Brazylijska fawela. Przestępcze eldorado, w którym każda błyskotka zmienia właściciela. Obcięty palec za sygnet? Normalka. Ucho machnięte maczetą za kolczyki? Chleb powszedni. Pora odskoczyć od patologii, przenieść się do bardziej kulturalnych ośrodków. Problem w tym, że w centrum Sao Paulo kwitną nowe trendy – śmiertelne groźby za zdjęcia w klubie nocnym. Gwiazdor Jorge Valdivia z Palmeiras ma się z czego tłumaczyć…
Fotograf Grizar Junior dołożył do CV piękną cegiełkę. Niegdyś przyłapał na baletach grubego Ronaldo, teraz spadł półkę niżej, ale nie narzekał na łowy z nocnego klubu. Chilijczyka, Jorge Valdivię nakrył na igraszkach z przypadkową dziewczyną. „Poszkodowany” w porę dopadł do fotografa i ustalono, że za grubą kopertę zdjęcia trafią do kosza. Sprawa przybrała jednak dość nieoczekiwany obrót i wkrótce Junior… pożałował wyboru profesji.
– Mam twój adres, a nawet informacje, gdzie uczą się twoje dzieci – usłyszał na umówionym spotkaniu obok domu piłkarza. Junior wcześniej widział się już z pośrednikiem Valdivii, który podrzucił mu kasę i zniknął. Problem w tym, że mniejszą niż ustalili – większe kokosy mógł zbić na premii w pracy. Fotograf usilnie próbował oddać kasę, choć w sekretariacie Palmeiras go tylko wyśmiali. Po kolejnym spotkaniu z piłkarzem uciekał się już do środków ostatecznych. Z duszą na ramieniu wpakował rodzinę w samochód i wyjechał za miasto. Ukrywał się dwa miesiące, ale przyszedł czas uregulować rachunki. Postępowanie policji znalazło się w toku…
Valdivia tymczasem unika rozgłosu, nie pogrąża się. W końcu milczenie jest złotem. Ochoczo wypowiadała się za to jego żona. Modelka Daniela Aranguiz wzięła swojego faceta w obronę i napisała na Twitterze, że wszystkie brazylijskie kobiety to zwykłe piranie. Cóż, miłość jest ślepa. Biedna nie zwróciła uwagi, że poleciała na niegodnego zaufania, choć bogatego kopacza.
Nowy kryminalny trend nie oznacza wcale, że ten stary odłożono do lamusa. Uliczny terroryzm, wytyczony i ubity prostymi ścieżkami, nadal kwitnie w najlepsze. Valdivia nakrył co prawda czapką niedawną historię niejakiego Mariano z Fluminense, choć… ta sprawa działa na wyobraźnię… – To cud i dar od Boga, że nic więcej się nie stało – mówił parę dni temu piłkarz po napadzie przez bandę oprychów z bronią palną. Wyszedł bez szwanku, ale stracił samochód i dokumenty.
A Valdivia? Cóż. Jego klub przyjął taktykę Pawła Janasa i uznał, że nie ma co się wpierdalać mieszać w nieswoje sprawy, a piłkarz zamiast na więziennym spacerniaku, wciąż melduje się na treningach.
FILIP KAPICA

