Utyskiwania duetu Valckx-Maaskant o drożyźnie, panującej na polskim rynku piłkarzopodobnych należy kwitować uśmiechem politowania, od kiedy stosunek cena-jakość zaczął wariować w Anglii. To tam wydaje się 35 milionów funtów na szóstego w kolejności strzelca sezonu 2009-2010 w Championship.
Nie zamierzam ujmować talentu Andy’emu Carrolowi, faktem jest jednak, że cena, jaką zapłacił za niego Liverpool była ceną szaloną i nieprzystającą do jakichkolwiek realiów, a już na pewno mijającą się ze zdrowym rozsądkiem. Szczególnie, jeśli popatrzyć na to, ile Dalglish zapłacił Ajaxowi za Suareza, gwiazdę południowoafrykańskich mistrzostw. Nic gole strzelane na zawołanie w Eredivisie, nic świetny występ w RPA, jeśli skonfrontuje się je z atutem największy. Obywatelstwo.
Duma Anglików każe uznawać za dyshonor brak Synów Albionów w kadrach klubów Premier League. Zapewne słusznie, nie jest to sprawa dyskusyjna. Tożsamość narodowa klubów w czasach futbolowo-biznesowych korporacji jest rzeczą pożądaną, jakkolwiek oczywisto to brzmi. Inną rzeczą jest obłęd, jaki ten trend wprowadził na angielski rynek transferowy. Uwidacznia się on w tegorocznych poczynaniach dwóch największych klubów Premier.
Jeśli 15 milionów funtów za Younga wydaje się ceną rozsądną, mimo ostatniego roku obowiązywania kontraktu, zastanawia, czym wyróżnił się młodzieżowy reprezentant Anglii Phil Jones, aby kupować go drożej. Ferguson nie miał skrupułów, szczególnie, że walczył o niego z całą czołówką Anglii. Oglądając poczynania Jordana Hendersona na młodzieżowych mistrzostwach Europy ciężko było nie stwierdzić, że Kenny Dalglish oszalał. Należało spodziewać się, że Henderson będzie zawodnikiem do oszlifowania. Na tle Thiago Alcantary wyglądał tak, jakby trzeba było go co najmniej oheblować.
Wszystko nie koniec – na angielską trójcę (Henderson, Adam, Downing) wydał Dalglish 50 milionów funtów, od razu tworząc plotki o możliwej sprzedaży konia pociągowego Liverpoolu A.D. 2011, Raula Meirelesa. Najprawdopodobniej nieprawdziwe, nie zmienia to faktu, że Henderson z Adamem posadzą go na lwią część sezonu na ławkę, tworząc w pomocy klubu z Merseyside nieprawdopodobny ścisk. W imię tożsamości, której w czasach Beniteza Liverpoolowi tak brakowało.
Dalglish nie ukrywa, że nęci go wizja powrotu do Liverpoolu z czasów świetności – opartego na walecznych i wiernych barwom Anglikach. Czas pokaże, czy w tym wszystkim się za bardzo nie zapomniał i nie popadł w drugą, niebezpieczną i przede wszystkim drogą, skrajność. Odkąd Liverpool ma nowych właścicieli, może sobie na taką skrajność pozwolić.
Ciekawym jest, czy Sunderlandowi szastanie grubymi milionami na Connora Wickhama nie wyjdzie bokiem. Kupiony przez Tottenham Souleymane Coulibaly kosztował około 1.5 miliona funtów, zdobywca zawrotnej liczby 15 bramek w 2 sezonach w Championship sześć razy więcej. Jeżeli przyjąć optymistyczne dla Anglika założenie, że ich potencjał jest podobny, Sunderland zapłacił 7.5 miliona za paszport. Czy zachowanie narodowej tożsamości jest tyle warte? Arsene Wenger ma na ten temat skrystalizowane zdanie.
24 miliony funtów wydane na Darrena Benta w Styczniu sprowokowało jego opinię o cenie angielskich zawodników nieprzystającej do ich rzeczywistych możliwości. Ciężko się z nią nie zgodzić, z drugiej strony jednak – czy Francuz wygrał cokolwiek kastrowanym przez ostatnie lata z angielskości Arsenalem? Czy Mourinho odniósłby sukces w Premier bez angielskich liderów – Terry’ego i Lamparda? Klapy projektów Beniteza i Wengera dowodzą, że nie da się wygrać Premier League opierając się wyłącznie na stranierich. Przepłacanie za Anglików to bez wątpienia szaleństwo, wszystko jednak wskazuje, że w tym szaleństwie jest metoda.
Patryk Buczyński
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]