Arsenal uciekł spod gilotyny. Indywidualne umiejętności Szczęsnego, Van Persiego i Walcotta zadecydowały o pokonaniu Udinese i awansie do Ligi Mistrzów. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że czwartą drużynę ligi włoskiej od Kanonierów dzieliło duuuużo mniej niż mistrza Polski od mistrza Cypru. Trochę lepsza skuteczność Włochów i zespół ze stolicy Anglii mógł już w sierpniu sezon spisać na straty. Awans do piłkarskiego raju wywalczony, ale sympatycy „The Gunners” spać spokojnie nie mogą.
Stratę 5 punktów w dwóch pierwszych kolejkach można odrobić, rywale w Lidze Mistrzów spokojnie do klepnięcia, dziura po odejściu Nasriego i Fabregasa także jest do załatania. Niepokój budzi postawa człowieka, bez którego obecnej ekipy Arsenalu by nie było, najlepszego trenera w historii klubu, Arsena Wengera. Postawa godna podziwu, przyznajmy. Kapitalna praca z młodzieżą, dziesiątki oszlifowanych talentów, wspaniały styl gry, unikatowy styl prowadzenia drużyny i klubu. Arsenal ma piękny stadion, miliony kibiców i dodatnie saldo na koncie. Ma wszystko. Oprócz pucharów.
Złośliwi liczą klubowi z północnego Londynu lata bez żadnego trofeum (liczba już niedługo dobije do 7). Zwycięstw brakuje, zespól gra coraz gorzej, stacza się w hierarchii angielskiej piłki coraz niżej (dużo większy respekt budzą nuworysze z Manchesteru City). Martwią się wszyscy oprócz francuskiego szkoleniowca. On ma swoją wizję, swoją filozofię, tego się będzie trzymał. Właściciele wciskają mu miliony funtów niemal na silę, byli piłkarze błagają o nowe zakupy, nawet obecne gwiazdy coraz śmielej napomykają że przydałyby się jakieś wzmocnienia. Głos zabrał również selekcjoner reprezentacji Anglii, apelując o poważne transfery. A Francuz uparcie stawia na swoim. Zupełnie jakby stracił poczucie rzeczywistości, stając się z wytrawnego piłkarskiego filozofa, zapalczywym i ślepym wyznawcą jedynej słusznej ideologii. Mój zespół gra pięknie, potrafi ogrywać najlepszych, jest blisko czołówki. A że zdarzają się wpadki i nic do siatki z pucharami nie wpada ? Spokojnie, to młodzi chłopcy, okrzepną, dojrzeją i w następnym sezonie już na pewno pozamiatają. Ta sama gadka co roku. Tylko dokonania coraz gorsze.
A dzieciaki Papy Wengera coraz częściej okazują się niewdzięcznymi bachorami, które uważają, że są już na tyle dorosłe że mogą spokojnie wyfrunąć z bezpiecznego gniazdka i szukać szczęścia w brutalnym świecie piłki. Szlak wytyczył najlepszy piłkarz w historii klubu, Thierry Henry, który musiał odejść do słonecznej Katalonii, żeby zdobyć upragnioną Ligę Mistrzów. Sagę o Fabregasie każdy już zna. Nasri i Glichy, połasili się nie tyle na petrodolary co obietnicę rychłych sukcesów. Trudno się im dziwić, Manchester City, rzeczywiści robi wszystko żeby zdominować rozgrywki w Europie. O Kanonierach powiedzieć się tego nie da.
Co trochę docierają do nas plotki o wielkim transferze do londyńskiego klubu. Któż to miał na Emirates nie zawitać… Juan Mata, Wesley Sneijder, Kaka, Benzema… Tymczasem nowe nabytki już takiego podziwu nie budzą. Gervinho ? Dobry. Ale na ligę francuską. Alex Chamberlain ? Przepraszam, kto ? Joan Torral ? Drżyjcie rywale… Już nawet kibice Arsenalu z ironicznym uśmiechem i radością przyjmują wieści o kolejnym spektakularnym transferze do klubu. Oto bowiem, nowym Kanonierem został (fanfary) 14-letni pomocnik Olney Soccer Club – Gedion Zelalema. Robi wrażenie, prawda ?
Realia dzisiejszej piłki są bezlitosne. Barcelona, chełpiącą się na każdym kroku wychowankami i oszczędzająca nawet na kolorowym tuszu do drukarek (zarządzenie samego prezesa) wydaje ponad 50 mln euro na nowe transfery. A Wenger wciąż karmi kibiców tymi samymi tekstami „przeglądam rynek, szukamy kogoś odpowiedniego, ciężko o dobrych grajków za rozsądną cenę” itp. Itd. Tymczasem okienko transferowe zbliża się do końca a Arsenal ma najgorszą ekipę od kilkunastu lat. Jeśli chce się rzucić na Barcelonę, Real, Chelsea czy Manchester United mając w składzie takie tuzy jak Carl Jenkinson, Emmanuel Frimpong, Johan Djourou czy Armand Traore to pozostaje tylko życzyć powodzenia. I obserwować jak Messi, Ronaldo, Rooney i Drogba urządzają rzeź niewiniątek.
W najbliższy weekend przed drużyną Wengera sprawdzian najtrudniejszy z możliwych. Już w niedziele zameldują się na Old Trafford i spróbują powstrzymać Manchester United, drużynę, która przez ostatnie 6 lat wygrała tyle, ile Arsenal przez ostatnie pół wieku. Sprawdzian istotny nie tyle dla piłkarzy, co dla francuskiego trenera. Sir Alex Ferguson w ostatnim ligowym spotkaniu przeciwko Tottenhamowi dał pobawić się dzieciakom (średnia wieku drużyny wyniosła 23 lata), którzy rozbili rywala 3:0. Jeśli chłopcy Fergusona tak samo rozprawią się z chłopcami Wengera dla włodarzy i sympatyków „The Gunners” może to być ostrzeżenie, że czas zmienić nie filozofię ale jej twórcę.
Kamil Snochowski