Znana piłkarska prawda głosi, że najpierw ty pracujesz na nazwisko, a potem nazwisko pracuje na ciebie, co tłumaczyć należy tak: najpierw tym wszystkim tumanom musisz udowodnić, że potrafisz grać, a jak już udowodnisz i grać przestaniesz, to oni i tak nie zauważą.
Michał Ł»ewłakow na nazwisko zapracował już dawno, teraz – trzeba mu to przyznać – też gra bardzo dobrze, ale – co też trzeba przyznać i co pewnie sam przyzna szczerze – akurat spotkania z Lechem nie zaliczy do udanych. Legia wprawdzie gola w Poznaniu nie straciła, ale „Kolejorz” kilka sytuacji miał, w tym najlepszą właśnie po podaniu Ł»ewłakowa do Rudniewa.
Troszkę się więc zdziwiliśmy, widząc dziś Michała w… jedenastce kolejki „Przeglądu Sportowego”. Facet, który zanotował najgorsze zagranie w całej kolejce i który później mógł już tylko ściskać kciuki, czy Rudniew strzeli, czy nie, został wybrany jednym z dwóch najlepszych środkowych obrońców w lidze. I aż nasuwa się pytanie – a gdyby Rudniew strzelił gola, to Ł»ewłakow też byłby w gronie wyróżnionych? Przecież nie miał żadnego wpływu na to, czy przeciwnik zdobędzie gola, czy nie, swoje w tej akcji zrobił już wcześniej. No to jak – Ł»ewłakow w jedenastce kolejki dlatego, że Rudniew spartaczył? A gdyby nie spartaczył, to mielibyśmy „Ł»ewłaka” w jedenastce antybohaterów?