Charlie Adam – kibic United w Liverpoolu

redakcja

Autor:redakcja

19 lipca 2011, 18:29 • 2 min czytania

– Staram się przyjeżdżać na Old Trafford tak często jak to możliwe. Zdarza mi się także jeździć na wyjazdowe spotkania. Większość mojej rodziny to fani United. Razem kochamy śledzić ich mecze. Jeśli jesteś piłkarzem, chcesz oglądać najlepszych, to od kogo masz się uczyć jak nie od nich? – mówił niedawno Charlie Adam. Rzadki okaz. Kapitan Blackpool podpisał dwa tygodnie temu kontrakt z Liverpoolem. Nie trzeba dodawać, że to największy rywal Manchesteru United. Tym samym, 26-letni Szkot na zawsze zamknął sobie drzwi do „Teatru Marzeń”.
Szanse na przeprowadzkę do Manchesteru od początku były nikłe. Na angaż w „Czerwonych Diabłach” liczą Wesley Sneijder i Samir Nasri. A kim jest przy nich Adam? W Glasgow Rangers nie poznał się na jego talencie Walter Smith, były asystent… sir Aleksa Fergusona. Menedżer RFC opchnął go do Blackpool za zaledwie 500 tysięcy funtów. Był to kamień milowy w karierze środkowego pomocnika, który w Championship odbił się od dna. Teraz – wzorując się na Paulu Scholesie – chce przenieść styl gry swojego idola na Anfield Road.

Charlie Adam – kibic United w Liverpoolu
Reklama

– Nieważne, co osiągnąłeś i skąd pochodzisz. Najważniejszy jest twój aktualny głód zwycięstwa – twierdzi reprezentant Szkocji. W swojej karierze spotkało go wiele rozczarowań. Jako nastolatek uchodził za wielki talent, by później utknąć na szkockich boiskach. Po upadkach, w końcu musiał przyjść czas na wzloty. Można wymieniać, że grał w Lidze Mistrzów przeciwko Barcelonie i oglądał z bliska Messiego. Zdarzyło mu się też strzelić gola w derbach z Celtikiem. To wciąż mało. Najważniejsze, że w wieku 24 lat został kapitanem Blackpool. Klubu do niedawna całkowicie anonimowego poza Anglią.

Debiut Adama w barwach „Mandarynek” w lutym 2009 był kompromitacją. Blackpool uległo Doncaster Rovers 2:3, a Szkot wyleciał z boiska z czerwoną kartką. Komisja ligowa zawiesiła go na trzy mecze. Zamiast rozdawać autografy i pozować do wspólnych zdjęć z fanami, musiał chować głowę w piasek. Zacisnął zęby, choć ciężko było odwrócić złą kartę. Szybko został fundamentalną postacią w klubie, ale Blackpool byli typowymi ligowymi ogórkami. Zanotowali raptem jedno zwycięstwo więcej od Norwich City, które spadło do League One. Na mecie sezonu 2008-09 uplasowali się na szesnastym miejscu. Trener Ian Holloway mówił, że bez byłego zawodnika Rangersów utrzymanie byłoby niemożliwe.

Reklama

>>> PRE-ORDER FIFA 12 JUŁ» WYSTARTOWAف. ZAMÓW I ZGARNIJ EKSKLUZYWNE BONUSY! <<<

Media wydały wyrok. Blackpool nie dawano większych szans na utrzymanie w Championship w kolejnym sezonie. Piłkarze z łatki amatorów nic sobie nie robili. Podobnie, jak Adam, który wyrósł na jedną z największych gwiazd ligi. Drużyna z Bloomfield Road została rewelacją rozgrywek i rzutem na taśmę awansowała do fazy playoff w walce o Premier League. Prawdziwy festiwal cudów miał dopiero nadejść. A starsi kibice polskiej reprezentacji pamiętają, że Wembley zawsze sprzyjało wielkim czynom.

22 maja 2010 roku naprzeciw piłkarzom Hollowaya stanął zespół Cardiff City. Wcześniej gracze „Mandarynek” odprawili z kwitkiem faworyzowane Nottingham Forest. Na powtórzenie tego wyczynu wcale się nie zanosiło. Cardiff uzyskało prowadzenie już w 9. minucie po golu Michaela Chopry. Po czterech minutach do remisu doprowadził właśnie Adam. Wynik meczu ustalono jeszcze w pierwszej połowie. Rezultat 3:2 premiował piłkarzy Hollowaya. Kapitan „The Seasiders” wreszcie podkreślił swoją klasę na wielkiej arenie. Jego gol na najsłynniejszym angielskim stadionie był ozdobą spotkania:

Radość ze zwycięstwa była słodka. Pierwszy z SMS-em z gratulacjami dla kapitana Blackpool pośpieszył… Frank Lampard. Obaj panowie poznali się rok wcześniej na wakacjach w Dubaju. Adam godzinami wypytywał Lamparda o metody pracy z Jose Mourinho. Brakowało mu też słów na wyrażenie podziwu dla Anglika. Tym większe było jego zdziwienie, kiedy ten odnowił znajomość po dwunastu miesiącach. Akurat w najważniejszym dniu w karierze kapitana Blackpool. Szkot czuł się jak we śnie. W wywiadach tłumaczył, że uświadomił sobie wtedy, że w niedługim czasie przyjdzie mu się zmierzyć na boisku z gwiazdorem Chelsea.

