– Byłem ważnym zawodnikiem, grałem w pierwszym składzie, zaakceptowałem nowy kontrakt, po czym dowiedziałem się, że mogę odejsć, a prezes nie chce ze mną rozmawiać. Nie rozumiem… – narzeka w rozmowie z Weszło Andreu. Były już pomocnik Polonii Warszawa.
Dlaczego nie zostajesz w Polonii?
Dobre pytanie. Zaraz po zakończeniu sezonu zaproponowali mi przedłużenie umowy i je zaakceptowałem. Minęło 10 dni i – jestem z tobą szczery – nie wiem, co się stało. Czy były problemy z moim polskim agentem, czy z klubem… Naprawdę nie wiem. Prezes Wojciechowski zmienił zdanie. Po powrocie z wakacji chciałem z nim porozmawiać, ale on nie chciał. Nie dało się już tego odwrócić.
Andreu sam jest sobie winien. Gdyby przyjechał do nas zaraz po zakończeniu sezonu, to byśmy podpisali nowy kontrakt. Ale on pojechał na wakacje, a negocjacjami zajął się jego menedżer” – tak powiedział Wojciechowski dziennikarzom „Przeglądu Sportowego”.
Jak może być winny Andreu, skoro Andreu chciał zostać?
Może według Wojciechowskiego piłkarze nie mają prawa do wakacji?
Nie czytałem opinii prezesa, ale wszystko do mnie dochodziło. Po pierwsze – jestem profesjonalnym sportowcem i mam człowieka, który mnie reprezentuje. I doskonale pamiętam, że zgodziłem się na propozycję prezesa. Druga rzecz – mam prawo do wakacji. Więc nie, nie jestem winny.
Zgodziłeś się bez wahania zaakceptować nowy system wynagrodzeń?
Tak, to dobry sposób, żeby zmotywować piłkarzy. Od początku byłem przekonany, że z tą drużyną możemy spokojnie wywalczyć drugie miejsce.
Skoro bez problemu zgodziłeś się na nowe warunki, po co był ci dodatkowo polski agent? I tak by nie podpisał umowy za ciebie.
Wyglądało to tak: polski agent zadzwonił do hiszpańskiego i telefonicznie przedstawił warunki kontraktu. Byłem z nich zadowolony, więc się zgodziłem. W żadnym klubie, w którym byłem, nie rozmawiałem osobiście z prezesem. Zawsze przez reprezentanta.
Ale tu poszedłeś porozmawiać z nim w cztery oczy, zapukałeś do biura i… cisza?
Nie, nie. Wszystko działo się, jak byłem w Hiszpanii. Zgodziłem się na nowy kontrakt, tylko czekałem aż prześlą mi go po angielsku. Bo miałem tylko umowę wstępną po polsku, więc to chyba jasne, że nie mogłem podpisać czegoś, czego nie rozumiałem. Przez dziesięć dni nie dostałem kontraktu w języku angielskim, po czym dowiedziałem się, że prezes już mnie nie chce.
Może on po prostu za tobą nie przepada.
Przez te półtora roku zdarzały się różne sytuacje, nie zawsze przyjemne, ale dzięki Polonii stałem się w miarę znany. Dlatego nie ma dla mnie znaczenia, czy Wojciechowski mnie lubi.
A trener Zieliński?
Nie mam z nim problemu, ani on ze mną.
Ale przyznaj – jesteś rozczarowany całą tą sytuacją?
Oczywiście, że tak. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego tak się stało. Nie chcę szukać winnych, ale to wszystko jest jakieś dziwne. Grałem w pierwszym składzie, na niezłym poziomie… Ale cóż, nic teraz nie zrobię. Wiem tylko, że gdzie bym nie trafił, będę grał w pierwszym składzie.
Właśnie, zostajesz w Polsce?
Mam kilka ofert z Hiszpanii, jest zainteresowanie z jednego greckiego klubu, ale chciałbym zostać w Polsce. Jestem już zaaklimatyzowany, podoba mi się kraj, wiem, jak tu się gra.
To może pójdziesz śladami Bakero do Lecha?
Od kiedy odszedł z Polonii, nawet nie rozmawialiśmy. Prawie na pewno nie pójdę do Lecha.
A Wojciechowskiemu podasz jeszcze rękę?
Oczywiście. Jestem normalnym gościem i nie szukam konfliktów. Jakbyś zapytał któregokolwiek z moich kolegów, to by ci potwierdzili. Właśnie tego będzie mi najbardziej brakowało – zostawiam w Warszawie wielu przyjaciół. Wszystko mi się podobało – klub, miasto… A na koniec taka sytuacja…
Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA