Przedziwny spór na linii Lechia Gdańsk – Bedi Buval. Nie ma bata – jedną ze stron musi reprezentować skrajny, nieodpowiedzialny dureń. Pytanie, którą? To zapewne rozstrzygnie dopiero sąd.
Zadzwoniliśmy do autora artykułu o Buvalu i pytamy: – Wierzysz mu? A on na to, że z jednej strony wierzy, bo Buval brzmi przekonująco i że chyba nie byłby tak głupi, by zmyślić taką sprawę i publicznie rzucać oskarżenia, a z drugiej w Lechii też nie pracują przecież tacy idioci. Konkluzja – on sam nie wie, kto ma rację, ale ktoś bezsprzecznie kłamie.
Przypomnijmy, co napisał „Super Express”:
Uważam, że działacze Lechii Gdańsk kłamią, mam też podejrzenia, że sfałszowano mój podpis na aneksie do umowy. Mój menedżer oddał już sprawę do FIFA, poinformowaliśmy też PZPN – mówi nam zdenerwowany Bedi Buval (25 l.), francuski napastnik, który ma odejść z Lechii. W prasie pojawiły się informacje, że klub za porozumieniem stron rozwiązał umowę z Bedi Buvalem. Francuski pomocnik ma na ten temat zupełnie inne zdanie. – Jakie porozumienie?! Od miesiąca trwa moja wojna z Lechią. Klub bezprawnie rozwiązał mój kontrakt. Na jakiej podstawie? Na podstawie sfałszowanego podpisu! – Buval wytacza bardzo ciężkie działa.
31 sierpnia 2010 roku Francuz podpisał dwuletni kontrakt z Lechią. – I nie było w nim punktu pozwalającego klubowi rozwiązać go już po roku – twierdzi Buval i na dowód przesyła nam kopię kontraktu. Rzeczywiście, nie ma w nim punktu pozwalającego Lechii na takie rozwiązanie.
– Lechia rozwiązała mój kontrakt na podstawie aneksu, który dopiero niedawno po raz pierwszy ujrzałem na oczy – zarzeka się Buval. – Aneks miał powstać 15 kwietnia i jest w nim deklaracja, że zgadzam się na rozwiązanie mojego kontraktu. Przecież to niedorzeczne! Dlaczego miałbym się godzić na przedwczesne zakończenie umowy, skoro byłem z niej bardzo zadowolony?
Na aneksie, który przysłał nam piłkarz, widnieje jednak jego podpis.
– Ale ja nigdy nic takiego nie podpisywałem! 15 kwietnia, czyli w dniu, w którym rzekomo miałem złożyć podpis na papierach, byłem na meczu Lechii w Zabrzu z Górnikiem! Na kopii, którą dostałem, widnieje tylko mój podpis, nie ma podpisu nikogo z Lechii – mówi Buval.
– W tym aneksie jest pełno niedorzeczności – dodaje Alexander Roeder, menedżer piłkarza. – Napisano, że obie strony nie mają względem siebie zobowiązań finansowych poza pensją Bediego za kwiecień, maj i czerwiec 2010 roku. A wtedy jego nawet nie było w klubie, bo kontrakt podpisał w sierpniu!
W piśmie do FIFA (kopia trafiła do PZPN) menedżer piłkarza oskarża polski klub o oszustwo i prosi o interwencję. Co na to Lechia? – Ten pan menedżer wyskoczył jak filip z konopi. Wcześniej w ogóle go nie było przy negocjacjach, a teraz nagle się objawił – denerwuje się Błażej Jenek, dyrektor generalny Lechii. – A co do Buvala… Jeśli ktoś nie pamięta, co podpisuje, to gratuluję. Nie boimy się tego sporu, niech go rozstrzygną odpowiednie instytucje. Ale jeśli oficjalnie zostaniemy oskarżeni o fałszerstwo, to nasza kancelaria podejmie odpowiednie kroki – ostrzega Jenek.
Buval domaga się uznania ważności obowiązującego jego zdaniem jeszcze przez rok kontraktu, a co za tym idzie wypłacenia należnych mu za ten sezon pieniędzy. Chce też odszkodowania za szkody moralne.
Sprawa jest zagadkowa, bo przecież jedna ze stron musi mieć świadomość, że się publicznie skompromituje.
Wersja pierwsza – Buval to idiota. Podpisał dokument, zgodnie z którym skrócił swój kontrakt o rok. Dodatkowo poszedł do mediów i oznajmił, że jego podpis jest tak naprawdę podpisem sfałszowanym i oddał sprawę do rozstrzygnięcia przez grafologa. Za chwilę ten grafolog przyzna: – To jest podpis Buvala! I Buval zostanie głupkiem roku. Dodajmy, że zawodnik zgłosił też sprawę do FIFA, co jest dość odważnym posunięciem w przypadku jawnego kłamstwa.
Wersja druga – w Lechii pracują idioci. Sklecili nieporadny, pełny błędów aneks do kontraktu Buvala, w którym pomylili daty, zapomnieli się podpisać za siebie, za to nie zapomnieli za Buvala. Jak ktoś dokonuje fałszerstwa, to zazwyczaj stara się o to, by fałszerstwo było jak najtrudniejsze do wykrycia. A tu się okazuje, że Buval podpisał w pismo w dniu, w którym go w Gdańsku nie było (na co jest co najmniej kilka tysięcy świadków), bo akurat grał mecz w Zabrzu. W Lechii wiedzieli, że będzie z tego smród i że sprawa trafi do sądu, ale jednak postanowili się zabawić.
Obie wersje nie trzymają się kupy. Zazwyczaj w sporach łatwo jest wyczuć (chociaż nie zawsze łatwo jest udowodnić) kto ma rację, a kto nie. Tutaj – na dwoje babka wróżyła.
Jak już się rozstrzygnie, kto kłamie, powinno się przyznać tej osobie sportową Nagrodę Darwina.