Korona Kielce wyciągnęła królika z kapelusza, ale raczej takiego niedożywionego. Nowym trenerem został Leszek Ojrzyński, którego tak na szybko zaletę potrafimy wymienić jedną – pewnie wziął nie więcej niż jakieś 10-12 tysięcy złotych na miesiąc. Ostatnio facet pracował w Zagłębiu Sosnowiec, ale jeśli wsłuchać się w głosy kibiców tego właśnie klubu, to – cytując Janka T. – jego nie należało zwolnić, tylko wypierdolić dyscyplinarnie. Podobał nam się zwłaszcza jeden komentarz: „Ludzie, to jest jak sen!! Chcieliśmy się pozbyć tego nieudacznika i nagle poszedł do ekstraklasy:D”.
Oczywiście nie mamy nic przeciwko młodym trenerom, każdy kiedyś musi zacząć. Jednak tak jak zawodnik przymierzany do ekstraklasy z założenia powinien najpierw coś prezentować w niższych klasach rozgrywkowych, tak za trenerem obejmującym jeden z szesnastu ekstraklasowych stołków powinny przemawiać jakieś osiągnięcia. Cokolwiek. Wygranie drugiej ligi, zrobienie czegoś z niczego w jakimś Pcimiu, zwycięstwo w kombinacji norweskiej, triumf w spartakiadzie. COKOLWIEK. Tymczasem Ojrzyński w ostatnich latach:
– zajął piąte miejsce w II lidze z Zagłębiem Sosnowiec (miał walczyć o awans, a w czasie gdy pracował więcej punktów zdobyła nawet Nielba Wągrowiec)
– został wywalony z Odry Wodzisław (to akurat nie jego wina, nie płacono, więc miał z działaczami nie po drodze)
– został wywalony z Rakowa Częstochowa
– został wywalony z Wisły Płock
No, nie jest to CV człowieka sukcesu. Wiecie, jakie pytanie zada Ojrzyńskiemu Patryk Małecki, gdy dojdzie do meczu Korona – Wisła, prawda?