Stadion? Jak na standardy Primera Division malutki, zaledwie na 15,5 tysiąca kibiców. Piłkarze? Łagodnie mówiąc przeciętni. Sytuacja ekonomiczna klubu? Daleka od doskonałości. Podczas gdy Real Madryt bił się w 2011 roku z Barceloną o największe hiszpańskie trofea, klub oddalony o 5 kilometrów od Santiago Barnebeu toczył swoją prywatną, jakże odmienną walkę. Udało się –piłkarze Rayo Vallecano, choć przez dużą część sezonu nie otrzymywali pieniędzy, uplasowali się tylko za Betisem Sewilla i po 9 latach wrócili do Primera Division.
Rok 1924, południowo-wschodnia madrycka dzielnica Vallecas. Pod koniec maja grupka przyjaciół postanawia założyć własny zespół piłkarski. Drużynę, która znana jest w Hiszpanii jako „klub jo-jo”. Bardzo często, zwłaszcza w latach 80. I 90. spadający i awansujący do kolejnych klas rozgrywkowych. Dziś, po 87 latach nie dość, że nazwa dzielnicy wciąż zawarta jest w nazwie zespołu, to jeszcze kibice Rayo co rusz przypominają, że wywodzą się właśnie z robotniczych rejonów Madrytu. Punkowy zespół Ska-P śpiewa w piosence, będącej nieoficjalnym hymnem zespołu: – Nie wiem czy wiecie, ale jesteśmy z robotniczej dzielnicy Madrytu, z republiki Vallecas! I jest tam pewna skromna drużyna piłkarska, jesteśmy ze wszystkimi kibicami antyfaszystami.
Te dwa zdania znakomicie pokazują, na jakich wartościach Rayo buduje swoją filozofię. Z jednej strony skromność, oszczędne gospodarowanie zasobami ludzkimi, sprzeciw wobec przepłacania piłkarzy. Aktualna kadra zespołu warta jest ok. 16 mln euro. Niewiele więcej niż zespół Śląska Wrocław, Mniej niż sam jeden Lassana Diarra, trenujący 5 kilometrów dalej rezerwowy Realu.
Po drugie – skrajny antyfaszyzm i wszystko co za tym idzie, czyli sprzeciw wobec wszelkiej dyskryminacji, nietolerancji czy ingerencji państwa, które samo jako twór w zasadzie jest niepotrzebne. – Jesteśmy najbardziej anarchistycznymi kibicami, największymi pijakami i antyfaszystami – śpiewa Ska-P w kawałku „Rayo Vallecano”. Gdy swego czasu jedna z ustaw rządowych nie spodobała się kibicom Rayo, przed stadionem pojawił się wielki transparent z hasłem „Nie dla prawa sportowego i dla represji”.
Po trzecie, swoboda obyczajowa. Przeciętny kibic Rayo byłby dumny z tego że pije, że lubi zapalić skręta, że byłby zdolny oddać wszystko za swoją drużynę, która jest tym największym, najsłodszym narkotykiem. Nie wstydzi się tego wokalista Ska-p intonując: – Jesteśmy kibicami pierwszej ligi. Z każdym skrętem, którego palimy, odurzamy się Rayo Vallecano”.
Zresztą posłuchajcie, warto:
Rayo nie ma i nigdy nie miało w swojej kadrze najlepszych w Hiszpanii piłkarzy. Legendarny Hugo Sanchez występował w zespole z Vallecas już po swoich licznych sukcesach z Realem. Viktor Onopko trafił do Madrytu jako 36-letni stoper, po latach gry w bardziej wówczas cenionym Realu Oviedo. Alvaro Negredo grał w Rayo jako nikomu jeszcze nieznany 20- latek, podobnie jak utalentowany chilijski rozgrywający Jorge Valdivia.
Hierarchia wartości jest w dzielnicy Vallecas niezmienna i jakże inna od tej, którą promuje współczesna popkultura. „Po co nam drogi, znany na świecie zawodnik, który dostanie od nas krocie, przeciągnie sponsorów i media, by już wkrótce zwiedzać stołeczne kluby i szaleć w nowym wozie. Ważniejszy jest wielbiony przez fanów zespół, jego duch, kolektywizm na murawie i anarchizm na trybunach” – tak mniej więcej rozumują włodarze klubu.
JAKUB RADOMSKI
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]