Gylfi, islandzki wulkan

redakcja

Autor:redakcja

22 sierpnia 2011, 22:47 • 6 min czytania

Miał szesnaście lat i powiedział rodzicom, że musi wyjechać, bo będzie piłkarzem. Wybór był prosty: albo nadal kopie się po czole, albo korzysta z okazji i wyjeżdża niemal trzy tysiące kilometrów od domu. W tym samym czasie Wisła Kraków była jedną nogą w Lidze Mistrzów, a w Polsce rósł następca Kazimierza Deyny. Dziś Deyna przewraca się w grobie za każdym razem, gdy przypomina sobie o swoim niedoszłym następcy, a tamten szesnastolatek zaczyna podbijać Europę. Różnice są naprawdę niewielkie, bo Maciej Korzym ma z piętnaście goli w karierze, a młodszy Gylfi Sigurdsson – choć bardziej cofnięty – już w tamtym sezonie strzelił dziewięć.

Gylfi, islandzki wulkan
Reklama

Od roku w Hoffenheim mają spory problem, który sprowadzili sobie sami. Tyle, że jest to problem bogactwa. Mają najlepszych wykonawców rzutów wolnych w całej Bundeslidze, bo Sejad Salihovic i Gylfi Sigurdsson muszą być w jednej drużynie. Choć robią to nienagannie, to i tak żaden z nich nie jest pewniakiem do strzelania. Ale to im nie przeszkadza. – Nie jest to problemem, bo Sejad jest lewonożny. Gdy jest rzut wolny, naradzamy się i wybieramy lepszą opcję. Dla przeciwników jest to z pewnością niekorzystne – z uśmiechem wyjaśnia Islandczyk. Chłopak ma ostatnio powody do radości. W ciągu kilku lat przebył drogę z wioski nieopodal Reykjavíku do boisk Bundesligi, na których szybko się zadomowił. Ale „Wieśniaki” z Rhein-Neckar-Arena wcale nie są jego miejscem docelowym, to z pewnością. W końcu Islandia to kraj wulkanów, a Gylfi jest jednym z nich. I mimo że młody, to o wiele groźniejszy od starszych. Drzemać za bardzo mu się nie chce, a o wygaśnięciu nie ma mowy. Już niedługo cały świat zapomni o Eidurze Gudjohnsenie, bo teraz nadchodzi nowa era. Czas na Sigurdssonona.

Był sierpień zeszłego roku i gdy cały świat zachwycał się młodym pokoleniem niemieckich piłkarzy, nagle tamtejsza reprezentacja U-21 zebrała srogie baty. No więc od kogo – Hiszpania, Francja, Brazylia? Jeżeli ktoś nie wie, może strzelać tak długo, że mu się to znudzi. Już sama podpowiedź, że od państwa na „I” brzmi śmiesznie, ale gdyby dodać, że chodzi o Islandię, to już w ogóle. Młodzi Islandczycy pokonali swoich niemieckich rówieśników aż 4:1 i pewnie po cichu, w głowach, dyskretnie snuli plany transferowe. W ostatnim dniu okienka transferowego prezes Peter Hofmann zdecydował się na transfer, który zaskoczył nie tylko obserwatorów Hoffenheim, ale i całej Bundesligi. Klub, który nie wydaje zbyt dużych pieniędzy na transfery, wyłożył siedem milionów euro za Islandczyka, który już wcześniej swoją grą zgłaszał aspiracje do lepszego świata. 4:1 było tylko postawieniem kropki nad „i”.

Reklama

Sigurdsson w wieku szesnastu lat przyszedł do Reading i przez pierwsze dwa sezony grywał w zespołach młodzieżowych. Już wtedy wiedzieli, że nie jest to pierwszy lepszy chłopaczek z łapanki, jednak nikt nie miał za bardzo odwagi, by wstawić go do składu. Po dołączeniu do seniorskiej kadry, w klubie uznali, że lepiej będzie, gdy pójdzie na wypożyczenie. Shrewsbury Town i Crewe Alexandra dały kolejne dwa lata tułaczki i udowadniania, że jeżeli powinien grać, to w podstawowym składzie Reading. Sezon 2009/10 okazał się dość przełomowym, bo wypożyczenia zaowocowały, a Gylfi dał prawdziwy popis. Mimo że nie wymagano od niego wiele, to – w przeciwieństwie do drużyny – pokazywał, że potrafi grać w piłkę. Gdy Reading zamiast walczyć o powrót do Premiership, tułało się po dole tabeli, on robił dobre wrażenie. Wydawało się, że lepiej być nie może, a jednak było. Brian McDermott objął funkcję trenera The Royals i zaczęła się jazda, solowy koncert juniora. Jego trafienia decydowały o tym, że z Pucharem Anglii żegnały się Liverpool, Burnley i West Bromwich Albion. Kolejne gole i asysty dorzucał w lidze.

Szybko stało się jasne, że pokochają go nie tylko kibice, ale i skauci. Jego niespodziewane odejście zostało nawet określone „największym błędem w 139-letniej historii klubu”, a kibice żądali wyjaśnień. – Rozumiem fanów, którzy woleliby, żeby Gylfi został z nami. To jest jednak bardzo uzdolniony zawodnik, który pragnie grać o wyższe cele – oznajmił prezes John Madejski. Sam zawodnik też nie ukrywał przywiązania, bo tak na odchodne, zdecydował się napisać list. Nie ma sensu przytaczać słów o „zawsze w sercu”, ale piłkarz nie ograniczył się tylko do tego. – Było bardzo ciężko opuścić Reading, ale Hoffenheim to dla mnie nowe wyzwanie. W klubie wszystko było uczciwe; powiedzieli, że jak dostaną dobrą ofertę, to umożliwią mi odejście. Mam nadzieję, że pieniądze te przydadzą się klubowi i w ten sposób jakoś się odwdzięczę za szansę, jaką tu dostałem. Wsparcie Briana McDermotta było dla mnie bardzo ważne, w każdej minucie grałem też dla niego. Wiele mu zawdzięczam. Napisałem to dla naszych fanów, którzy są fantastyczni. Zawsze mnie wspierali, za co im bardzo dziękuję – tak mniej więcej brzmią najważniejsze zdania.

Sigurdsson wiele zawdzięcza nie tylko fanom, klubowi i trenerowi, ale także swoim dwóm rodakom, którzy wraz z jego przyjściem, grali już w pierwszej drużynie. – Bardzo ciężko było mi wyjechać z kraju, ale wiedziałem, że to niezbędne. Potraktowałem to jako zło konieczne. Brynjar Gunnarsson i Ãvar Ingimarsson dużo mi pomogli. Miałem ich na boisku, jak i poza nim – opowiada gwiazda Hoffenheim. Fani lubili go do tego stopnia, że na jego cześć wymyślali przyśpiewki. „Sig Sig Sig on Fire!” – ryczało całe Madejski Stadium niejednokrotnie. – On jest świetny technicznie, ma klasę. Do tego ciężko pracuje, często zostawał po treningach. Już gdy przyszedł, było wiadomo, że zrobi karierę – mówił Alex Pearce, kolega z drużyny młodzieżowej Reading. Angielskie media donosiły, że kraj opuścił jeden z największych talentów, jakie biegały po tamtejszych boiskach.

Zadowolenia z transferu nie ukrywali za to w Hoffenheim, bo zdążyli wyprzedzić samego Wengera. – W zeszłym tygodniu rozmawiałem z szefem skautów w Arsenalu. Mieli go na liście, ale na szczęście byliśmy szybsi – mówił ówczesny szkoleniowiec „Hoffe” Ralf Rangnick, który dodawał: – Z językiem nie będzie problemów, bo Gylfi świetnie mówi po angielsku. To profesjonalista, ma mentalność Wikingów. Z trenerami jest mu po drodze, bo wraz z odejściem, ze smutkiem wypowiadał się McDermott. – Będę uważnie śledził jego rozwój. Gylfi jest nie tylko fantastycznym graczem, ale również wspaniałym człowiekiem. Angielskie boiska sporo straciły na rzecz Niemiec – twierdził.

Kilka miesięcy później o młodym Islandczyku znów zrobiło się głośno na Wyspach i to wcale nie przez świetną grę w Bundeslidze. Więcej zamieszania zrobił sąd i trzynastoletni kibic, który za pieniądze z urodzin, postanowił kupić koszulkę Sigurdssona. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że kilka miesięcy później ten zmienił pracodawcę. Po tym, gdy klub nie chciał oddać pieniędzy, ojciec dziecka postanowił skierować sprawę do sądu. I wygrał. Dostał łącznie 72 funty (42 za koszulkę i 30 jako zwrot kosztów procesu), czym zakpił sobie ze wszystkich niedowiarków.

W połowie zeszłego sezonu media donosiły o ponownym zainteresowaniu Arsenalu i Manchesteru United. Ofensywny pomocnik, którego przedstawia się jako model profesjonalizmu mówi, że wpływ na transfer do Hoffenheim miał jego trener z narodowej drużyny U-21. – O Arsenalu nic nie wiem. Eyjölfur Sverrisson, mój trener, grał kiedyś w Bundeslidze i powiedział mi o niej sporo dobrego. Mówił o szkoleniu w Niemczech, stadionach i miał stały kontakt z trenerem Hoffe – powiedział o kulisach. Ostatnio wrócił obejrzeć mecz swoich byłych kolegów i ci nie mogli się go nachwalić. – To było wspaniałe, zobaczyć go znów przy naszym autobusie. Pokazuje, że jest związany z tym klubem. On będzie jednym z najlepszych na świecie i zagra w czołowym klubie – chóralnie wołali byli partnerzy z Reading.

Premierowy sezon w Niemczech miał całkiem niezły, bo strzelił dziewięć goli, a rozegrał tylko dwadzieścia meczów więcej. W tym sezonie jeszcze nie było mu dane zagrać z powodu kontuzji, ale wróci niebawem. I pewnie pozamiata po raz kolejny. Rok, góra – dwa i Gudjohnsen odejdzie w słuszne zapomnienie.

KRYSTIAN GRADOWSKI

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama