Jakiś czas temu, a dokładniej w styczniu, Roman Kosecki udzielił wywiadu „Przeglądowi Sportowemu”. Wywiad jak wywiad, nawet ciekawy. W każdym razie dopiero teraz do tej rozmowy dokopał się jeden z naszych czytelników i zwrócił uwagę na pewien szczegół… Przeczytajcie, co powiedział „Kosa”…
Wiemy już, że nie będzie pan pracował w Polonii Warszawa, bo przyjęło się, że zawsze ma pan coś do powiedzenia, a tam tylko prezes ma prawo się odzywać.
Pewnie byłoby ciężko. Nie chciałbym porównywać Wojciechowskiego do Jesusa Gila, ale analogia sama się nasuwa. W Atletico grałem 2 lata i w tym czasie Gil zmienił 12 trenerów i 25 piłkarzy. W końcu zdobył mistrzostwo i puchar. Polonia chce wyjść z cienia Legii, tak jak Atletico zawsze chciało wyjść z cienia Realu. Prezesowi Wojciechowskiemu brak chyba cierpliwości, nie wszyscy którzy u niego pracują, znają się na piłce. Za komuny były takie czasy, ze mówiło się: „nigdzie się nie nadajesz, to idź do klubu i będziesz prezesem”. Bo na sporcie przecież każdy się zna. A propos Gila, wiecie że niewiele brakowało, a zatrudniłby w Atletico Andrzeja Strejlaua?
PS: Poważnie?
Może zostałby dłużej, bo to dobry fachowiec, szkoda, że już nie pracuje w zawodzie. Treningi rozpisywał nam co do sekundy. Wtedy graliśmy z kadrą mecz z Anglią w Chorzowie (29.05.1993, zremisowaliśmy 1:1 – red.). Było to w niedzielę, dzień po mieliśmy mecz ligowy. Jesus Gil zadzwonił więc do Strejlaua, a ja tłumaczyłem rozmowę. Prezes chciał, żeby trener wystawił mnie tylko na 45 minut. Strejlau się nie zgadzał, więc Gil powiedział: „Przetłumacz mu, że jak się zgodzi, to będzie u mnie trenerem”. I jestem pewny, ze dotrzymałby słowa. Ale dla Strejlaua najważniejsza była kadra. I słusznie.
I tu pojawia się pewien problem. Anegdotka, Romku, przyznajemy, że pyszna. Szkoda, że najprawdopodobniej – jak to się mówi – z dupy. W maju 1993 roku Roman Kosecki nie był piłkarzem Atletico Madryt, tylko Osasuny Pampeluna, więc siłą rzeczy Gil w takiej sprawie dzwonić po prostu nie mógł.
Popatrzyliśmy dalej.
Za kadencji Andrzeja Strejlaua Kosecki rozegrał tylko dwa mecze jako zawodnik Atletico Madryt (to był już sezon 1993/94), w tym jeden z Anglią – ale nie w Chorzowie, tylko w Londynie, nie w niedzielę, tylko w środę i Atletico nie miało dzień później żadnego spotkania. Drugi mecz, z Norwegią z Oslo, też był w środę.
Naprawdę, Romku, znakomita anegdota. Mniej więcej tak samo prawdziwa jak to, że Andrzej Strejlau to „zdobywca Pucharu i Superpucharu Polski z tym zespołem”.
Jedno nas tylko zastanawia – Kosecki nie mógł mieć złych intencji, tylko coś musiał całkowicie pomieszać. Pytanie brzmi – co i dlaczego aż tak dużo? Uważaj, Roman, będziemy dzwonić w celu uzyskania wyjaśnień:)