Ledwie co byłeś członkiem jednej z najlepszych drużyn w historii reprezentacyjnej piłki, a mało kto kojarzy cię z twarzy. O żonach, matkach, kochankach, babciach twoich kolegów powstają wielokolumnowe artykuły. Twoich aferek, jeśli kiedykolwiek jakieś były, nikt już nie pamięta. Nazwiska twoich partnerów zostaną w historii futbolu, tobie to, eufemistycznie rzecz ujmując, nie grozi. Nazywasz się Joan Capdevila i Méndez. Jesteś mistrzem świata i Europy.
W piłce jak w życiu. Aby odnieść sukces, oprócz talentu, pracowitości i upierdliwości, potrzeba odrobiny szczęścia. Gdyby dało się grać w poważną piłkę bez lewego obrońcy w składzie, gdyby na przykład taktycznie bardziej opłacalne było wystawianie drugiego bramkarza, to bohater tego tekstu reprezentacyjnej koszulki najpewniej nigdy by nie założył. Ja nie dumałbym, dlaczego piszę ten tekst, wy nie zastanawialibyście po cholerę go czytacie. Bo co mądrego można napisać o tym akurat Hiszpanie? Kojarzycie choć jeden fakt z jego kariery, choćby jedną malutką anegdotkę? Puyol to charyzmatyczny twardziel, a Ramos to panienka. Pique śpiewa Shakirze pod prysznicem. Nawet Carlos Marchena może się poszczycić światowym rekordem pod względem nie przegranych meczów w kadrze. Capdevila? Po prostu był.
Tymi trzema słowami można by podsumować prawie całą jego karierę. Nie żeby był jakimś szczególnie złym piłkarzem. Grubo ponad 300 spotkań i 36 bramek w pierwszej lidze to dla bocznego obrońcy bilans więcej niż dobry. Jest taki kraj na drugim skraju Europy, gdzie reprezentacyjni napastnicy marzą o podobnym dorobku, i to nie w La Liga, a w rozgrywkach żartobliwie nazywanych Ekstraklasą. Capdevila doczekał się nawet prywatnej składanki najlepszych goli w karierze. Cóż za trafienia!
Można twierdzić, że Capdevila profesjonalnej piłki uczył się w Barcelonie i byłaby to nawet prawda. Nie w klubie jednak, a w mieście – był piłkarzem tego gorszego zespołu ze stolicy Katalonii. Wcześniej występował w małym klubie z rodzinnego miasteczka: Unió Esportiva TÃ rrega. W pierwszej drużynie Espanyolu wytrzymał tylko rok i w 1999 roku został oddany do Atletico. Zbrojącego się jak zwykle, z efektem jeszcze gorszym niż zazwyczaj, bo madrycka drużyna z hukiem spadła wtedy do drugiej ligi i Capdevila powędrował do La Corunii. Deportivo ledwie co zdobyło tytuł mistrza kraju, jeszcze przez chwilę stawiało opór najmożniejszym, jednak stopniowo traciło dystans, by ostatecznie stanąć na skraju bankructwa. Podobny schemat piłkarz przerobił w Villarreal, klubie w swoim czasie nawet z ambicjami mistrzowskimi, w końcu pogodzonym z rolą średniaka. Zawsze trochę z boku, nigdy na samym szczycie. Z jednym wyjątkiem.
16 października 2002 roku. La Furia Roja gra z Paragwajem. Tego dnia Hiszpan debiutuje w pierwszej reprezentacji swego kraju. Wcześniej był w drużynie młodzieżowej, mógł się nawet poszczycić srebrem igrzysk w Sydney, jednak długo trwało nim wywalczył sobie stałe miejsce w kadrze. Pojechał na Euro 2004, na MŚ 06 nie został już zabrany. Przed nim w selekcjonerskich rankingach znajdowały się takie tuzy jak Raul Bravo i naturalizowany Argentyńczyk Mariano Pernia. Asiera del Horno zniszczyły kontuzje i w 2007 nie było w całej Hiszpanii lepszego lewego obrońcy niż Capdevilla. Tym razem do maksimum wykorzystał szansę. Przez ponad trzy lata miał pewne miejsce w reprezentacji, która dominowała jak rzadko która. Nie wyróżniał się, ale nie można było mieć do niego większych pretensji. Robił swoje, ktoś w końcu musiał pilnować lewej strony i uzbierał równo 60 spotkań (4 gole).
Ostatni raz zagrał 7 czerwca w towarzyskim meczu z Wenezuelą. Latem tego roku Capdevila przyjął ofertę Benfiki i była to najgorsza decyzja w jego życiu. Przegrał rywalizację na boku obrony z anonimowym Brazylijczykiem Emersonem da Conceição i był to dopiero początek upokorzeń. Nie został zgłoszony do rozgrywek Ligi Mistrzów, w portugalskiej Primeira Liga wystąpił dotychczas raz. Zimą ma zostać sprzedany. O kadrze może w tej chwili zapomnieć, w Hiszpanii rozpoczęto poszukiwania nowego bocznego obrońcy. W meczu z Liechtensteinem debiutował Jordi Alba z Valencii i zebrał pochlebne recenzje.
Zapomniałbym… Okazuje, że nasz bohater nie jest taki najnudniejszy jak go opisują, i ma na koncie poważne skandale oraz ekscesy. A to nie całuje dziennikarki, bo ta mu fizycznie nie odpowiada (chyba nigdy nie widział Putyry)…
… a to na elegancki obiad z księciem zakłada spraną koszulkę z wielkim napisem. Ma chłop fantazję.
ADAS
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]
