Ten transfer zszokował wszystkich Węgrów. Czy Balazs Dzsudzsak zwariował? Dlaczego świetny perspektywiczny skrzydłowy w ostatniej chwili zboczył z właściwej drogi i zamienił PSV na jakiś ogórkowy rosyjski klub? Dlaczego lekką ręką odrzucił zaloty Liverpoolu i wywalił do kosza plotki mówiące o transferze do Barcelony? Sami zadawaliśmy sobie te pytania, dopóki nie zobaczyliśmy, jak ten ogórkowy klub wygląda teraz i jak ma wyglądać za 2-3 lata. Wiecie, kto nas do tego przekonał? Jurij Ł»irkow, Roberto Carlos i Samuel Eto’o.
Do niedawna na testy do Anżi Machaczkała zjeżdżali pseudopiłkarze pokroju Pance Kumbeva. Nic nie wskazywało, że drużyna, która mecz Pucharu UEFA ze względów bezpieczeństwa rozgrywała kiedyś w Warszawie, wkrótce zacznie rozrastać się do monstrualnych rozmiarów. Dziś zajmuje co prawda dopiero czwarte miejsce w lidze, ale wkrótce zacznie się piąć w górę. To nieuniknione. Bo Anżi staje się mekką dla zawodników spragnionych milionów. I to nie tylko takich, którzy już mieli zawieszać buty na kołku. Także dla talentów, które szykowały się właśnie do wypłynięcia na szerokie wody Premiership, La Liga lub Serie A. Bo jak inaczej wytłumaczyć transfery wspomnianego Dzsudzsaka czy jednego z najbardziej obiecujących brazylijskich pomocników, Jucileia? Ta dwójka kosztowała 24 miliony euro. Grosze. Tak, grosze…
– Jestem szczęśliwy, że udało mi się przejść do klubu, który właśnie wchodzi do historii futbolu. Ludzie zastanawiali się, dlaczego wybrałem akurat ten kierunek. Anżi nie ma przeszłości, zgadza się. Ale ma przed sobą wielką przyszłość i ja chcę być jej częścią – zapowiadał po podpisaniu kontraktu Dzsudzsak, który w przeciwieństwie do wielu innych znakomitych piłkarzy nie oparł się morzu pieniędzy. Wcześniej zaloty Anżi zdążyli odrzucić: Raul, Felipe Caicedo, Gennaro Gattuso, Marc Janko, Pablo Aimar, Anatolij Tymoszczuk, Juan Roman Riquelme, Danko Lazović i Elano. W pierwotnym zamyśle trenerem takiej ekipy miał być Dunga, tyle że nie przyjął oferty na pięć-sześć milionów euro rocznie. Brano też pod uwagę – nie żartujemy – reaktywację Zinedine’a Zidane’a. Pomysł rzucił Roberto Carlos, czyli kapitan i największa gwiazda w historii klubu.
Sprawcą całego zamieszania jest Sulejman Kerimow (na zdjęciu z prawej), rosyjski miliarder zajmujący 118. miejsce wśród najbogatszych ludzi świata w rankingu „Forbesa”. Dorobił się na biznesach związanych z ropą naftową, nawozami i kamieniami szlachetnymi. Do 2006 roku skupiał się na polityce i robieniu kasy. Wtedy, wożąc się swoim Ferrari Enzo przez Niceę wziął udział w groźnym wypadku. Doznał poważnych poparzeń, których leczenie, jak twierdzą rosyjskie media, było długie i bardzo bolesne. Przez to zdarzenie zmienił się jego światopogląd. Zrozumiał, że człowieka ocenia się nie po tym, ile ma, ale po tym, ile daje. Rozpoczął przekazywanie grubej forsy na cele charytatywne, aż w styczniu 2011 wykupił 20-letni klub bez historii, Anżi Machaczkała. I skierował go na nowe tory, nieuchronnie prowadzące do mistrzostwa Rosji i Ligi Mistrzów. Zdecydował też, że kontrolowana przez niego firma, Nafta Moskva, zainwestuje w nowoczesną infrastrukturę piłkarską w Dagestanie, czyli 40-tysięczny stadion, odpicowane centrum treningowe i… lotnisko, żeby tamtejsi Probierzowie nie narzekali, że muszą dojeżdżać na inne porty lotnicze. Całość inwestycji ma się zamknąć w 1,4 miliarda dolarów.
Mocarstwowe plany Kerimowa wywołały w Rosji podziw i… oburzenie. – Prywatne kluby piłkarskie to zabawka dla bogatych ludzi. Pompowanie milionów w zagranicznych piłkarzy i natychmiastowa chęć zwyciężania wywołują wiele pytań. To rozrywka na krótką metę. Ludzie bawią się klubem, wyrzucają go i znajdują nową przyjemność. Pamiętacie Ł»emżuczynę Soczi? Przed rokiem cała Rublowka była oklejona plakatami, ściągali piłkarzy, skąd tylko się dało i jaki to miało sens? Właścicielom znudziło się wydawanie pieniędzy i projekt upadł – mądrzył się były szef rosyjskiego rządu, Siergiej Stiepaszyn. – Dlaczego to wszystko dzieje się w regionie, w którym są problemy z edukacją, służbą zdrowia, gdzie ludzie codziennie giną z rąk terrorystów? Tak, jestem zwolennikiem jednego wielkiego klubu, ale nie potrzebujemy milionerów, którzy będą bawić się piłką, podczas gdy Rzym płonie – obrazowo tłumaczył swoje racje Stiepaszyn.
Na razie nic jednak nie wskazuje, żeby akurat ten projekt upadł. W Anżi wszystko wydaje się być układane z głową. Piłkarze nie muszą się niczego obawiać, bo ich bezpieczeństwa strzeże przed meczami piętnastu policjantów. Poza tym większość z nich i tak mieszka w Moskwie, a do Machaczkały dojeżdżają tylko na mecze.
Rozsądnie prezentują się też transfery. Na „shortliście” (choć w tym przypadku bardziej pasuje przymiotnik „long”) trenera, a raczej właściciela klubu znalazł się co prawda tłum gwiazd, ale… kto ma podnieść poziom, jak nie oni? Pisaliśmy już kiedyś, że Grzegorz Bonin nie wywinduje Polonii na wyższy level i Kerimow rozumuje chyba w ten sam sposób. W przeciwieństwie do Ramzana Kadyrowa (na zdjęciu z lewej), który chciał oprzeć defensywę Tereka Grozny na… Polczaku.
Niespodzianką w Anżi jest natomiast osoba trenera. Spodziewaliśmy się, że prędzej czy później do Machaczkały trafi szkoleniowiec z nazwiskiem, w stylu Svena-Gorana Erikssona lub Jose Antonio Camacho. Tymczasem Kerimow wolał postawić na człowieka z Dagestanu, Gadżiego Gadżijewa. W Rosji mówi się, że to facet z charakterem, który będzie w stanie posklejać międzynarodową kadrę i nie da sobie wejść na głowę kolejnym gwiazdom. Ani… sędziom. Ostatnio w przerwie meczu z Dynamo Moskwa zdemolował drzwi do szatni arbitrów. Nie spodobało mu się, że arbiter uznał bramkę dla Dynama, gdy jeden z obrońców Anżi, Ali Gadżibekow, leżał na murawie. – Nie po raz pierwszy Dynamo tak zagrało. Z Kubaniem było to samo. Jak widać, to dla nich normalne, ale ja tego nie rozumiem – grzmiał po meczu Gadżijew. – Byłem zbulwersowany, ale to nieprawda, że rozwaliłem drzwi w pokoju sędziów. Były zamknięte na klucz i nikt nie próbował się tam włamać – tłumaczył w rozmowie z „Sowieckim Sportem”. – Gadżijew zapukał i jakiś mały plastik odpadł z drzwi – usprawiedliwiał go później klubowy specjalista od PR, Alexander Udalcow.
Dużo większy problem mają jednak w Anżi z kibicami. Nie, nie chodzi nam o to, że moskiewscy fani wygwizdali Ł»irkowa za to, ze poleciał na kasę. To akurat detal, zdarza się. Rosjanie nie wiedzą tylko, jak w końcu poradzić sobie z rasizmem. – Kiedy czarnoskóry zawodnik dostaje piłkę, na trybunach słychać odgłosy małp. Takie zachowania są w Rosji normalne – narzekał niedawno Vagner Love. Główną ofiarą rasistów padł już dwukrotnie Roberto Carlos. W kwietniu świat obiegło zdjęcie, jak fan Zenita Sankt Petersburg chciał mu przekazać… banana.
– Nie rusza mnie to. Mam 37 lat i widziałem już wszystko, więc jakiś banan nie wyprowadzi mnie z równowagi – tłumaczył po meczu Brazylijczyk. – Rosjanie bardzo miło go przyjęli. Szczególnie w Dagestanie, między Roberto, klubem i kibicami jest niesamowita chemia. Wydaje mi się, że ten banan to był odosobniony przypadek – dodał agent piłkarza, Fabiano Farah.
Mylił się.
Kiedy w meczu z Kryljami Sowietow w jego stronę poleciał kolejny banan, obrońca zdecydował, że nie będzie kontynuował gry. Zastanawiał się nawet nad zakończeniem kariery. – Tak, przeszło mi to przez myśl, ale rozmawiałem z ludźmi z klubu i zdecydowałem, że wytrzymam. Jeśli ta sytuacja się jednak powtórzy, być może podejmę inną decyzję. Wiesz, jak boli taka niemoc? Ł»e nie możesz w żaden sposób na to zareagować? Zszedłem z boiska zraniony. Takie rzeczy muszą być usuwane z futbolu – narzekał w rozmowie z Radio Bandeirantes.
Najwyraźniej jednak godność rasowa stoi u Carlosa niżej niż zabezpieczenie finansowe na kilka (kilkanaście?) pokoleń. Miesiąc po incydencie w Samarze zapewniał, że swoją przyszłość widzi w Rosji i chce założyć restaurację „RC3” w Moskwie. Swoim kolegom z drużyny przypodobał się natomiast po tym, jak do jednego z nich krzyknął… żeby się zamknął. Po rosyjsku z dagestańskim akcentem, dodajmy. Urazy nikt chyba do niego nie żywił. Niewykluczone, że „ofiara” Carlosa zdążyła sobie z nim nawet zrobić zdjęcie po tym, jak ten podpisał kontrakt z Anżi…
…a rosyjski Jimmy Jump poprosił go o autograf.
– Ł»ycie jest tu niesamowite. Właściciel traktuje mnie jak syna – opowiadał w jednym z wywiadów Roberto Carlos, któremu Kerimow wyprawił imprezę urodzinową za… 3 miliony dolarów, a jako prezent wręczył Bugatti Veyrona.- Kochają mnie tutaj nie tylko jako piłkarza, ale też jako symbol klubu. Chciałbym zostać tu dłużej i w przyszłości być prezesem Anżi. Jestem w stanie sprawić, że to będzie naprawdę wielki klub, w którym będzie grało wielu moich rodaków – dodał Carlos i… z miejsca wziął się do roboty.
Na emigrację do Rosji zaczął namawiać dwie największe gwiazdy brazylijskiego futbolu, czyli Neymara i Ganso, za których Anżi byłoby gotowe wyłożyć prawie 100 milionów euro. – Neymar sam musi zdecydować. Rozmawiam z nim codziennie, wysłaliśmy ofertę do Santosu, ale wszystko zależy od niego. Jak oceniam szanse na transfer? Jest realny – opowiadał były piłkarz Realu Madryt. Zawodnicy Santosu nie skuszą się raczej na przeprowadzkę, ale… Hulk chyba prędzej. Napastnik Porto dał już do zrozumienia, że „jeśli oferta będzie atrakcyjna dla klubu i dla mnie, to czemu nie”. Sygnał jest czytelny.
I kto wie, czy potężny Brazylijczyk nie będzie drugim z wielkich transferów zapowiadanych jakiś czas temu przez Roberto Carlosa. Bo pierwszy, o czym wszyscy od kilku dni piszą, to oczywiście Samuel Eto’o. Według „Wall Street Journal” Kameruńczyk stał się właśnie najlepiej zarabiającym sportowcem na świecie, dystansując gwiazdy NBA i NHL.
– Będę biegał jak czarny, żeby żyć jak biały – deklarował Eto’o parę ładnych lat temu. Pewnie już dawno o tym zapomniał, ale… kontrakt z Anżi pozwoli też na pławienie się w luksusach wnukom jego wnuków. Potomkom Balazsa Dzudzsaka zresztą też. Niedawno dziennikarze zapytali go, jaki samochód chciałby dostać od prezesa. – Nie wiem. Najważniejsze jest zdrowie, reszta jest nieistotna. Ale w sumie… Każdy ma swoje ulubione auto. Moje to BMW M6.
Urodziny ma dzień przed wigilią Bożego Narodzenia. Będą dwa prezenty?
TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA

