Dla odmiany poszukajmy świrów poza Polską…

redakcja

Autor:redakcja

25 lipca 2011, 00:22 • 3 min czytania

W wieku czternastu lat potrafił podbić piłkę cztery tysiące razy. Mieszkał na szóstym piętrze, ale nigdy nie używał windy. Wbiegał po schodach, a do nóg przyczepiał jeszcze dodatkowe ciężarki. Jedni mają go za niezrównoważonego cyrkowca. Inni za duży, całkowicie niespełniony talent. Prezes węgierskiego Videotonu Fehervar porównywał go z Ronaldinho, ale po kilku dniach zmienił zdanie i przesunął do rezerw. O kim mowa? Facet nazywa się Martin Mutumba i gra w szwedzkim AIK Sztokholm. Nie słyszeliście? Nie szkodzi – my do niedawna też. Ale warto go poznać. Lepiej późno niż wcale.
Na początek wyobraźcie sobie sytuację… Skrzydłowy zamyka akcję w polu karnym. Ma już rywala „na plecach”, ale swobodnie podbija piłkę, przerzuca ją sobie nad głową i próbuje uderzyć przewrotką. Wszystko wygląda nieźle, ale w kluczowym momencie nie trafia w piłkę. Koledzy z zespołu rozkładają ręce, choć to nic nie da. On już tak ma i za chwilę spróbuje znowu. A potem jeszcze raz…

Dla odmiany poszukajmy świrów poza Polską…
Reklama

To właśnie cały Mutumba.

Nieraz widzieliście pewnie gości, który gdzieś na dworcu zbierają na piwo, podbijając piłkę na tysiąc różnych sposobów. Zastanawialiście się, jak poradziliby sobie na normalnym boisku? Prawdopodobnie nijak. I tak samo jest z Mutumbą. Gdy nikt mu nie przeszkadza, potrafi zrobić z piłką wszystko. Niebanalne zagrania ma na poczekaniu. Firmowa kiwka Ronaldinho? Nie ma sprawy. Przeplatanka w stylu Cristiano Ronaldo? Proszę bardzo. Tylko w odróżnieniu od nich, drużyna niewiele ma z jego sztuczek. Coś, jak tu poniżej…

Reklama

Są „fajerwerki”, jest fajne show, ale ani z tego bramki, ani dobrego podania. Jednak jest jeszcze jeden powód, dla którego warto o nim wspomnieć. Naszym zdaniem ten urodzony w Sztokholmie syn emigranta z Ugandy to taki mentalny Błażej Augustyn.

Pogada zawsze i o wszystkim. Czasem głupio, czasem śmiesznie. Ale na pewno niebanalnie i inaczej niż wszyscy. Chociażâ€¦ Niedawno wpadł na pomysł, że za wywiady będzie pobierał opłaty. Mówił: – Szczerze, nigdy nie lubiłem dziennikarzy. Wystarczyło, że zrobiłem sobie tatuaż i już musiałem opowiadać tę samą historię chyba z pięć tysięcy razy…

– Nie uważasz, że ta historia była zabawna? – pyta go dziennikarz.
– Tak, zajebiście zabawna…

Mutumba urodził się i wychował w Sztokholmie. W Rinkeby – na wielkim, betonowym blokowisku, kilkanaście minut jazdy metrem od centrum. Twierdzi, że znają go i lubią tu wszyscy. – Do dziś gram z dzieciakami w piłkę pod blokiem. Gdy wyjeżdżałem do Interu Turku, myślały, że to ten wielki klub we Włoszech. Ale tak naprawdę, wszystko, co chciałem osiągnąć w życiu, to gra dla AIK – opowiada.

