potrafi wyciągnąć wszystko co najlepsze”. Ale jeśli coś idzie nie po myśli to siłą rzeczy pojawiają się głosy, że przywiązuje się do nazwisk. Zresztą „Mou” zdaje sobie z tego doskonale sprawę, a komentarze odnośnie swoich metod pracy ma w głębokim poważaniu.
Do grona jego ulubieńców zalicza się Cristiano Ronaldo, jednak mało kto pamięta, że jeszcze nie tak dawno obie strony nie pałały do siebie miłością. Przed meczem na szczycie kolejki w Premier League w 2007 roku, ówczesny menedżer Chelsea oświadczył, że jego rodak jest… chamem. – Ronaldo jest źle wychowany i nie okazuje dojrzałości, w piłkę gra dobrze, ale to nie zmienia faktu, że dobre maniery i inteligencja nie są jego najmocniejszą stroną – powiedział „The Special One”. Głos w całej sprawie zabrała matka zawodnika. – Rozmawiałam z Cristiano i powiedziałam mu, aby nie utrzymywał z tym człowiekiem kontaktu. Ten pan chciał go ośmieszyć, ale trochę mu nie wyszło. Jestem pewna, że mój syn nie poda mu więcej ręki – oświadczyła mamusia gwiazdora. Nikt wtedy nie przypuszczał, iż obie strony będą ze sobą kiedykolwiek współpracować.
RADOSŁAW BUDNIK
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]


