Ten to ma pecha! Po raz drugi w trakcie swojej kariery, John Terry zaliczył „glebę”, która przesądziła o porażce zespołu ze Stamford Bridge. Warto dodać, że w obu przypadkach gra toczyła się o wielką stawkę.
Sezon 2007/2008 był dla sympatyków Chelsea wyjątkowo dziwny. Już na początku rozgrywek z posadą trenera pożegnał się ich idol, Jose Mourinho. Jego miejsce zajął Avram Grant, który w przeciwieństwie do swojego poprzednika nie cieszył się sympatią wśród najzagorzalszych fanów ze stolicy. Mimo niechęci z ich strony udało mu się wywalczyć wicemistrzostwo kraju i awansować do finału Ligi Mistrzów. Kibice byli zdania, iż duża w tym zasługa wychowanka klubu, Johna Terry’ego. Według nich to właśnie on, a nie Izraelczyk miał najwięcej do powiedzenia w klubowej szatni.
Bezpośrednio przed finałowym meczem byli przekonani, że przy pomocy kolegów z obrony uda mu się zażegnać ataki ze strony „Czerwonych Diabłów”. W przeciągu regulaminowych 90 minut defensywa „Niebieskich” spisywała się przyzwoicie. Podopieczni sir Alexa Fergusona zdobyli w tym czasie jedną bramkę, lecz piłkarze ze stolicy nie pozostali dłużni i jeszcze przed przerwą zdołali doprowadzić do wyrównania. W trakcie dogrywki gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska, a liderzy obu ekip, Terry i Ronaldo byli przygotowani na to, że o losach rywalizacji przesądzą rzuty karne.
Pierwszy do egzekwowania 11-stki podszedł Portugalczyk, ale jego strzał nie był na tyle precyzyjny, aby pokonać Petra Cecha. Jeszcze w 4-serii wydawało się, że podopieczni Granta mają wygraną w kieszeni. Tym bardziej, że oko w oko z van der Sarem stanął 30-letni defensor. W sektorze, który był zajęty przez stołecznych kibiców panowała sielankowa atmosfera. Wszyscy byli przekonani, że etatowy wykonawca rzutów karnych dopełni formalności i poprowadzi ich do upragnionego triumfu Dodatkowego smaczku dodawał fakt, że o losach rywalizacji mógł przesądzić największy ulubieniec londyńskiej publiczności…
Pudło kapitana „The Blues” pewnie uszłoby mu płazem, ale Nicolas Anelka również nie zdołał umieścić piłki w siatce. Piłkarze Chelsea byli o krok od historycznego triumfu w rozgrywkach Champions League, ale po raz kolejny musieli obejść się smakiem. Terry stał się obiektem kpin i żartów, w sieci można było znaleźć tysiące zdjęć i filmików, które delikatnie mówiąc nie przedstawiały go w najkorzystniejszym świetle.
Swój błąd odpokutował dwa lata później. Jego zespół zmierzył na Stamford Bridge swoje siły z drużyną prowadzoną przez szkockiego menedżera. Tamto spotkanie było niezwykle ważne dla końcowego obrazu tabeli Premier League – oba zespoły rywalizowały wówczas o prym w lidze. Chelsea wygrała 1:0, a autorem jedynej bramki został nie kto inny, jak Terry. Warto dodać, że „The Blues” odzyskali mistrzowski tytuł, a United musieli zadowolić się jedynie wicemistrzostwem. Wydawało się, że po koszmarnym kiksie z pamiętnego finału na Łużnikach zostały tylko przykre wspomnienia…
Nic z tego, w niedzielne popołudnie Chelsea rozegrała derbowe spotkanie z Arsenalem. Podopieczni Villasa-Boassa byli zdecydowanym faworytem. Po pierwsze, forma Kanonierów pozostawiała wiele do życzenia, po drugie mecz był rozgrywany na Stamford Bridge, na którym „Niebiescy” z reguły odprawiają swoich rywali z kwitkiem. Ku zaskoczeniu brytyjskich obserwatorów gospodarze zaprezentowali się tragicznie. Do 85.minuty wydawało się, że obie ekipy podzielą się między punktami, ale John po raz kolejny wywinął orła w kluczowym momencie dla losów spotkania…
Głównym winowajcą jest Malouda, jednak demony z przeszłości powróciły, a sam piłkarz po raz kolejny znalazł się na okładkach brytyjskich bulwarówek. Anglik nie ma łatwego życia, tydzień wcześniej również znalazł się w centrum zainteresowania mediów, ponieważ w trakcie rywalizacji z QPR Rangers miał rzekomo używać rasistowskich wyzwisk wobec Antona Ferdinanda. Dodajmy, że beniaminek ograł lokalnego rywala 1:0. Dla piłkarzy ze Stamford Bridge porażka z podopiecznymi Arsene’a Wengera była drugą z rzędu. Za tydzień zmierzą swoje siły z Blackburn na Ewood Park. Jeżeli Londyńczycy po raz kolejny nie sprostają oczekiwaniom obserwatorów, to z pewnością John i spółka znajdą się pod silnym ostrzałem krytyków. Panie Terry, może czas wreszcie zerwać kontakt z firmą Umbro i zaopatrzyć się w buty z łyżwą? Widocznie korki angielskiej firmy nie są takie porządne, jak się je reklamuje w telewizji.
RADOSŁAW BUDNIK
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

