Rozpoczynamy nowy cykl – przegląd prasy. Jest to cykl wyjątkowo upierdliwy, bo trzeba wcześnie wstać (tak koło ósmej) i potem przeczytać wszystkie możliwe gazety, co rzadko należy do przyjemności. Postaramy się, by taki przegląd ukazywał się codziennie, ale bankowo kiedyś się zdarzy, że zaśpimy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Dzisiaj bez rewelacji, gazeta bardziej do przekartkowania niż przeczytania. Wygląda to tak:
Strony 2-3. Najpierw felieton (albo raczej – „komentarz”) Antoniego Bugajskiego nie do końca wiadomo o czym. Czyli że Bułgarzy niby groźni, ale w zasadzie to wcale nie. Radzimy odpuścić. A obok wywiad z Cwetanem Genkowem, może nie taki najgorszy, ale też raczej strata czasu. W skrócie – Liteks jest mocny, Wisła też jest mocna, będziemy walczyć ze wszystkich sił, a ja jestem profesjonalistą, pozdrawiam mamę.
Strona 4. Chyba najciekawszy tekst w „PS”, porównanie ligi bułgarskiej i polskiej. Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawę, że pod względem piłkarskim Bułgaria to aż takie zadupie i że najdroższy piłkarz w historii kosztował tam 0,5 miliona euro. A już powaliła nas informacja, że średnia frekwencja na meczach Lokomotiwu Sofia, z którym niedługo zmierzy się Śląsk Wrocław, w poprzednim sezonie wyniosła 305 osób. KTS Weszło to przebije z łatwością.
Strona 5. Coś o Legii, ale nic nowego.
Strona 6. Materiał o tym, że Śląskowi zamknęli trybuny, a raczej trybunki. Działacze tłumaczą, że te trybunki wcale nie były tymczasowe, chociaż oczywiście były, ale w myśl zasady, że prowizorka jest w Polsce najtrwalsza.
Strona 7. Polanski do kadry – część kolejna. Mamy nadzieję, że kibice odpowiednio powitają tego niemiaszka w czasie meczu z Gruzją. Zalecamy gwizdy i buczenie.
Strony 11-14. Raport przed ekstraklasą, czyli kto się wzmocnił, kto osłabił i kto jak ma grać. Słabizna. Nie czytać.
Strona 17. Wywiad z Wojciechem Szczęsnym. Bramkarz Arsenalu sugeruje, że nie życzy sobie Manuela Arboledy w reprezentacji Polski: – Chciałbym grać jak najdłużej z tymi samymi zawodnikami, co teraz są w kadrze. Nie chciałbym, żeby miesiąc przed Euro pojawił się nowy piłkarz, został liderem mojej obrony i nie mówił w moim języku…
Strony 18-19. Dwa teksty: że Celtic szuka bramkarza i że Urugwaj wygrał Copa America. Dokładnie przekazaliśmy wam całą treść.
RZECZPOSPOLITA
Rzeczpospolita jak zwykle udaje, że piłka nożna nie jest najpopularniejszym sportem w Polsce i sili się na elitarność. Elitarność polega na tym, że na ostatniej stronie (czyli pierwszej sportowej) mamy jakieś pierdy o pływaniu i wynikach kogoś, kto się nazywa Konrad Czerniak. Interesuje to pewnie ze 200 osób w Polsce, ale niestety wszystkie aktualnie są w basenie.
Z piłki mamy wywiad z Łukaszem Piszczkiem, który też sugeruje, podobnie jak Szczęsny, że Arboledy w reprezentacji nie chce (co ciekawe, bo grali przecież razem w Zagłębiu Lubin).
– Wszyscy, którzy mają polski paszport są Polakami. Arboleda zdaje się, jeszcze nie otrzymał dokumentów, więc nie ma tematu.
Ale wiadomo, że nie chce go drużyna. Co będzie, jeśli wkrótce dostanie powołanie?
Za wyniki odpowiada Franciszek Smuda. On wysyła powołania, ma swój rozum. Będzie wiedział, kto mu psuje atmosferę kto nie jest mile widziany w reprezentacji, i wyciągnie wnioski.
Dalej jest wypowiedź sugerująca, że to piłkarze wzięli sprawy w swoje ręce i zaczęli ustalać taktykę, jaką ma grać reprezentacja: – Rozmawialiśmy z trenerem i z Francją zagraliśmy już z dwoma defensywnymi pomocnikami, którzy starali się rozgrywać piłkę. Może te rozmowy nie dały jeszcze pełnego efektu, ale mam nadzieję, że wkrótce dadzą.
SUPER EXPRESS
Dzisiaj słabo. Jakiś materialik z Ivicą Ilievem z Wisły pod tytułem „Liteks nas nie zatrzyma”. Bez zaskoczeń: będziemy się starać, będziemy walczyć, potrafimy grać.
Dalej krótka rozmówka z Orestem Lenczykiem, który mówi między innymi: – Na konferencję ze mną nie przyszedł żaden dziennikarz szkocki… Proszę nie odebrać tego personalnie, ani nie traktować tego jako dowód na jakąś wielką złość Szkotów. Tam dziennikarze po prostu do niczego nie potrzebowali wypowiedzi z polskiej ekipy, więc nie tracili czasu.
FAKT
Też nie najlepiej. Patrząc na układ, wiadomością dnia jest coś takiego: „To będzie jedna z największych jednorazowych wypłat w historii polskiej piłki! Piłkarski Sąd Polubowny działający przy PZPN zdecydował właśnie, że Górnik Zabrze musi wypłacić Damianowi Gorawskiemu (32 l.) około 780 tys. złotych zaległego wynagrodzenia”. No, nie płacili, więc się uzbierało – proste. Ani to zaskakujące, ani szokujące.
Dalej jest dość żenujący, wielki tytuł „Maaskant odstawia Małego”, chociaż wiadomo, że nie odstawia, tylko że Małecki jest kontuzjowany.
No i informacja, która jest dziś prawie we wszystkich gazetach: „W Polonii chcą Jelenia”. Transfer miałby być możliwy dopiero, jak Jeleń nie znajdzie pracy nigdzie poza Polską.
POLSKA THE TIMES
Do miałkich wywiadów z wiślakami dodać trzeba jeszcze ten z Lameyem z „Polski”, czyli będę się starał, chcę coś osiągnąć, jest fajnie, a będzie jeszcze lepiej. Dalej są dwie strony o Tour de Pologne – zawsze podziwiamy zmysł Czesława Langa, który potrafi sprawić, że o czymś aż tak nieinteresującym pisze się aż tak dużo. Ciekawe, ilu z was potrafi podać nazwiska dwóch ostatnich triumfatorów wyścigu?
Dalej niezły wywiad z Sebastianem Milą. Wybrane fragmenty…
Pokpił Pan sprawę…
Trochę tak, ale też i pewnie nie byłem tak dobry, jak się wszystkim wydawało. Nie najszczęśliwsze były moje wybory, jeśli chodzi o kluby. Zabrakło mi umiejętności. A przede wszystkim szybkości. Zwyczajnie, jestem zbyt wolny do futbolu w największych klubach. Może byłbym gwiazdą z moimi parametrami w latach 80. Wtedy tak szybko się nie biegało.
I kawałek dalej: – Jednak za granicą nabrałem doświadczenia. Teraz to zaczyna procentować. Na boisku czuję się pewnie. Nic mnie nie zaskakuje. Nic mnie nie przeraża. W ogóle nie czuję stresu. Wiele zagrań mi wychodzi. Wydaje mi się, że jestem w najlepszym miejscu mojej przygody z piłką. Ta gra mnie autentycznie cieszy.
Mila nie traci nadziei, że kiedyś zostanie powołany, co widać po dyplomatycznych wypowiedziach na temat Franciszka Smudy. Sugeruje też, że drużyna Śląska lubi czasami wspólnie podrinkować: „Jak jest jakiś problem albo przeciwnie: jakiś powód do radości, to organizujemy swoje tajne narady (śmiech)”.
Jest też w „Polsce” coś, co się nazywa dumnie „niezbędnik kibica”, ale – wbrew sugestii płynącej z tytułu – jest to pozycja absolutnie zbędna.
GAZETA WYBORCZA
Zdecydowanie najciekawsza dzisiaj gazeta, bo przynajmniej dwa materiały nadają się do przeczytania od początku do końca. Przede wszystkim wywiad z Euzebiuszem Smolarkiem – pierwszy dobry w ostatnim czasie. Fragmenty…
Rozmawiałeś z prezesem przed wakacjami?
– Tak. W obecności trenera prezes powiedział mi i jeszcze napisał na kartce, jak sobie wyobraża warunki mojego kontraktu w następnym sezonie. Zaczął od obniżki o 50 procent i chciał negocjować. To było dla mnie nie do zaakceptowania. Ale powiedziałem, że się zastanowię. Po urlopie prezes już nie chciał rozmawiać. A ja zastanawiałem się, dlaczego w ogóle mam się zgadzać na jakiekolwiek nowe warunki? Gdybym rok temu wiedział, że w połowie umowy coś takiego mi zaproponuje, w ogóle nie podpisałbym kontraktu.
Nie wierzysz, że Polonia będzie pierwsza albo druga?
– Moja wiara nie ma z tym nic wspólnego. Gram w piłkę, a nie w pokera w kasynie. Tytuł nie zależy tylko ode mnie, ale od całej drużyny. Dla mnie ten system nie jest motywujący, wygląda na zabawę pieniędzmi. Ja nie chcę żadnej podwyżki. Moją ambicją i motywacją jest właśnie mistrzostwo. Jak wygramy, chętnie oddam prezesowi te 20 procent swoich zarobków. Ł»eby jednak wszystko było jasne do końca, nie tylko Smolarek nie zgodził się na zamrożenie 20 procent wynagrodzenia. Rozmawiam z chłopakami w szatni i wiem, co mówię.
(…)
Za rok Euro 2012. Może jednak powinieneś się zgodzić na zamrożenie części pensji, zacisnąć zęby i grać?
– A jaką mam pewność, że za miesiąc prezes Wojciechowski nie zaproponuje obniżki o kolejne 20 procent? A za kolejne dwa miesiące następnej? Albo nie zmieni trenera? I też będę musiał się na wszystko godzić? Nie. Ciężko mi w tej sytuacji. Chciałbym ją zmienić, ale ja myślę swoje, a prezes swoje. Sprawę motywacji można było załatwić inaczej. Np. zamrozić premie za wygrane i wypłacić je po sukcesie. Dziś wszyscy w Polonii mówią, że zgodzili się na 20-procentową obniżkę. Ale kto teraz się wychyli, że nie oddał pieniędzy do zamrażarki? Każdy się boi, że dołączy do Smolarka. Ale są w drużynie zawodnicy, którzy dostali nowy kontrakt i mimo tej zamrażarki zarabiają tyle, co w poprzednim sezonie. To proste. Ktoś miał w tamtym sezonie 100 złotych, prezes zaproponował mu nową umowę za 120 zł. Tyle że te 20 schował do zamrażarki i kontrakt pozostał taki sam. Na taką propozycję i ja bym się zgodził. Byłem gotów przedłużyć kontrakt z Polonią.
Prezes Wojciechowski opowiedział w „Super Expressie” o szczegółach waszych rozmów. Mówił, że zaproponował ci trzyletnią umowę po 300 tysięcy euro netto za każdy rok.
– Jestem dżentelmenem, nie rozmawiam o pieniądzach. Ale wiem, co usłyszałem od prezesa – takie kwoty nie padły.
Prezes mówił, że także trener Zieliński namawiał cię, żebyś „włożył coś do puli i wiedział, o co walczysz”.
– Powtarzam: gram w piłkę, a nie w pokera. Powiedziałem trenerowi, że zgadzam się na zamrożenie 10 procent kontraktu. Przekazał to właścicielowi, ale pan Wojciechowski znowu powiedział „nie”.
(…)
A może powinieneś powiedzieć prezesowi: skoro pan ma mnie dosyć, to rozwiążmy umowę, niech pan wypłaci część kontraktu i uwolnijmy się od siebie.
– Prezes nie chce ze mną rozmawiać. Kilkakrotnie prosiłem o spotkanie. Bez odpowiedzi. Mój telefon zawsze jest włączony. Wersja, o której wspomniałeś, jest możliwa.
Drugi materiał warty uwagi – wywiad z Michałem Globiszem, chociaż to już nie jest nic odkrywczego, raczej typowe narzekanie na polski futbol, tyle że w niezłym stylu. Najciekawsze fragmenty…
– Jest tak jak się spodziewałem, bo – powtórzę – to był sukces drużynowy. Nie było piłkarzy, o których z góry można było wówczas powiedzieć: „On na pewno zrobi karierę”. Pachelski miał poważne problemy z nerkami, Rogalski – wspaniały chłopak – przegrał z kontuzjami. Oczywiście część z nich rozmieniła karierę na drobne. Taki Grzelak, grając w Orle Łódź, nie miał na obiad, a kiedy nagle dostał pierwszy kontrakt, stać go było na wszystko. Dziewuchę do restauracji zabrać, kupić samochód, pokus było wiele. Polski piłkarz zadowala się pierwszym lepszym kontraktem. Jest minimalistą i leniem. Nie zdaje sobie sprawy, że gdyby trochę nad sobą popracował, mógłby mieć nie 20 tys. zł miesięcznie, ale 200. Na Zachodzie zawodnik startuje z innego pułapu. Wie, że trzeba zapierd…, by osiągnąć sukces i – co za tym idzie – wielkie pieniądze.
– Zdolni piłkarze są, ale nie umiemy ich poprowadzić. Podam przykład. Kiedy gramy międzypaństwowy mecz juniorów, a rywale zastosują pressing, nasi piłkarze wpadają w popłoch i wybijają piłkę na oślep. A gdzie on ma się tego nauczyć, jeśli w rozgrywkach wojewódzkich są dwa silne kluby, np. na Wybrzeżu Lechia Gdańsk i Arka Gdynia. Czyli to są dwa mecze w sezonie! Resztę wygrywają po 10:0, bo rywale są tak słabi, że sami oddają im piłkę. Potem taki piłkarz jedzie na kadrę i nie potrafi wymienić pod presją dwóch podań.
– Jak się chce, to można. Można przyjść 15 minut przed treningiem, zostać chwilę dłużej. W Lechii miałem Dariusza Wójtowicza i Jacka Grembockiego. Kazałem im z odległości 25 m podać sobie piłkę do nogi 50 razy – raz lewą, raz prawą. Mieli zdać raport, jak wykonają zadanie. Przychodzi jeden i mówi: „Czterdzieści dwa”. A ja na to: z powrotem. I wracali ćwiczyć. Dziś tego nie ma. Przyjeżdża piłkarz na trening, pobiega godzinę, pod prysznic i do domu. Dziś piłkarze nie mają charakteru, nie mają zacięcia. Dlaczego pływacy czy muzycy zasuwają po kilka czy kilkanaście godzin dziennie? A polski piłkarz nie potrafi dośrodkować z rzutu rożnego! Rozumieją panowie? Ze stojącej piłki nie umie! Nie umie, bo nie trenuje. W latach 60. koszykarz Jurkiewicz po treningu zostawał w hali, gdzie miał swoją klepkę na parkiecie. I rzucał z niej z zamkniętymi oczami tysiące razy! Jak przychodził mecz, nie było na niego mocnych. Trafiał po kilkadziesiąt punktów… Polski piłkarz skupia się na wszystkim innym, tylko nie na treningu. Idzie na łatwiznę, a potem musi walczyć nie tylko z przeciwnikiem, ale także z piłką, bo mu przeszkadza. Dlatego namawiam zawodników na wyjazd za granicę, oczywiście nie w wieku pięciu lat. Miałem w kadrze Janotę. W Polsce mijał rywali jak tyczki, wyjątkowy talent. Ale jak poszedł do Feyenoordu, okazało się, że takich Janotów było 200. Każdy pach, pach, pach, drybling. Ale mimo że się nie przebił, poznał profesjonalne podejście do piłki, nauczył się języka. I jak wróci do Polski, to nie jako przegrany. Będzie miał przewagę nad innymi piłkarzami. Dobrym przykładem jest powrót do Polski Kupisza i Mili. Tak na marginesie, na miejscu Smudy dałbym temu drugiemu jeszcze szansę w reprezentacji.