Czuje się twarzą tej okolicy. Na skroni wytatuował symbol „R-BY”, a przed prawie każdym meczem zakłada opaskę z takim samym napisem. Rinkeby i AIK to jego dwie największe miłości. I tutaj właśnie dochodzimy do momentu, który tak zainteresował dziennikarzy…

Pewnego dnia Mutumba wymyślił sobie tatuaż na klatce piersiowej. Napis miał brzmieć: „AIK, mistrz kraju 2009”. I nie byłoby to wielkie halo, gdyby nie zrobił go na dzień przed decydującym meczem… Miał szczęście, wygrali. Choć był już o krok od powtórzenia wyczynu kibica, który wydziergał sobie na plecach: „Rooney, City Legend”.

>>> PRE-ORDER FIFA 12 JUŁ» WYSTARTOWAف. ZAMÓW I ZGARNIJ EKSKLUZYWNE BONUSY! <<<

Naprawdę, znów wracając do Augustyna, Mutumba to niezły „fizol”. Kiedyś na przykład obserwowało go Deportivo La Coruna, ale on w tym czasie wolał pisać piosenki. A że wygląda jak syn Boba Marleya, stworzył nawet „hołd marihuanie”. Profesjonalny, pierwszoligowy piłkarz… Później oczywiście twierdził, że żartował. Wesoła twórczość szybko zniknęła z sieci, a on sam uniknął drugiego wyrzucenia z klubu.

Drugiego, bo to też ma już w swoim CV. – W wieku 17 lat zadebiutowałem w AIK. Chyba nieźle się zapowiadałem, ale któregoś dnia, bez wiedzy trenerów, zagrałem w turnieju halowym i złamałem nogę. Wyrzucili mnie z klubu, a ja nie potrafiłem żyć inaczej niż treningami. Zacząłem schodzić na złą drogę – opowiada czarnoskóry Szwed. Niewiele brakowało, by trafił za kratki. Stanął przed sądem za napaść, nie grał w piłkę przez rok, ale dostał drugą szansę…

– Wszyscy mówią, że w każdym innym sporcie jestem beznadziejny. W tenisa można wygrać ze mną bez rakiety, ale piłkę zawsze trenowałem z wielkim zamiłowaniem. Do dziś szlifuję technikę nawet w domu, taką specjalną małą piłeczką – podkreśla. Efekty macie poniżej.

Oryginał. Kiwa, drybluje, czaruje. Na pewno dodaje lidze kolorytu. Gra w pierwszym składzie, czasem coś strzeli, ale wielkiej kariery nie robi. W dodatku nie potrafi zaaklimatyzować się nigdzie poza Sztokholmem. – Tu wszyscy mnie znają i lubią. Pójdę do innego klubu, a tam za chwilę będą wołać trenerowi, żeby mnie zmienił. I tak będzie. Zmieni mnie po trzydziestu minutach i zapyta: „co ty, do cholery, robisz?” – opowiada.

W fińskim Interze Turku strzelał gole w co drugim meczu, ale nie było dnia, żeby nie myślał o wyjeździe do domu. Wracał z treningu, spał, siedział przed komputerem, szedł do sauny, znów spał. I tak codziennie… Przez trzy lata. Na Węgrzech po kilku tygodniach stwierdził, że nie zamierza się męczyć. – Martin to świetny piłkarz, ale nie przystosował się do życia w naszym kraju. Nie czuł się tu dobrze, od początku chciał wyjechać – tłumaczył prezes Videotonu. Mutumba zagrał dla niego trzy mecze, zdobył jedną bramkę i spakował walizki.

Dziś znów gra dla AIK. Może niedługo znajdziemy kolejny filmik z jego trikami. I nawet szkoda, że nie ma kogoś takiego w naszej lidze. Sami nie wiemy, bawiłby czy bardziej irytował? On sam nie czuje się ani trochę karykaturą. Przed każdym meczem klęka w szatni i się modli. – Chciałbym, żeby Bóg cieszył się moim show. Ł»eby spojrzał w dół i stwierdził: ten facet jest naprawdę niezły.

PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Ekstraklasa

Fenerbahce zaakceptowało dwie oferty z Polski. Znaleźli już następcę

Braian Wilma
3
Fenerbahce zaakceptowało dwie oferty z Polski. Znaleźli już następcę
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama