To, że Robert Małek od lat nie powinien prowadzić meczów ekstraklasy jest chyba jasne dla wszystkich, którzy też mecze regularnie oglądają. Kilka jego „występów” było na tyle spektakularnych, że mieliśmy szczerą nadzieję, iż ktoś w końcu uderzy pięścią w stół – np. po finale Pucharu Polski, w którym bardzo skrzywdził Pogoń Szczecin. A tu nic – facet prowadzi mecze dalej, z reguły te najważniejsze, a wszyscy wokół mogą się tylko wściekać („To jest czerwona kartka! Niech pan nie mówi do mnie ty, DOBRZE?”).
Tylko w tym sezonie prowadził osiem meczów ekstraklasy, a istotne błędy – do spółki z liniowymi – popełnił CZTERY. Nawet największy matematyczny tuman łatwo policzy się, że Małek swoimi decyzjami psuje co drugie spotkanie. Trudno o kogoś z równie fatalną średnią.
Przyjrzyjmy się…
W tym sezonie:
1. Skrzywdził Cracovię w meczu z Lechią (nieuznany prawidłowy gol, brak rzutu karnego)
2. Skrzywdził Jagiellonię w meczu z Widzewem (brak rzutu karnego, bodajże na Plizdze)
3. Skrzywdził ŁKS w meczu z Wisłą (nieuznany gol Kaczmarka)
4. Skrzywdził Lechię w meczu ze Śląskiem (niepodyktowany rzut karny po faulu na Wiśniewskim)
Chyba uprawniony będzie wniosek, że facet się NIE NADAJE, tak jak nie nadaje się obrońca, który wali samobója raz na dwa tygodnie.
Z meczem Śląsk – Lechia mamy spory problem, tzn. nie możemy się zdecydować, czy błędem było tylko niepodyktowanie rzutu karnego, czy też uznanie bramki dla gospodarzy. Rozmawialiśmy o tym golu z kilkoma zawodnikami (oczywiście nie ze Śląska czy Lechii) i zdania były podzielone. Jedni mówią – faul na bramkarzu, bo Wasiluk Pawłowskiego staranował, a w efekcie bramkarz gości nie miał szans na interwencję przy strzale Voskampa. Inni stwierdzają – Pawłowski po prostu popełnił duży błąd, nie trafił w piłkę, a Wasiluk nabiegał i trafił, trudno żeby stanął w miejscu tylko dlatego, że przeciwnik również chciałby zagrać piłkę. I tu racja, i tam. Na dwoje babka wróżyła.
Natomiast karny był ewidentny i co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. Natomiast mamy dla Wiśniewskiego radę – jak będzie upadał naturalnie, czyli – mówiąc krótko – klasycznie na ryj, zamiast wybijać się jak z katapulty, to sędziemu łatwiej będzie podjąć prawidłową decyzję.