Ludwik XIV zwykł mawiać “Państwo to ja”. Od teraz Mourinho może mówić “Real Madryt to ja”. Oficjalna strona „Królewskich” podała, że nowym menedżerem sportowym będzie właśnie Portugalczyk. Innymi słowy – Mourinho dostał to, czego chciał.
Dawno nie zdarzyło się, aby trener Realu miał taką władzę w klubie. A nigdy nie zdarzyło się to, gdy prezesem był Florentino Perez. W ubiegłym roku, gdy Manuel Pellegrini żegnał się z madryckim klubem, narzekał, że miał zbyt mało do powiedzenia w kwestii transferów. Pozbyto się lekką ręką Wesleya Sneijdera i Arjena Robbena, którzy później byli architektami sukcesów swoich klubów. Liczyło się zdanie Pereza. Mówiło się, że trener jest marionetką w rękach „El Presidente”. Najlepiej świadczy o tym sam Pellegrini, który w wywiadzie udzielonym dziennikowi „AS” powiedział: – Jeszcze przed 4:0 z Alcorconem wiedziałem, że nie zostanę niezależnie od tego, co się wydarzy. Wygraliśmy 3:0 z Espanyolem na Cornella ale posadziłem na ławce Cristiano, Raula i Lassa. (…) Po tym dniu wiedziałem, że prezes nie utożsamia się z projektem sportowym, który proponowaliśmy.
Charyzmatyczny Florentino lubił mieć wpływ na trenerów i ingerować w podstawową jedenastkę. Do czasu, a dokładniej do 24 maja 2010r., kiedy trenerem Realu Madryt został Mourinho.
Niemalże pewna była konfrontacja obu panów. Obaj są wielkimi osobowościami i obaj lubią władzę. Hiszpańskie media wróżyły, że ten romans nie potrwa długo. Właściwie do pierwszego poważniejszego konfliktu. „Mou” powtarzał jednak, że ma podpisany 4-letni kontrakt i zamierza go wypełnić, o ile (!) nie dojdzie do zgrzytów wewnątrz klubu.
Co ciekawe, powodem tych scysji nie był Florentino Perez a Jorge Valdano. Prasa pisała, że powodem mógł być artykuł napisany przez Argentyńczyka w 2007 roku dla jednej z brytyjskich gazet. Valdano miał skrytykować styl gry prowadzonej przez Mourinho Chelsea Londyn. Podkreślał, że w nowoczesnym futbolu nie ma miejsca na defensywną i brzydką piłkę. Dziś żaden z nich nie chce tego komentować. Zarzekają się, że wszystko już dawno sobie wyjaśnili.
W mediach Valdano stawał po stronie Pellegriniego, chcąc dać mu jeszcze jedną szansę. Sam Chilijczyk przyznawał, że wsparcie przełożonego było dla niego ważne. Do pierwszej “zdrady” Valdano doszło, gdy Perez zwolnił Pellegriniego, a zatrudnił Mourinho.
Był to swego rodzaju policzek dla Argentyńczyka. Początkowo mówiło się, że Valdano chce mieć wpływ na transfery i nie akceptuje wszystkich piłkarzy proponowanych przez „The Special One”. Największym problemem był – Ricardo Carvalho. Mourinho interweniował u Pereza i uzyskał zgodę na transfer. Valdano poczuł się zdradzony. A to był dopiero początek…
Konflikt wyszedł na jaw po porażce z Osasuną, kiedy Mourinho stwierdził, że brakuje mu napastnika. Wyraźnie odniósł się do Valdano, którego prosił o sprowadzenie gracza ofensywnego. Argentyńczyk dolał oliwy do ognia odpowiadając, że “napastnik był przecież na ławce”. Miał na myśli nie wpuszczonego do gry Benzemę. Później było jeszcze gorzej.
Oczywiście nieoficjalnie, bo przed dziennikarzami wszystko było w jak najlepszym porządku. Mourinho z czasem rozkręcał się coraz bardziej, krytykując Valdano za brak wsparcia. Kolejnym przełomem był maraton Gran Derbi, po których Perez zamiast objąć stronę Argentyńczyka, oficjalnie poparł Mourinho. Rozwścieczyło to Valdano.
26 maja „Mou” wygrał kolejną bitwę. Valdano został oficjalnie zdymisjonowany. Prezydent „Królewskich” musiał być naprawdę zdesperowany w walce o przełamanie hegemonii Barcelony, skoro tak łatwo pozbył się swojej prawej ręki, a pełnię władzy oddaje charyzmatycznemu i kontrowersyjnemu Portugalczykowi. Takich możliwości Mourinho nie miał w żadnym innym klubie. Ale… co Portugalczyk będzie miał na swoją obronę w przypadku porażki?
MATEUSZ KUCHARSKI
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]