Paradoksalnie, przeskok do Premier League nie okazał się dla niego taki trudny. Doskonały przegląd pola, świetnie wykonywane rzuty wolne i przede wszystkim perfekcyjna lewa noga. To wszystko czyniło go zawodnikiem unikalnym. Pamiętajmy, że z późnymi debiutami w lidze bywa różnie. Kiedyś dziennikarze Canal+ ochrzcili Pawła Bugałę z Górnika فęczna… najlepszą lewą nogą w Ekstraklasie. Po kilkunastu miesiącach Bugała zaczął zjeżdżać pod ziemię, już jako prawdziwy górnik. Na razie Szkotowi nie grozi podobny los. Nad jego umiejętnościami rozpływał się nawet Alan Shearer:

W obliczu doskonałych występów rozgrywającego, silniejsze zespoły zaczęły mu się bacznie przyglądać. Pierwsza w kolejce ustawiła się Aston Villa. Zaraz za nią wielkie firmy z miasta Beatlesów, Everton i Liverpool. Boss Tottenhamu – Harry Redknapp – osobiście pofatygował się, by go oglądać. Pierwotnie wydawało się, że kapitan Blackpool najbliżej będzie miał na Villa Park. Na „The Villans” ciążył obowiązek przebudowy zespołu. Pewny odejścia z klubu był Ashley Young. Wszystkie wątpliwości miały zostać rozwiane w styczniu. Ale wszystko poszło wtedy nie tak…

Po otwarciu okienka transferowego do gry dołączył wielki Liverpool. Z mistrzowskimi aspiracjami, choć standardowo przełożonymi o rok. Entuzjastą talentu Szkota był jego rodak Kenny Dalglish. Menedżerowi „The Reds” bardzo zależało, by sfinalizować transfer pomocnika jak najszybciej. Do lata wartość rynkowa 26-latka mogła jeszcze wzrosnąć, a Blackpool miało spore szanse na utrzymanie. Wówczas na pewno łatwo nie oddałoby swojego asa. Zaczęła się przepychanka.

Liverpool rzucił cztery miliony funtów na stół. Cena śmieszna, jeśli przeniesiemy się w przyszłość i spojrzymy, że „The Reds” pozyskali niedawno za 16 milionów Jordana Hendersona. Liczba zer nie mogła przekonać działaczy Blackpool. Tyle, że sam piłkarz miał mętlik w głowie. Lata marzeń o Manchesterze United poszły w zapomnienie. Dobra, niech będzie Liverpool, zgoda. Adam zapomniał jednak, że nikt nie odda go za czapkę gruszek. Postanowił uderzyć z grubej rury – zażądał wystawienia na listę transferową. Klub krzyknął za niego 15 milionów i zrobiło się cicho. Prostymi środkami Blackpool ugrało bardzo wiele, bo do rozmów o sprzedaży swojej największej gwiazdy mogło wrócić latem. Po boju o utrzymanie.

Adam nigdy nie znajdował się pod większą presją. Szopka z próbą odejścia odbiła się choćby na Waynie Rooneyu. Nie powinno dziwić zatem, że gracza ligowego średniaka wybiło to z rytmu. Szkot zaczął grać znacznie poniżej oczekiwań i Holloway zaczął przebąkiwać o odsunięciu go od składu. Ostatecznie postanowił bronić podopiecznego za słabe występy, bo sytuacja w tabeli była patowa. Beniaminkowi napędzanemu przez ambicję Adama zabrakło tchu i przed ostatnią kolejką ligowych zmagań zajmował 17 miejsce w lidze. Pierwsze oznaczające spadek. Mecz o wszystko zespół Blackpool musiał stoczyć z Manchesterem United.

„Czerwone Diabły” w okrojonym składzie pozbawiły dzielnego beniaminka nadziei na pozostania w elicie. Wynik 4:2 pieczętował kolejny tytuł, a kibiców Blackpool pogrążał w rozpaczy. Adam na długo zapamięta ten dzień. Nie tylko dlatego, że pierwszy raz pojawił się na Old Trafford w roli zawodnika. Był to dla niego ostatni mecz w barwach „Mandarynek”. Kapitan postanowił opuścić tonący okręt. United nigdy nie zaproponowali mu przeprowadzki, a jego wartość znacznie spadła. Liverpool upolował go za zaledwie 9 milionów.

Karierę 26-latka śmiało można porównać do sinusoidy. Raz na wozie, raz pod wozem. Niewiele brakowało, a w CV miałby wielkiego rywala swojego pierwszego klubu. Przed dołączeniem do akademii Rangersów chrapkę na niego miał Celtic. Później pakowałby bramki w Old Firm Derby przeciwko „The Gers”. Kiedy miał 14 lat pierwsze sygnały o zainteresowaniu jego osobą wysyłali przedstawiciele Liverpoolu. Jego sytuację monitorował też… Manchester United. Ponad dekadę później klub z Anfield wreszcie przekonał się do jego umiejętności. Z kolei Ferguson pozbawił swojego rodaka młodzieńczych marzeń. A jego byłego pracodawcy – gry w Premier League.

FILIP KAPICA

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama