Kuś na trzecim miejscu w Turcji. Mówi: – Panie Smuda, tu leci się tylko dwie godziny!

redakcja

Autor:redakcja

30 października 2011, 20:57 • 6 min czytania

Istanbul BB wygrał dziś na wyjeździe z Ankaragucu i po dziewięciu kolejkach zajmuje trzecie miejsce w lidze tureckiej – za Fenerbahce i Galatasaray, ale przed Besiktasem, Trabzonsporem czy Burspasporem. Piszemy o tym oczywiście dlatego, że w BB gra polski obrońca, który był powoływany do kadry, dopóki występował w naszej ogórkowej lidze. Od kiedy jednak zmienił otoczenie na lepsze, wszyscy o nim zapomnieli. Absurd – awans sportowy oznacza koniec marzeń o kadrze.
Marcin Kuś zagrał dzisiaj całe spotkanie, podobnie jak w poprzedniej kolejce. Nie wiemy jak, jeśli mamy być szczerzy. My mamy prawo nie wiedzieć. Wciąż nas jednak irytuje, że nie wie tego nawet selekcjoner kadry, który ani razu nie wybrał się na mecz BB, a miał czas, by pod kątem kadry przyglądać się Igorowi Lewczukowi…

– W poprzednim sezonie byliście co najwyżej ligowym średniakiem. Dziś jesteście w ścisłej czołówce, zajmujecie trzecie miejsce, a niedawno byliscie liderem. Co latem zmieniło się w klubie?

– Bardzo dużo. Dokonaliśmy kilku naprawdę ciekawych transferów, głównie z zagranicy. Udanie wystartowaliśmy w lidze, od razu z wysokiego C. Drużyna budowana jest też bardzo rozsądnie, bez jakichkolwiek nerwowych ruchów. Z każdym sezonem jesteśmy coraz mocniejsi, gramy coraz lepiej.
Nieprzerwanie od pięciu lat prowadzi nas ten sam szkoleniowiec, Abdullah Avci. To trener, który obecnie najdłużej pracuje w lidze. On wywalczył też z drużyną awans do pierwszej ligi.

– Jaki to typ trenera?

– Na co dzień można się z nim bez najmniejszych problemów dogadać. Traktuje piłkarzy, jak… swoje dzieci. Naprawdę. Z niektórymi pracuje już przecież piąty sezon, znają się doskonale. Czasami jest spokojny, a czasami bardzo wybuchowy. Zwłaszcza podczas meczów. W przerwie potrafi pewne rzeczy normalnie wytłumaczyć, ale i również porządnie opieprzyć.

– Panu często się dostaje w szatni?

– Teraz raczej nie, ale w pierwszym sezonie gry zdarzało się, że i ja oberwałem. Nie wykrzykiwał mojego nazwiska, nie wyzywał mnie, choć łatwo można było domyśleć się, iż chodziło mu właśnie o mnie. To dobra metoda.

– Avciego, pierwszego trenera Istanbul BB, w sprawie korupcji nie przesłuchiwali?

– Nie, jego jeszcze nie… To znaczy, mam nadzieję, że nie będzie to nigdy potrzebne. Jak na razie wyjaśnienia składali od nas tylko bramkarz i drugi trener. Dwóch zawodników natomiast zatrzymali i chyba cały czas siedzą.

– Sytuacja wraca już powoli do normy?

– Nie do końca. Jest trochę tak, jak w Polsce, że co jakiś czas zatrzymywane są kolejne osoby, media po raz kolejny nagłaśniają sprawę. Sprawy cały czas są w toku, prowadzone są dochodzenia.

– Miał pan wcześniej wrażenie, że niektóre mecze rzeczywiście mogły być ustawione?

– Raczej nie. Ale jeżeli są na to konkretne dowody i we wszystko zamieszani są prezesi największych klubów, to coś jest na rzeczy. Zapewniam, że w sprawie ustawienia meczu nikt bezpośrednio się do mnie nigdy nie zgłaszał…

– Na liście ustawionych meczów była wasza wyjazdowa wygrana z Genclerbirligi 3:1. W jednym z wywiadów powiedział pan, że to był zwykły, najzwyczajniejszy mecz. Nie zmienił pan zdania po tym, jak obejrzał go ponownie?

– Szczerze mówiąc, to nie oglądałem go po raz kolejny. Swoją wcześniejszą opinię jednak podtrzymuję.

– Widział pan ostatnie mecze w ekstraklasie i pomyłki sędziów? W Turcji też odwalają takie numery?

– Z polską ligą jestem cały czas na bieżąco. Takie przypadki to jednak nie jest to tylko problem Polaków i Turków. Sędziowie czasami po prostu się mylą, ich też trzeba zrozumieć. Albo chociaż spróbować… Niekiedy jednak te pomyłki są rażące i strasznie wkurzające. Jeden błąd może wypaczyć wynik meczu. Tym bardziej, że futbol coraz bardziej się wyrównuje, jest coraz więcej drużyn na podobnym poziomie, więc sędziowie zaczynają decydować o tym, kto wygra. Nieumyślnie, ale jednak.

– W tym sezonie dobrze wiedzie się nie tylko całej drużynie, ale i również panu.

– Dobrze czuję się w Turcji, trener mi ufa. W pierwszych dwóch meczach nie wystąpiłem, ale szybko wskoczyłem do składu. Jeśli tylko zdrowie mi dopisuje, to gram. Cały czas jestem ustawiany na prawej stronie, choć zdarzało się, że byłem ustawiany na środku. Nie robi mi to jakiejś wielkiej różnicy.

– Kiedy ostatnio widział pan kogoś na trybunach ze sztabu szkoleniowego reprezentacji Polski?

– W zeszłym sezonie przyjechał trener Zieliński. Pamiętam, bo pomagałem załatwić mu akredytację na mecz… Graliśmy w Stambule z Sivassporem. No, i tyle.

– Kolejny mecz z Sivassporem Kamila Grosickiego, kolejnego z pomijanych, już niedługo. Wasz pech polega na tym, że spotkanie odbędzie się tuż przed świętami Bożego Narodzenia. A Smuda pewnie ma już plany – kupuje prezenty i lepi pierogi.

– (śmiech) Nie wiem, jakie ma dokładnie plany, ale pewnie nie wizytę w Turcji. Może przypomnę: z Warszawy do Stambułu leci się bodaj dwie godziny. Lot chyba nie jest aż tak długi, żeby raz na jakiś czas się nim wybrać, prawda? To chyba nie jest aż tak duży problem, żeby czasem przylecieć do Turcji, jak mecz grają Polacy. Cóż, sam powołania sobie nie wyślę… Kamil jest w nieco lepszej sytuacji, był na zgrupowaniu, ale prawdziwej szansy nie dostał.

– Nie myślał pan, żeby kupić bilet na samolot do Turcji i wysłać listem poleconym do Franciszka Smudy?

– Pomysł ciekawy, ale chyba odpuszczę. Taka zagrywka to nie w moim stylu. Nie jestem jednak wyjątkiem, nie ja jedyny gram za granicą i jestem lekceważony przez selekcjonera. OK, nie występuję w wielkim europejskim klubie, ale nie powinno być to równoznaczne z tym, że nie wzbudzam jakiegokolwiek zainteresowania. Trener wybrał takich, a nie innych zawodników. Trudno, jego sprawa.

– Nie boli pana to, że do drużyny, ostatnio do linii obrony, zamiast Polaków bierzemy Francuza, który po polsku nie zna żadnego słowa?

– Reprezentacja kraju to ma być reprezentacja kraju. A nie, takie coś… Ktoś już powiedział, że z kadry narodowej zrobił się bazar i ja się z tym zgadzam. Gość urodził i wychował się poza granicami kraju, nie zna języka… To przykre.

– Jakiś czas temu napisaliśmy dla pana małą sugestię: „Drogi Marcinie, zmień nazwisko na Kusoroglu i powiedz, że nic cię z Polską nie łączy, za to chętnie byś zagrał na Euro 2012 – to chyba jedyna szansa, żeby ktoś sprawdził, jak grasz w piłkę”.

– (śmiech) Podoba mi się. Jest lista polskich zawodników, którzy powinni otrzymać szansę w kadrze, na pewno na to zasługują. Można ich sprawdzić zamiast szukać Francuzów i jakichś tam Niemców. Znajdujemy gościa, który jest siódmą wodą po kisielu, ale nie szkodzi, bo i tak go powołujemy. To bez sensu.

– Pan selekcjonera do Turcji zaprasza, ale chyba bez większych nadziei…

– Nie ma co specjalnie zapraszać. Trener chyba umie korzystać z Internetu, może sobie sprawdzić, kto, kiedy i gdzie gra. Smuda sam decyduje, czy chce danego zawodnika. To tylko i wyłącznie jego wybór.

ROZMAWIAف PIOTR TOMASIK

Kuś na trzecim miejscu w Turcji. Mówi: – Panie Smuda, tu leci się tylko dwie godziny!
Reklama

PS Skoro już w Turcji jesteśmy… Gol Grosickiego w meczu z Besiktasem – na 1:1, końcowy wynik 3:1 dla gospodarzy.

Reklama

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama