– Inny świat. Inny świat! – cieszył się do słuchawki Artur Sobiech. – Właśnie dojeżdżam do Grodziska Wielkopolskiego, żeby zabrać rzeczy. Do niedzieli mam pozałatwiać sprawy w Polsce, a potem – wiadomo. Skok na głęboką wodę! Nie będzie łatwo o miejsce w pierwszym składzie Hannoveru, bo to przecież czwarta drużyna jednej z najlepszych lig świata. Ale będę robił swoje i dam radę. Dam radę! Jeśli wywalczę sobie miejsce w podstawowej jedenastce, to jadę na Euro 2012. Tak przynajmniej uważam – mówi 21-letni napastnik w pierwszym wywiadzie po transferze do Hannoveru 96.
– Kiedy miałeś pierwsze sygnały z Niemiec?
– Mniej więcej trzy tygodnie temu, ale Hannoverowi bardzo zależało na dyskrecji, dlatego była cisza. Od razu wiedziałem, że chcę tam iść, chcę zrobić ten krok. Miałem lepsze finansowo oferty z Turcji, miałem też propozycję z włoskiego Cagliari, ale wszystko odrzucałem. Bundesliga będzie dla mnie dobrym wyborem. Tak mi się wydaje.
– Dostałeś numer 9, zupełnie jakbyś miał grać w pierwszym składzie. Ale…
– Wiem, wiem. Jest tu kilku dobrych napastników, ale ja rywalizacji nigdy się nie bałem. Muszę tylko wyleczyć do końca kolano, za dwa tygodnie będę mógł już normalnie trenować. Wtedy zacznę walkę. Nie powalczę, nie wygram. Musi być ciężko.
– Spadł ci kamień z serca, że uciekłeś z Polonii?
– Po części tak, wiadomo w jakiej sytuacji się znalazłem. Ale muszę prezesowi Wojciechowskiemu podziękować, że wyraził zgodę na ten transfer, że go nie zablokował…
– Mimo wszystko nie rozstajesz się z Polonią w zgodzie. Prezes trochę cię naobrażał.
– Trochę tak, ale nie zmienia to faktu, że w Polonii zyskałem i sportowo, i finansowo. Nie mogę mieć do klubu żadnego żalu i żadnych pretensji.
– Mało kto sądził, że spadniesz na cztery łapy.
– Zagrałem va banque. Z perspektywy czasu okazało się, że to było słuszne posunięcie z mojej strony. Dzięki takiej, a nie innej reakcji dzisiaj jestem w klubie Bundesligi, który szykuje się do europejskich pucharów.
– Ale nie bałeś się, że jesień spędzisz w Młodej Ekstraklasie albo na schodach?
– Nie.
– Nie?
– Nie, nie bałem się. Mam jakąś już renomę, mam umiejętności, mam charakter. Wiedziałem, że ktoś mnie wykupi. Gdyby nie ta kontuzja – bo nie mogłem przez nią wcześniej jechać na żadne testy medyczne – to myślę, że sprawa byłaby załatwiona znacznie szybciej. Może i trochę ryzykowałem, ale… bez przesady.
– Dlaczego nie zgodziłeś się na renegocjację kontraktu w Polonii?
– Nie mogłem tego wcześniej komentować, ale… nie chodziło w ogóle o pieniądze. Chodziło o formę. Są jednak pewne zasady, których trzeba się trzymać. Gdyby ktoś porozmawiał ze mną na temat tej renegocjacji, gdybym czuł, że traktujemy się fair, po partnersku, to bym się pewnie zgodził. Ale komunikat „podpisuj i nie dyskutuj” był dla mnie nie do zaakceptowania.
– Paradoksalnie, ta renegocjacja okazała się dla ciebie ratunkiem. Gdybyś podpisał, to Józef Wojciechowski chciałby za ciebie pewnie ze 3 miliony euro. A tak stałeś się towarem w promocji.
– Coś w tym jest. Teraz czuję się jak w bajce. Hannover – naprawdę, bajka.
– Samochód dostałeś?
– Ha, śmieszna historia. Pytają mnie w klubie, czy mi pasuje biały volkswagen scirocco. Przywieźli, pokazali, mówię: – Pasuje, może być! No to oni na to: – To daj nam tylko numer prawa jazdy. A ja im mówię: – Nie mam. Trochę zdziwieni: – Nie masz? Ja na to: – Spoko, nie bójcie się, umiem jeździć. W Polsce trzy lata jeżdżę bez! Możecie dawać kluczyki… Ale byli nieugięci: – U nas to nie przejdzie, musisz zrobić prawo jazdy, samochód będzie czekał… No i czeka.
– Mamy to napisać?
– A, spoko.
– Teraz nie radzimy pokazywać się w Polsce za kierownicą.
– Eee, po Polsce już nie jeżdżę. Zaraz zrobię to prawko, co tam.
– Na razie to nie jedziesz, ale pędzisz windą. Z Grunwaldu, przez Ruch, Polonię, aż do Hannoveru. W strasznym tempie zmienia się twój status sportowy i twoje wynagrodzenie. W Ruchu zarabiałeś jeszcze niedawno 3500 złotych miesięcznie… Nie ma bata – odwali ci.
– Nie.
– Odwali ci na bank.
– Nie. Dużo wyrzeczeń kosztowało mnie to, by znaleźć się tu, gdzie jestem, ale wiem, że jeszcze więcej wyrzeczeń przede mną. Twardo stąpam po ziemi. Praca, praca, praca. W Niemczech będzie tej pracy jeszcze więcej niż do tej pory. I bardzo dobrze.