Gdyby nas zapytano o najnudniejszego rozmówcę spośród piłkarzy ekstraklasy bez wahania wskazalibyśmy Sebastiana Szałachowskiego. Dlaczego akurat jego? Bo na każde pytanie odpowiada jednym zdaniem, w dodatku nigdy nie powie nic kontrowersyjnego. Podobnie jest z Danielem Sikorskim. Trzeba go ciągnąć za język. W jego przypadku jest to jednak o tyle zrozumiałe, że „Sikor” wychował się zagranicą. Ale i tak – od czasu transferu do Górnika – zrobił duży lingwistyczny postęp.
Kiedy umawialiśmy się na rozmowę, wyraźnie się skrzywiłeś na hasło „Weszło”…
Po prostu kiedyś, pod jednym z artykułów na mój temat, pojawiły się komentarze obrażające moją dziewczynę. Nie spodobało mi się to. Stąd moja reakcja.
Dobra, idźmy dalej. Lubisz Lemoniadę?
Lemoniadę? To coś do picia?
Może być i do picia, ale ja akurat miałem na myśli modny klub w Katowicach. Podobno byłeś tam częstym gościem.
Nie, bez przesady. Na początku chodziłem, jak nie mieliśmy treningów. Tylko wtedy, kiedy trener dawał nam wolne. Może jeszcze w przerwie zimowej się z raz wybrałem, także podczas urlopu. Ale w trakcie sezonu już nie chodziłem.
W Warszawie oferta nocnych klubów jest jeszcze bogatsza, niż na Śląsku…
Ale ja przyjechałem tutaj z moją dziewczyną, żeby prowadzić spokojne życie. Chcę skoncentrować się na grze w Polonii. Mam ambitne plany. Chcę zdobyć mistrzostwo Polski, marzę o grze na Euro 2012. Nie zamierzam się rozbijać po klubach.
Ale miasto znasz dość dobrze. W końcu tu się urodziłeś, tu masz też rodzinę.
Zgadza się. W Warszawie mieszkają moje dwie babcie, dziadek, no i trzy siostry cioteczne od strony mamy. Nawet teraz czeka na mnie kuzyn w samochodzie. Rodzinę mam tu sporą. Oni się cieszą, że wróciłem – można powiedzieć – do domu.
O swoim ojcu – Witoldzie oraz o Legii powiedziałeś już niemal wszystko w innych wywiadach. Ale chyba sam widzisz, że potencjał kibicowski obu klubów jest nieporównywalny.
Wiadomo, że Legia ma więcej kibiców, ale ja się tym w ogóle nie przejmuje. Cieszę się, że jestem w Polonii i zamierzam zostawić serce na boisku dla tego klubu. O Legii w ogóle nie myślę.
A o Górniku Zabrze jeszcze myślisz? Sporo zalegają ci z pieniędzmi?
Dość dużo, ale wszystko jest już dogadane i wkrótce odzyskam moje pieniądze. Co nie zmienia faktu, że do tego klubu mam bardzo duży sentyment.
Byłeś skonfliktowany z trenerem Nawałką?
Nie, wszystko między nami było w porządku. Może na początku nie miał do mnie zaufania, ale już na wiosnę przekonałem go do siebie. Strzeliłem sporo ważnych goli i grałem regularnie.
Podobno on nie chciał cię w Górniku. Mówił, że jesteś słaby technicznie.
To są jakieś głupoty. Nigdy o tym nie słyszałem. W gazetach po prostu coś musieli napisać.
To prawda, że w przerwie meczu z Koroną ostro cię skrytykował, a w twojej obronie stanął Adam Stachowiak?
Spytajcie się o to Adasia. To sprawa, która powinna zostać w szatni. Nie chcę o tym rozmawiać.
Wspomniałeś, że marzysz o grze na Euro 2012. A masz już w ogóle polski paszport?
No nie, jeszcze nie wyrobiłem. Ale to kwestia czasu.
Kiedyś odrzuciłeś grę dla Polski.
To nie było do końca tak. Nie dostałem żadnego oficjalnego zapytania, zaproszenia na konsultację czy powołania do kadry. Po prostu ktoś tam zadzwonił do mojego ojca i on rozmawiał w moim imieniu. To wszystko odbyło się poza mną. Byłem wtedy młodym chłopakiem i nie pamiętam tego dokładnie. Później, jak przyjechałem z kadrą Austrii na mistrzostwa Europy do lat 19, które odbyły się w Polsce, to zrobiło się wokół mnie zamieszanie. Ale sam turniej wspominam bardzo miło. Mieliśmy wtedy dobrą ekipę, ale Hiszpanie byli poza naszym zasięgiem. Zresztą, trudno się dziwić. U nich grał Pique, Diego Capel, Juan Mata…
Czyli Arnautović może spać spokojnie? Nie zamierzasz grać dla Austrii?
Gramy na trochę innych pozycjach. On równie dobrze może zagrać w pomocy (śmiech). A tak na poważnie, to cieszę się, że jestem w Polsce i z tym krajem wiążę swoją przyszłość. Mam nadzieję, że dobre występy w Polonii zaowocują powołaniem do kadry. Naprawdę chciałbym zagrać na Euro. Powtórzę raz jeszcze – to moje marzenie. A tak na marginesie – Arnautović, to bardzo dobry piłkarz, ale prywatnie strasznie zakręcony koleś. Gazety w Austrii piszą o nim praktycznie non stop. Cały czas wywołuje jakieś skandale. Był w kilku dużych klubach, choćby w Interze Mediolan, trochę zobaczył i sodówa mu ostro odwaliła.
Ty też byłeś kiedyś w Interze. Przez kilka dni…
Dokładnie przez cztery. Zaprosili mnie na testy, jeszcze jak trenerem był Roberto Mancini. Akurat po raz drugi zostałem królem strzelców juniorskiej Bundesligi w Austrii. Potrenowałem z drugą drużyną i mogłem tam nawet zostać, ale chciałem skończyć szkołę, a Bayern dał mi taką możliwość. Dlatego wybrałem Monachium.
W Bayernie spędziłeś pięć lat, rozegrałeś ponad sto meczów. To chyba bezcenne doświadczenie?
To był świetny okres. Na początku miałem pecha, bo zerwałem więzadła krzyżowe w kolanie i przez dłuższy czas byłem wyłączony z gry. Gdyby nie ten uraz, to moja kariera mogłaby się potoczyć trochę inaczej. Ale cieszę się, że pograłem tam przez tyle lat. Bardzo dużo się nauczyłem, podpatrywałem na co dzień gwiazdy światowego formatu. Super przeżycie.
W pewnym momencie ocierałeś się nawet o pierwszą drużynę. Trener Ottmar Hitzfeld zabrał cię na dwa obozy – do Hongkongu i na Majorkę.
No tak. Raz dał mi nawet szansę gry od pierwszych minut z Łukaszem Podolskim w ataku. Graliśmy wtedy z mistrzem Brazylii – Sao Paulo. Udało mi się to jednak tylko dlatego, że kontuzji wcześniej doznał Luca Toni. Ale i tak miło, to wspominam.
Ale już następca Hitzfelda – Jurgen Klinsmann postawił na tobie krzyżyk.
No niestety. Nie brał mnie w ogóle pod uwagę. Nie miałem nawet z nim za wiele do czynienia. Był otoczony dużym sztabem szkoleniowym, rzadko rozmawiał bezpośrednio z młodszymi zawodnikami. Ale był wesołym, pogodnym człowiekiem. Tak go zapamiętałem. Według mnie dostał za mało czasu w Bayernie. Zbyt szybko go przekreślono, bo z reprezentacją zrobił naprawdę dobry wynik.
A jak wspominasz innych kolegów z czasów gry w rezerwach Bayernu? Na przykład Thomasa Muellera.
To też bardzo wesoły chłopak. Pamiętam, że kiedyś, jak byliśmy na obozie i miał akurat jakieś problemy z dziewczyną, to przychodził do mnie, żalił się, a ja starałem się mu pomóc. Naprawdę fajny gość. Do tej pory, jak byśmy się zobaczyli, to na pewno mielibyśmy, co wspominać.
Już wtedy się wyróżniał na tle drużyny?
Właśnie niespecjalnie. Był po prostu szybki. Dużo biegał. Wyróżniać to się możesz techniką, a on jakimś wirtuozem nigdy nie był. Ale umiał wykorzystać swoją szansę. Potrafił się znaleźć w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Klinsmann wziął go do pierwszego zespołu też trochę dlatego, że jest Niemcem, o bardzo znanym nazwisku. A Thomas szybko mu się odpłacił dobrą grą. Już na starcie strzelił kilka goli i zrobiło się wokół niego dużo szumu.
Podobno miałeś jeden sezon, w którym mu nie ustępowałeś. To znaczy tak powiedziałeś w jednym z wywiadów. Sprawdziliśmy, strzeliłeś wtedy 10 goli, a Mueller 15.
Nie 10, tylko 12. Może i byłoby ich więcej, ale trener nas różnie ustawiał. Nie zawsze graliśmy w ataku. Czasami wychodziłem na lewym skrzydle, a Thomas na prawym.
Ktoś jeszcze się wybił z drużyny rezerw?
Jest paru chłopaków – Diego Contento, Mehmet Ekici, który teraz odszedł do Werderu Brema czy Mats Hummels z Borussii Dortmund.
Podobno musiałeś się opiekować Davidem Alabą?
To prawda. Kumplowaliśmy się. Zresztą, cały czas jesteśmy w kontakcie. Niedawno spotkaliśmy się w Wiedniu. Wiesz, on był takim moim młodszym bratem w Bayernie. Wszędzie go zabierałem, pokazywałem, gdzie może się fajnie ubrać, dobrze zjeść, i tak dalej. Teraz piszemy do siebie w miarę możliwości, rozmawiamy na Skype’ie, albo spotykamy się w Austrii, jak jadę do rodziców. Mocno mu kibicuję. Cieszę się, że ostatnio dobrze mu się wiodło w Hoffenheim.
A pamiętasz jakieś anegdoty z szatni Bayernu?
Tak na szybko zbyt wielu sobie nie przypomnę. Ale kiedyś Oli Kahn zostawił na siłowni swój zegarek i trener mnie poprosił, żebym mu go odniósł. Kosztował ze 100, albo nawet 200 tysięcy euro. Jak go niosłem, to ręce mi się trzęsły.
Rozmawiał JAKUB POLKOWSKI