ŚRODA: czy polscy piłkarze powinni spać w hotelu kosztującym 2 tysiące złotych za dobę?

redakcja

Autor:redakcja

24 sierpnia 2011, 16:22 • 6 min czytania

Ljuboja nie trenuje – to akurat wiadomo. Klich z kolei tylko trenuje – to też wiadomo. Zapraszamy na przegląd środowej prasy…

ŚRODA: czy polscy piłkarze powinni spać w hotelu kosztującym 2 tysiące złotych za dobę?
Reklama

PRZEGLĄD SPORTOWY

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Wczoraj z pewnością był ciężki dzień dla redakcji „PS”, ponieważ trzeba było przygotować dwie wersje gazety – wydanie bez meczu Wisły i wydanie z meczem. W dodatku spotkanie z APOEL-em było na tyle późno, że trudno było cokolwiek sensownego zrobić. Pod tym względem jutro będzie pewnie lepiej. Ale czy jutro ktoś jeszcze będzie chciał czytać o blamażu na Cyprze? Może…

W „PS” dziś zwróciły naszą uwagę trzy materiały.

1. Tomasz Frankowski zastrzega, że pod żadnym pozorem nie ma zamiaru już nigdy zagrać w reprezentacji Polski. OK, rozumiemy, szanujemy. Ale pewnie i tak jeszcze z pięć razy napiszemy, że by się „Franek” przydał, bo niestety następców nie widać.

2. Mateusz Klich opowiada o swojej przygodzie z Wolfsburgiem. Fragmenty, które mówią wszystko…

– Felix Magath powtarza, że wciąż nie jest pan przygotowany fizycznie do gry w Bundeslidze.

– A dokładniej, że za mało agresywnie gram w defensywie, nie atakuję przeciwnika w odpowiednim momencie, żeby utrudnić mu rozegranie piłki. Uczę się tego każdego dnia. Na treningach jest taki zap…, że sam się dziwię, jak można tyle biegać. Oglądałem z trybun mecz z Bayernem i przyglądałem się Franckowi Ribery’emu. Nie wierzyłem, że można tak zachowywać się na boisku. Ribery w każdej sekundzie był gotowy na podanie od kolegi, nie miał przestojów. Grał jak maszyna.

– Pan też będzie taką maszyną?

– Wiem, ile mam do nadrobienia i się nie grzeję. Spokojnie, krzywda mi się tutaj nie dzieje. W klubie powoli przygotowują mnie do gry na najwyższym poziomie. Wszystkim rozpalonym głowom w Polsce, zastanawiającym się, kiedy Klich zagra w Bundeslidze, radzę przyłożyć lód do głowy. Niemcy traktują mnie jakbym przyszedł do nich z ligi amatorskiej, wiedzą, że wykonałem ogromny przeskok. Porównując tempo gry w naszej ekstraklasie z tym w Bundeslidze, brakuje mi skali. U nas, nie oszukujmy się, są mecze, w których można było się zdrzemnąć.

3. Danijel Ljuboja nie trenował, ale jest szansa, że zdąży na mecz ze Spartakiem – czytamy w „PS”. To nie tekst sprzed tygodnia, tylko powtórka z rozrywki. Przewidujemy, że podobna sytuacja będzie powtarzała się non-stop, więc zaryzykujemy twierdzenie: Ljuboja zawsze będzie mówił, że nie może trenować i że go coś boli (najczęściej będzie to pachwina – najtrudniej zdiagnozować). A na mecz wróci. Są po prostu piłkarze, którzy nie lubią trenować i wymyślają sobie urazy. Np. Paweł Kryszałowicz w Amice kontuzjowany był zawsze od poniedziałku do czwartku. Ljuboja też pewnie do tytanów pracy nie należy, co utrudniało mu zrobienie kariery w profesjonalnych ligach.

FAKT:

Image and video hosting by TinyPic

W „Fakcie” na dzień dobry informacja, że przed tym sezonem Robert Maaskant chciał ściągnąć Tomasza Frankowskiego, ale sprzeciwił się temu ruchowi Bogusław Cupiał. „Cupiał, zobacz, kogo straciłeś” – głosi tytuł.

A dalej – poza sprawozdaniem z Cypru – dwa artykuły, na których można przez dwadzieścia sekund zawiesić oko. Po pierwsze – Legia w Moskwie zamieszkała w hotelu Ritz, w którym pókój dwuosobowy kosztuje ponad dwa tysiące złotych za dobę. Jest to oczywista przesada, ponieważ miejsce piłkarzy polskich drużyn jest w hostelach – do takiego wniosku doszliśmy po spotkaniu Wisły. Ritz? Tam mógłby zatrzymać się David Beckham, a nie przykładowy Artur Jędrzejczyk, z całym szacunkiem dla Jędrzejczyka. Ale tak to już z tymi asiorami jest – tu ich przywiozą, tam odwiozą, śniadanie podane, kawka nalana, skarpetki uprane, pościel świeżutka, pachołki na boisku rozstawione… A potem oni sami wychodzą na boisko i robią za pachołki. Wszystko się za nich robi, tylko nie ma kto za nich zagrać.

No i drugi artykuł – Maciej Bartoszek krytykuje GKS Bełchatów i Pawła Janasa za mecz w Zabrzu oraz podkreśla swoje osiągnięcia szkoleniowe z poprzedniego sezonu. Bartoszkowi chcieliśmy przypomnieć, że Bełchatów w tamtych rozgrywkach wygrał JEDEN mecz na wyjeździe, więc Paweł Janas ma jeszcze trzynaście kolejek, by to osiągnięcie wyrównać.

