– Mówiłem: chcę się uczyć, jestem młody, daję sobie czas i się nie napinam. Chce mi się tylko śmiać, jak niektórzy mówią, że zamknąłem sobie drogę na Euro. A w Cracovii miałem ją otwartą? Jak pojechałem na kadrę, to nawet nie dotknąłem piłki – opowiada Mateusz Klich, zawodnik Wolfsburga. Na razie młody pomocnik nie ma szans na grę w pierwszym składzie klubu Bundesligi, ale… trafił na piłkarski uniwersytet i zapewne czasu nie marnuje. Felix Magath przygotowuje go do poważnego futbolu, bo takim rozgrywek naszej ekstraklasy nazwać nie sposób. Tylko kiedy Klich zakończy tę swoją edukację?
– Jeśli chcesz pytać, czy odesłali mnie do rezerw, to od razu mówię, że nie chce mi się na ten temat gadać – rozpoczął rozmowę z nami.
Dziwisz się, że cię o to pytali?
Nie no, daj spokój. Jak długo tu jestem? Dwa miesiące i niektórzy chyba by chcieli, żeby już mnie stąd wyjebali. Masakra.
Słyszałeś, co mówił o tobie trener Lenczyk w Cafe Futbol?
Tak.
Powątpiewał, czy uda ci się w Niemczech, bo nie masz końskiego zdrowia jak Hajto.
Nie zaskoczyło mnie to, bo po transferze zadzwoniłem do trenera i sam mi to powiedział.
Jak zareagowałeś?
Nie wiem, śmiałem się. Mam z trenerem dobry kontakt, ale treść naszych rozmów niech zostanie między nami. Wiem, jaką mam sylwetkę, ale jest kilku gorzej zbudowanych (śmiech).
Kto?
Nie powiem, ale, uwierz, nie jest najgorzej. Przyjechałem do Niemiec, żeby nabrać fizyczności i „zbudować się” piłkarsko. Bundesliga jest idealnym kierunkiem na początku mojej zagranicznej przygody z piłką. Jeśli poradzisz sobie tutaj, to nie musisz się bać żadnej ligi. Mam to szczęście, że udało mi się tu przejść prosto z Cracovii, ale w Polsce wszyscy zrobili ze mnie niepotrzebnie gwiazdę. Nie wiem dlaczego. Bo zagrałem parę dobrych meczów?
Może dlatego, że byłeś jednym z nielicznych piłkarzy „Pasów”, którzy coś pokazywali.
Ale media niepotrzebnie to tak nakręciły. Teraz oczekiwania są wobec mnie nie wiadomo jakie. Ludzie myśleli, że przejdę do Wolfsburga, wskoczę do składu i będę dostawał same najlepsze noty w „Kickerze”. A ja mówiłem: chcę się uczyć, jestem młody, daję sobie czas i się nie napinam. Chce mi się tylko śmiać, jak niektórzy mówią, że zamknąłem sobie drogę na Euro. A w Cracovii miałem ją otwartą? Jak pojechałem na kadrę, to nawet nie dotknąłem piłki.
Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy pół roku temu? Słowo klucz – lenistwo. Teraz na to hasło chyba reagujesz alergicznie.
Jak byłem młodszy i wchodziłem do drużyny, to zdarzało się, że byłem leniem. Ale już dawno rzuciłem to w kąt. W przeciwnym razie nie wyjechałbym do Niemiec. Wiedziałem, jakie treningi czekają mnie u trenera Magatha. Chciałem temu wyzwaniu sprostać i myślę, że jestem na dobrej drodze.
Dalej czujesz się jak w pięknej bajce?
Już nie. Teraz to wszystko jest już dla mnie normalne. Ale na początku był szok i może ci to potwierdzić Artur Sobiech i Grzesiek Sandomierski. Między Polską i Niemcami jest przepaść, ale już do tego przywykłem. Ł»yję na swoim, nie mieszkam już po hotelach, tylko w mieszkaniu w centrum. Ale na razie jestem sam.
Nie wyrwałeś jakichś Niemiek?
Niemki nie są jakieś szałowe. Jakbym miał rwać dziewczyny, to zostałbym w Polsce. A że mam dziewczynę, to pojechałem do Niemiec (śmiech).
Czyli clubbing w Wolfsburgu odpada?
Clubbing w Wolfsburgu? No trochę przesadziłeś.
Nie wiem, nie byłem.
Jak przyjechałem tu z Krakowa, to na początku nie wiedziałem, gdzie jestem. Wolfsburg to małe miasteczko. Nie ma takich miejsc jak Rynek. Trochę mi tego brakuje i zaraz wszyscy zaczną pisać, że brakuje mi też imprez, bo nie ukrywam, że lubiłem się zabawić. Ale jak tylko będę miał okazję, to skoczę do Berlina lub Hamburga. To też trzeba zobaczyć.
Ile czasu potrzebujesz, żeby trenować z pierwszą kadrą na najwyższych obrotach?
Nie chcę, żeby to zabrzmiało, jakbym miał jakąś sodę, ale powiem ci szczerze – piłkarsko niczego mi nie brakuje i sam trener Magath to potwierdzał. Brakuje mi trochę gry defensywnej. Tutaj strasznie dużo się biega i gra się dużo agresywniej. Nawet rezerwy są lepiej poukładane niż niektóre kluby Ekstraklasy. Jest tu jak w wojsku, ale jestem mile zaskoczony i NIE NARZEKAM. I napisz to wielkimi literami, bo kiedyś powiedziałem jakiejś gazecie, że są ciężkie treningi, to od razu, kurwa, napisali, że narzekam.
A poziom na treningach rezerw?
Skoro teraz z rezerwami trenują Arne Friedrich i Thomas Kahlenberg… Takich zawodników chyba nigdy w Polsce nie będzie.
Spokojnie, mamy Ljuboję i Meliksona.
Ale Friedrich chyba osiągnął od nich więcej… Tutaj to jest normalne, że zawodnicy dochodzą do formy w rezerwach. Ja tak samo, ostatnio miałem problemy z achillesami i trenuję normalnie dopiero od-dwóch trzech tygodni. Nigdy nie miałem wcześniej takich problemów. Nie wiem dlaczego przytrafiły mi się teraz, może dlatego, że treningi są cięższe. Ale mówię, nie narzekam, odpowiada mi to.
Powiedziałeś w „Przeglądzie Sportowym”, że w Niemczech odbierają cię jak piłkarza z amatorskiej ligi. Nie wystawiasz Polakom najlepszej laurki.
No tak, ale faktycznie tak mnie traktują. Ale jak mają znać jakąś polską drużynę, skoro żadna nie występowała w Lidze Mistrzów? Zresztą we wtorek było widać, jaki jest przeskok między ligą polską a cypryjską. A gdzie nam do niemieckiej… Tutaj zanim kupią piłkarza, to naprawdę go monitorują. Ja miałem to szczęście, że przyjechali na mecz z Jagiellonią, który wygraliśmy 3:0, ale obserwowali mnie dużo wcześniej. Nie kupili kota w worku. Tu w ogóle nie ma kupowania piłkarzy z youtube’a czy z DVD. Poważni ludzie, poważne pieniądze i dlatego tak to wygląda. Wszystko jest z góry zaprogramowane. A Polska kojarzy się w Niemczech z wódką i złodziejami. Jest to na pewno jakiś temat do żartów, ale na razie nie podkładają mi kieliszka i nie zachęcają do picia.
Nie miałeś żadnego chrztu? Nic nie śpiewałeś?
Nie, zawsze mogłem powiedzieć, że ich nie rozumiem.
Jan Polak by ci przetłumaczył.
Tak, on dobrze mówi po polsku, ale tak poważnie – polecenia trenerów już rozumiem. Zresztą, nie mam z niemieckim problemu. Dostałem już nauczycielkę i dali mi do zrozumienia, że szczególnie na początku mam się uczyć strasznie intensywnie. Do wszystkiego trzeba czasu, nie nauczę się całego języka w tydzień, ale godzinka czy półtorej dziennie nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Sam wiem, że tego potrzebuję, bo na mieście nie wszyscy mówią po angielsku. Będzie też łatwiej wyjść z kolegami na piwo.
Magath pozwala?
Czasami tak, ale ostatnio nie ma raczej nastroju na piwo. Na obozie raz dostaliśmy wolne i wieczorem mogliśmy gdzieś wyskoczyć. Ale wiadomo, bez przesady.
Z kim byś wyskoczył? Przecież nie z samym Janem Polakiem.
W rezerwach poznałem Sebastiana Schindzielorza, mam też kontakt z żoną Krzyśka Nowaka, Beatą, która pracuje w sklepiku klubowym. O, znam też fryzjera z Polski. Bardzo dobry, mistrz świata z któregoś tam roku.
Wróćmy do Magatha. Też mówisz na niego “Saddam”?
Nie (śmiech). Nawet o tym nie słyszałem. Kojarzę tylko ksywę „Quaelix”, czy jakoś tak. Gość ma tutaj bardzo duży autorytet, wszyscy go szanują. Jak trener mówi, nikt nic nie robi, wszyscy słuchają. U trenera Lenczyka było tak samo. Do niego też na początku niektórzy boją się podejść i zagadać.
A po tej słynnej górce biegałeś?
No, jest koło boiska. Fakt, to ciężkie treningi, ale nie takie, że miałbym po nich umierać. Pierwszy obóz był najcięższy, ale jestem dumny, bo dałem radę. A nie wszyscy wytrzymywali. Niektórzy wymiotowali, schodzili z treningów…
A ty wymiotowałeś w pokoju, żeby Magath nie zauważył?
Bez przesady. Ale po bieganiu wokół jeziora w bardzo szybkim tempie można było się przewrócić.
Miałeś już jakąś indywidualną rozmowę z Magathem?
Tak, ale przed sparingami. To typ trenera, który nie rozmawia indywidualnie z zawodnikami. Na treningach też nie ma gadania, ani żadnych jaj. Powaga i jazda. Każdy wie, co ma robić. Czyli znowu inaczej niż w Polsce, gdzie niektórzy trenerzy więcej gadają, a mniej robią. Ale zostawmy to.
Najlepszy piłkarz, jakiego spotkałeś, to Diego?
Nie da się ukryć. Gość niedawno grał w reprezentacji Brazylii. Podobnie porusza się z piłką jak Xavi lub Iniesta. Prowadzi, prowadzi i nagle odjeżdża, nie ma go. Każdy wie, że mnie też odpowiada taki styl. Chciałbym mu kiedyś dorównać. O, albo jak dowiedziałem się, że w Wolfsburgu jest Tuncay, to od razu odpaliłem jego filmik na youtube. Zobaczyłem, że strzelił trzy gole Manchesterowi w Lidze Mistrzów. Od razu inne spojrzenie – gdzie ja, gdzie on…
Fajne towarzystwo. A w Polsce spekulowało się o twoim powrocie do Cracovii. Abstrakcja…
Totalny bezsens. Pojechałem do Niemiec, zobaczyłem jak jest i po dwóch miesiącach mam wracać, żeby pograć spokojnie w Polsce? To by wyglądało, jakbym się obsrał. W ogóle nie wiem, co to za głupi pomysł. Jeżeli chcieli, żebym został w Cracovii, to mogli mnie nie sprzedawać.
Jeszcze jeden cytat z PS: „W Polsce piłkarz odbierany jest jako darmozjad, który nic nie zrobi, a zarabia krocie. W Niemczech zawodnika traktuje się z odpowiednim szacunkiem”. Rozwiń to.
No co, przecież sam wiesz, jak traktuje się w Polsce piłkarzy. Ł»e nic nie robią, nie trenują. Głupie teksty z trybun, kibice zawistni i zazdrośni, dziennikarze piszą głupoty. Przecież nie tylko od jednego zawodnika zależy, czy drużyna gra słabo. A jak zagrasz dobrze, to wszyscy wchodzą ci do dupy. Wolę niemiecką życzliwość. Choć może nie rozumiem wszystkiego, co oni tam mówią i piszą (śmiech). Ale tak serio – inna liga, piłkarze są lepsi, więcej zarabiają i inaczej się ich odbiera. Nie wiem, jak to nazwać, ale tutaj piłkarz to piłkarz. Wchodzisz do klubu i czujesz, że jesteś piłkarzem. A w Polsce? Ogórkiem i największym wrogiem, bo zarabiasz pieniądze, a trzeci rok walczysz o utrzymanie.
Jednym słowem – w Niemczech łatwiej o sodę.
No łatwiej, żeby komuś odwaliło. Tylko profesjonalizm jest większy i każdy wie, że ma dawać z siebie maksa. Nie spotkałem się, żeby ktoś tu chodził obrażony po klubie. Każdy ma zapierdalać i tyle.
Kiedy zorganizujesz zapowiadaną konferencję, na której oświadczysz, że jesteś już piłkarzem?
Zadebiutuję, zwołam konferencję, powiem, że jestem piłkarzem, podziękuję i zakończę karierę (śmiech).
Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA