Miał zastąpić Mourinho, zastąpił Płatka. Poplątane losy Jarosława Araszkiewicza

redakcja

Autor:redakcja

03 listopada 2011, 00:52 • 6 min czytania

Jarosław Araszkiewicz to postać nietuzinkowa i zapewne starszym sympatykom futbolu bardzo dobrze znana. Teraz przejmuje Wartę Poznań, która pod rządami modelki Izabeli فukomskiej – Pyżalskiej miała poszybować wprost do Ekstraklasy. Zielona rewolucja coraz bardziej upodabnia się jednak do taniej „rewolucji niskich cen” z reklamy hipermarketu, niż faktycznego wprowadzania nowej jakości do klubu piłkarskiego…
Najpierw spójrzmy jednak na sylwetkę Araszkiewicza. 46-latek to przede wszystkim twardy i bezkompromisowy człowiek. Byli piłkarze grający w latach 90 i na początku tego tysiąclecia mają wspólną cechę – jako trenerzy przyjmują postawę nowoczesnego zachodnioeuropejskiego szkoleniowca. Pyskaci, bezczelni, szczerzy i niezależni od nikogo potrafią zjednać sobie sympatię kibiców oraz piłkarzy, jednocześnie obrzydzając do siebie szefostwo, szczególnie to spróchniałe, z czasów tzw. lunchów. Popularny „Araś” nie jest tutaj wyjątkiem. Człowiek, który z poznańskim Lechem zdobył 5 mistrzostw (jedno przy stoliku) i dwa puchary krajowe wszędzie gdzie pracował wprowadzał w życie jedną, bardzo ważną zasadę – „my way or highway”. Perfekcjonizm połączony z chorobliwą wręcz dbałością o własną niezależność sprawiły, że jako trener wędruje z kwiatka na kwiatek, zazwyczaj odchodząc w blasku fleszy i słynnej „atmosferze skandalu”.

Miał zastąpić Mourinho, zastąpił Płatka. Poplątane losy Jarosława Araszkiewicza
Reklama

Identycznie zresztą było już wtedy, gdy Araś stał po drugiej stronie linii bocznej. Jako zawodnik zwiedził pół świata, rzadko kiedy grając w którejś z drużyn dłużej niż dwa sezony. Wyjątkiem pozostawał Lech Poznań, do którego zresztą zawsze wracał, niezależnie czy powodem nieobecności była… służba wojskowa, odbywana tradycyjnie w CWKS Legii Warszawa, czy też dość niespodziewana wędrówka do Turcji, w czasach gdy był to kraj o wiele mniej cywilizowany, niż dziś. Na swoim szlaku zwiedził także Izrael (dwa sezony, dwa kluby), Niemcy (dwa sezony, dwa kluby), czy Konin (dwa sezony, jeden klub, dwie nazwy). Serce zostawił jednak w Poznaniu, w którym to spędził w sumie aż 16 sezonów, a następnie właśnie w niebiesko-białych barwach zakończył karierę.

Jak radzi sobie jako trener? Nadzwyczaj dobrze, choć… nigdzie nie może zagrzać dłużej miejsca. Trzy sezony spędził jedynie ze swoim pierwszym i aktualnym klubem, Wartą Poznań, w pozostałych zaczepiając się maksymalnie na sezon. Z ekipy Zielonych odszedł na dwa miesiące przed upragnionym awansem do drugiej ligi. Z Sandecją Nowy Sącz udało mu się awansować, jednak już po chwili pofrunął do Pelikana فowicz. I tu Arasia widzieli wyjątkowo krótko – trener został bowiem skuszony przez senatora Stanisława Koguta i ściągnięty do prowincjonalnego Kolejarza Stróże. Z tą ekipą również udało mu się awansować, tym razem na zaplecze Ekstraklasy. Dlaczego rozstał się z klubem? – Każdy ma swoją słodką tajemnicę… Stało się po prostu, jak się stało. Jedni mają żony, a na boku zajmują się kochankami, ja zostawię dla siebie chociaż to – opowiadał dziennikarzom tuż po ogłoszeniu rezygnacji. Zaznaczał jednak, że nie będzie miał problemów z podaniem ręki senatorowi. Nic zresztą dziwnego – jego zabawka o nazwie Kolejarz za sprawą Arasia mogła dotknąć (i dotyka do tej pory!) prawdziwej ligowej piłki. Sam trener nie pozostawał na bezrobociu zbyt długo i wziął pod swoje skrzydła drugoligową Wisłę Płock. Tu zaczęły się kolejne „jaja”.

Reklama

Drużyna pod wodzą Araszkiewicza grała może nie fenomenalnie, ale naprawdę dobrze, solidnie i co najważniejsze, ładnie. „Araś” ogarnął skład, wiele mówiło się o tym, że usunął psychiczne bariery poszczególnych zawodników, całkiem nieźle przygotował ich także pod kątem fizycznym. Wtedy jednak do Płocka powrócił jeden z najsłynniejszych kierowników w Polsce – Krzysztof Dmoszyński. Choć to cwaniak i stary wyga, co akurat w piłce nożnej nie zawsze jest postrzegane pozytywnie, nigdy nie działał na szkodę drużyny, a to co zrobił w Płocku za czasów Petrochemii, gdy potrafił przyprowadzać na mecz melanżową ekipę z Wahanem Geworgyanem i Sławkiem Peszko w stanie pozwalającym na grę zakrawa o mistrzostwo. Dmoszyński i cały ówczesny sztab szkoleniowy trzymał imprezowiczów we względnym porządku, co przyniosło całkiem dobry wynik sportowy. Jego minusem był jednak permanentny brak zaufania do ludzi nowych w środowisku. Kierownik gdziekolwiek się nie pojawiał, taszczył ze sobą Mirosława Jabłońskiego, Mieczysława Broniszewskiego, albo innych ludzi z jego paczki. Araszkiewicz szybko poszedł więc w odstawkę – spekulowało się o jego problemach z utrzymaniem dyscypliny, ktoś inny szepnął mediom, że ma problemy z alkoholem, Dmoszyński sugerował, że posiada „niejasno skonstruowany kontrakt” – prawdy jednak nietrudno się domyślić. Z momentem powrotu do Płocka kierownika Dmoszyńskiego, trener momentalnie znalazł się na wylocie, by ustąpić miejsca starszym od siebie. Najpierw przydzielono mu „dyrektora sportowego” w postaci Broniszewskiego właśnie, a już chwilę później zawieszono w obowiązkach. Za „Arasiem” murem stanęli kibice, lecz na niewiele się to zdało – urażona duma i ambicja nie pozwoliły mu na dalsze szarpaniny z zarządem i niezależna dusza ruszyła do Elbląga. Swoją drogą Wisła pod wodzą doświadczonego Broniszewskiego sezon zakończyła na drugim miejscu i awansowała do I ligi.

W tabeli ustąpiła jedynie… Olimpii Elbląg, gdzie trenerem był właśnie Araszkiewicz. Choć sezon nie był łatwy, a ostatnie dwa tygodnie dla ambitnego szkoleniowca to już prawdziwa mordęga (sporo mówiło się o tym, że nie wszystkim zależy na awansie), udało się zrealizować cel, jakim było wygranie ligi. Nie obyło się bez paru przykrych słów w trakcie sezonu, choćby na słynnej konferencji prasowej po remisie ze Stalą Stalowa Wola.

Araszkiewicz po raz kolejny pokazał charakter doprowadzając drużynę do końca rozgrywek, lecz tuż po końcowym gwizdku zamiast chwycić za szampany oznajmił, że kończy współpracę z elbląskim klubem. Dlaczego? Jak zwykle – „w atmosferze skandalu”. – Nie chcę teraz nikogo oczerniać, ale na pewnych osobach związanych z klubem mocno się zawiodłem i jest mi bardzo przykro. Pewne osoby rzucały mi po prostu kłody pod nogi i tylko czekały na moje potknięcie. Myślę, że prezes فukasz Konończuk też przejrzał teraz na oczy – tłumaczył dziennikarzom, jednocześnie kpiąc z ich domysłów. – Tak, odchodzę bo mam już zaklepaną inną robotę, w Realu zastąpię Mourinho – wypalił zapytany o kolejny krok w jego trenerskiej karierze.

Domysły dziennikarzy o tym, że Araszkiewicz ma już nagraną fuchę w innym klubie z I ligi okazały się być równie celne jak bomby zza pola karnego w wykonaniu Borysiuka. 46-letni szkoleniowiec przez kilka miesięcy pozostawał bezrobotny. Zatrudnienie znalazł kilka dni temu, tuż po tym gdy na twitterze Izabeli فukomskiej-Pyżalskiej ukazał się wpis o treści „Podjęłam kilka ważnych decyzji”.

– Trener Araszkiewicz ma trzy mecze na przekonanie mnie do swojej osoby. Jeśli Warta pokaże się w nich z dobrej strony, nie mogę wykluczyć zatrudnienia trenera na dłuższy czas – powiedziała فukomska-Pyżalska, która pragnie przebić rekord swojego starszego kolegi po fachu z warszawskiej Polonii w liczbie trenerów zatrudnionych w jednym sezonie Jak dotąd z Wartą nie poradził sobie ceniony weteran Czesław Jakołcewicz, za słaby okazał się także Artur Płatek. Jeśli poznaniacy do końca roku nie zaczną grać, poleci Araszkiewicz, wiosną zaś możemy się spodziewać kolejnych rotacji. Istnieje jednak spora szansa, że „Araś” sobie poradzi. O ile pani prezes dość impulsywnie reaguje na wyniki, nie ma obaw, że będzie starała się wpływać w jakikolwiek sposób na decyzje trenera. Zawodnicy, jakich otrzymał pięciokrotny mistrz Polski to zaś grupa ludzi z potencjałem, lecz jednocześnie bardzo słabą psychiką. Jeśli utożsamiany z Poznaniem Araszkiewicz zdoła przełamać mentalne bariery swoich podopiecznych (z niektórymi zna się jeszcze z boiska!), ma szansę zatrzymać się w Warcie na dłużej. Jeżeli zaś uda mu się zrobić piąty już awans w krótkiej karierze trenerskiej, trafi w Ekstraklasowy obieg, z którego wypaść naprawdę trudno.

JAKUB OLKIEWICZ

Najnowsze

Anglia

Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana

Wojciech Piela
1
Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama