Andrzej Rusko od kilku lat szuka sponsora dla ekstraklasy. Bezskutecznie. Zawsze mówi, że tuż, tuż, że jest blisko i że już za chwilę, już za momencik do polskich klubów dzięki niemu popłynie rzeka pieniędzy. “Od najbliższej rundy”. “Od następnego sezonu”. I tak mija rok za rokiem, kadencja za kadencją.
Szuka tak usilnie, że aż się chyba wszystkim faceta żal zrobiło. No i uznali – skoro tyle się namęczył, to niech szuka dalej. W związku z tym przyklepano jego ciepłą posadkę na następne trzy lata. – Poza tym wyznaczyliśmy prezesowi konkretne zadania, a głównym w najbliższych miesiącach będzie znalezienie sponsora tytularnego dla ligi – powiedział szef rady nadzorczej Jacek Masiota. Ma się rozumieć! Andrzej już go szuka!
Posada szefa Ekstraklasy SA jest niewątpliwie najlepszą w całym naszym futbolu. Prezes PZPN zarabia zbliżone pieniądze, ale musi liczyć się z ciągłą krytyką, no i robią mu zdjęcia, jak tylko chwyci za szklankę. Selekcjoner inkasuje tak ze trzy razy więcej, za to non stop ludzie czegoś od niego chcą.
A od szefa Ekstraklasy nikt niczego nie chce. Bo niby czego?
Nic dziwnego, że chętnych jest wielu. Teraz rozszerzono zarząd i powoła się jeszcze wiceprezesa, który tak jakieś 25 tysięcy na miesiąc dziabnie, a zakres obowiązków ustali mu się później.
Szczerze? Gdyby kazano nam wybierać, czy wolimy PZPN, czy Ekstraklasę SA, to wybralibyśmy PZPN.