Wystarczy napisać jakąś bzdurę w „poważnej” gazecie, a potem ta właśnie bzdura zaczyna żyć własnym życiem i z lenistwa powtarzana jest w kolejnych tytułach, a nawet przez telewizyjnych komentatorów. Od kilku dni prasa – a głównie „PS” – informowała: Wojciech Pawłowski ma szansę pobić rekord należący do Łukasza Fabiańskiego! Brakuje mu 28 minut bez straty gola w meczu ze Śląskiem! Sebastian Mila na to: – Będę chciał mu strzelić, ale w 30. minucie! Wielkie odliczanie! A jak trzydzieści minut minęło, to oznajmiono: – Rekord!
Fajna historia, panowie, naprawdę fajna. Szkoda, że taka głupia. Gówno, nie rekord.
Nie ma żadnego rekordu i być nie mogło. Łukasz Fabiański nie był żadnym rekordzistą. Nie chce nam się grzebać w historii ligi i w sumie mało nas interesuje, kto ile goli puszczał w latach trzydziestych, ale w ostatnich latach najlepszym debiutantem bez straty gola był Marcin Cabaj. Były bramkarz Cracovii debiutował w ekstraklasie piątej kolejce sezonu 2004/05. Nie puścił gola kolejno w meczach z Górnikiem, Lechem, Groclinem i Wisłą. Pokonał go dopiero Jacek Kosmalski w 47 minucie spotkania z Polonią. Razem to nam daje 407 minut.
Dziękujemy dziennikarzom za dodatkowe emocje, ale następnym razem mogliby dać nam coś prawdziwego. A dla Pawłowskiego niech ta informacja będzie przestrogą – można mieć dobre wejście w ligę, a skończyć jak Cabaj. W sumie, ten gol ze Śląskiem trochę nawet Cabajem pachniał.
PS Dziękujemy czytelnikowi, który zwrócił nam na to uwagę.