GAZETA WYBORCZA

Image and video hosting by TinyPic

„Gazeta Wyborcza” napisała o meczu Wisły oraz oczywiście o… kibolach. Do dość krótkiego tekstu potrzebnych było aż czterech autorów. Sklecili oni taki lead: „Śląsk sprzedał bilety swoim kibolom, a Legia wpuściła na stadion, mimo że stowarzyszenie nie podpisało zobowiązania do przestrzegania prawa podczas wyjazdów. W drodze z Warszawy pijani kibole sterroryzowali pociąg”.

Jesteśmy ciekawi, czy dziennikarze „GW” podpisali przed wyjściem z domu zaświadczenie, że nikogo nie zgwałcą, nie poćwiartują i że nie będą prowadzić samochodu w stanie nietrzeźwym? „Zobowiązanie do przestrzegania prawa” – co za absurd.

SPORT

Image and video hosting by TinyPic

„Rudneva nie oddamy” – głosi tytuł wywiadu z Andrzejem Dawidziukiem, dyrektorem sportowym Lecha Poznań, który najwyraźniej udaje, że cokolwiek w tej kwestii będzie zależeć od niego. „Rudneva nie oddamy” – mógłby równie dobrze zakrzyknąć sprzedawca z pobliskiego warzywniaka. A potem przyjdzie pan Rutkowski i oznajmi: – Sprzedajemy!

W wywiadzie z Dawidziukiem w oczy rzucił nam się ten fragment…

– W Poznaniu jest teraz chyba ciut za dużo piłkarzy. Powstał nawet „Klub Kokosa”, w którym znaleźli się Grzegorz Kasprzik, Seweryn Gancarczyk i Tomasz Mikołajczak …

– Od razu dementuję tego typu rewelacje. W Lechu nie ma żadnego „Klubu Kokosa” i proszę to wyraźnie podkreślić. Ci trzej zawodnicy nie zmieścili się w kadrze pierwszego zespołu, ale zapewniono im wszelkie warunki do dalszego rozwoju sportowego. Nie zostali nigdzie karnie zesłani. Rozmawiałem z każdym z nich z osobna. Wiedzą, że jeśli znajdą nowych pracodawców, będą mogli bez przeszkód zmienić barwy. Jak na razie nie skorzystali z takiej możliwości. Nie zgodzili się również na polubowne rozwiązanie kontraktów.

– Co teraz?

– Realizują indywidualne plany treningowe. Dzięki temu fizycznie są gotowi do gry. Nie zostali przeniesieni do zespołu Młodej Ekstraklasy, gdyż uznałem, że nie byłoby to właściwe posunięcie. Oni potrzebują w tej chwili innego programu przygotowań. Jak potoczą się ich dalsze losy? Zostało jeszcze parę dni na zamianę klubu. Być może skorzystają z tej opcji i zdecydują się na kontynuowanie kariery…

No, nie ma „Klubu Kokosa”, są tylko indywidualne treningi na szkolnym boisku. Prawdziwa indywidualizacja zajęć, czyli to, o co chodzi w profesjonalnym sporcie. Brawo dla Lecha! „Nie zostali przeniesieni do zespołu Młodej Ekstraklasy, gdyż uznałem, że nie byłoby to właściwe posunięcie”. To dokładnie jak z Kokosińskim w Polonii – tam też Józef Wojciechowski uznał, że przeniesienie do ME nie byłoby właściwe.

Dalej jest też tekst o pierwszej lidze, w której czytamy, że rządzą w niej dziadkowie – Edi, Rocki i Pawlusiński. To niestety kolejna smutna prawda o polskiej piłce, która niedługo padnie na zawał, ze starości. Młodzi nadają się tylko do spania w drogich hotelach.

SUPER EXPRESS

Image and video hosting by TinyPic

„SE”, co widać powyżej, wylicza zarobki pracowników PZPN. Jest tam kilka ciekawostek. Fragment…

Dobrze się też wiedzie wiceprezesom PZPN: Rudolfowi Bugdołowi, Janowi Bednarkowi i Januszowi Matusiakowi. Zarabiają co miesiąc od 15 do 19 tys. Ich poprzednik za rządów Listkiewicza Eugeniusz Kolator solidnie pracował początkowo za 5 tys., a potem 7 tys.

Ale pal licho te olbrzymie zarobki „tłustych fok” z PZPN. Może jeszcze większym problemem są różne „foczki”: doradcy, eksperci, najróżniejsi urzędnicy, wicedyrektorzy… Namnożyło się ich. Jeszcze kilka lat temu w PZPN pracowały 44 osoby, teraz jest ich ponad dwa razy więcej. Kto słyszał o zastępcy Kręciny, Waldemarze Baryło (20 tys. miesięcznie)? O Ireneuszu Serwotce wielu słyszało, ale niewielu wie, że został w PZPN ekspertem ds. bezpieczeństwa i zarabia 15 tys. zł.

Jest też sympatyczna rozmówka z Arturem Sobiechem. Wstęp…

Były piłkarz Polonii Warszawa i kadrowicz Artur Sobiech (21 l.) jest już gotowy do gry po urazie kolana. – Od 10 dni trenuję z pierwszą drużyną Hannoveru, kontuzję wyleczyłem, fizycznie i psychicznie czuję się znakomicie – mówi „Super Expressowi”. – Nie wiem tylko skąd się wzięły informacje, że byłem dwa razy operowany. Operacja była jedna, gdy grałem jeszcze w Polonii i została przeprowadzona dobrze, a w Augsburgu byłem tylko na konsultacji – wyjaśnia Sobiech.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama