Czas podsumować to, co działo się jesienią na boiskach polskiej ekstraklasy. Kto był największym oczarowaniem, a kto największym rozczarowaniem? Kto nagadał największych bzdur, a kto w głupocie zajął zaszczytne drugie miejsce? Kto miał największe problemy z matematyką, kto nadaje się do Klubu Kokosa? Co miał na myśli Wróbel, gdy mówił, że czuje się jak wydymana dziwka i kto wygrywa plebiscyt imienia Jurka Mordela. Te i inne odpowiedzi znajdziecie w tekście. Być może z czasem coś nam się jeszcze przypomni, może zachce się nam napisać część drugą, ale na razie tyle musi wystarczyć…
Największe rozczarowanie – Artur Wichniarek. Kandydatów było wielu. Ci polscy – Wichniarek, Ł»urawski, Smolarek, Radomski… Ale też ci zagraniczni – Cabral, Kneżević, Boukhari, Tshibamba… Ostatecznie wygrywa u nas Wichniarek. Naprawdę sądziliśmy, że strzeli sporo goli w lidze, bo to facet pazerny na sławę. Po Ł»urawskim spodziewaliśmy się miałkości, po Smolarku kontuzji, a po Wichniarku twardej walki o własną reputację. W zamian dostaliśmy żucie gumy 24/7 i wieczne dochodzenie do formy. Gdyby wszystkie zakłady pracy w Polsce miałyby miesiącami płacić pracownikom za dojście do formy pozwalające na wykonywanie swoich obowiązków, to skończyłoby się ogólnym bankructwem. Wymówka Wichniarka – przyszedł do Lecha nieprzygotowany. Pytanie brzmi – kto mu kazał być nieprzygotowanym?
Prawie największe rozczarowanie – Arkadiusz Radomski. Patrzyliśmy na niego trochę jak na Wichniarka, czyli faceta ogranego w silnej lidze, z mocnym charakterem i dodatkowo bardzo profesjonalnym podejściem do zawodu. Ale oczom naszym ukazał się defensywny pomocnik, który bardzo mało piłek odbiera, a bardzo dużo traci, snuje się po boisku i nie za bardzo wiadomo, czy już naprawdę nie potrafi, czy jednak mu się nie chce. Facet, który zaliczył łącznie ponad 300 meczów w Holandii i Austrii usypiał swoją grą – niestety, głównie własnych kolegów, bo przeciwnicy raz na jakiś czas potrafili się przebudzić i strzelić gola.
Rozczarowanie, które nie było rozczarowaniem – Maciej Ł»urawski. Rentier. Czego się spodziewać?
Najbardziej pochopne zachwyty – nad Euzebiuszem Smolarkiem. Wszedł z ławki w meczu z Legią, po chwili strzelił gola i się zaczęło: Ebi to, Ebi tamto, Ebi strzeli czterdzieści goli, a jak się przyłoży to sześćdziesiąt. Ebi nie jest w formie i strzela, więc co to będzie, jak wróci do formy? I tak dalej. Minęło kilkanaście tygodni i okazało się, że strzelić gola Legii to żadna sztuka i dziś Smolarek jest o krok od Klubu Kokosa. Pytanie, czy on się do Klubu Kokosa w ogóle nadaje, bo o ile Kokosiński jako zdrowy cham do biegania może zasuwać po schodach w dół i w górę, o tyle Euzebiuszowi może coś strzelić na pierwszym schodku.
Prawie najbardziej pochopne zachwyty – nad Marcinem Ł»ewłakowem. Bliźniacza historia, jak ze Smolarkiem. Tu trafił, tam trafił, w końcu strzelił dwa gole Legii i wystarczyło – wizyty w programach telewizyjnych, wywiady na temat profesjonalizmu, prowadzenia się po trzydziestce, porady co do gry głową itd. Z czasem jednak Ł»ewłakow zamiast trafiać do siatki, trafił na ławkę rezerwowych. Od jedenastu kolejek napastnik Bełchatowa nie strzelił gola – uderzenia na Łazienkowskiej, zapewniające mu taki rozgłos, były ostatnimi w tym sezonie (jak na razie).
Prawie, prawie najbardziej pochopne zachwyty – nad Waldemarem Sobotą. Dobre wejście, dużo szumu, ale… co z tego szumu wyniknęło? Kilka dryblingów, jakieś strzały i zero efektu. Ostatecznie jeden gol, asyst jak na lekarstwo. Nie to, że Sobota gra źle – po prostu za dużo mówi się o chłopaku, który jeszcze niczego wielkiego nie zdziałał. Embargo na pisanie o niesamowitym talencie Soboty powinno zostać zniesione dopiero, kiedy ten chłopak w pojedynkę wygra chociaż jeden mecz. Bo w tej rundzie jeśli Śląsk miał zanotować dobry wynik, to podać musiał Mila, a strzelić Kaźmierczak, Celeban albo Sotirović.
Nagroda imienia Grzegorza Skwary dla najbardziej niezadowolonego piłkarza ligi – Tomasz Wróbel. “Czuję się wydymany jak dziwka po gang-bangu” – ten cytat przejdzie do historii sezonu 2010/2011, mimo że do końca nie wiadomo, co Wróbel miał na myśli. Czy wyznawał, jak bardzo jest niezadowolony (o to chyba chodziło), czy jak bardzo wyczerpany, czy może jednak jak bardzo usatysfakcjonowany, rozpalony lub po prostu szczęśliwy. Dodatkowo słowo dziwka sugeruje przyjęcie korzyści materialnych od tego, który dymał, więc ta wypowiedź raczej Wróblowi nie wyszła. Paradoksem jest, że “Przegląd Sportowy” miał od dawna przygotowany tekst o zawodniku Bełchatowa – tym, jak bardzo jest on oczytany i inteligentny. Ale potrzebnym pretekstem do puszczenia artykułu były dopiero słowa o dymaniu, dziwkach i gang-bangu.
Najstarzej wyglądający 22-latek – Traore, oczywiście ten z Lechii. Starzej wygląda tylko 20-latek z Floty Świnoujście, którego chce pół ekstraklasy.
Najgłupsza akcja – akcja piłkarzy Cracovii. Poinformowali, że klub nie zapłacił im od pięciu dni i… No właśnie, nie wiadomo, czego się spodziewali. Prawdopodobnie współczucia, co – jak już pisaliśmy – stawia ich inteligencję pod ogromnym znakiem zapytania. Do tego momentu można było zawodnikom Cracovii współczuć – że takie pierdoły, ale jednak się starają, trudno, ktoś musi być ostatni. Nagle się jednak okazało, że to pazerne i bezwstydne pierdoły. Ich zdjęcia z odsłoniętym lewym uchem powinny wisieć na wszystkich stadionach w Polsce: “tych panów nie obsługujemy”.
Nagroda imienia Jurka Mordela dla najbardziej zadowolonego piłkarza ligi – dla Marjana Antolovicia. Bez względu na formę i liczbę puszczanych głupich goli pozostawał przekonany, że już za chwilę, już za momencik podziwiać go będzie cała Polska, a w dłuższej perspektywie i Europa (plus cywilizowana część Azji). Przypomnijmy fragment wywiadu z nim: “Do Rennes polecił mnie Christophe Lollichon, obecny trener bramkarzy Chelsea. Kiedyś w Rennes oszlifował talent choćby Petra Cecha, który z Francji zabrał swego trenera do Londynu. Lollichon kontaktował mnie z Rennes i kazał im mnie kupić. Później miałbym trafić do Londynu, tak jak Cech”. Na razie zamiast do Londynu, trafił na trybuny przy Łazienkowskiej. Podobno ma jednak “awansować” na ławkę, bo karneciarze skarżą się, że zasłania boisko.
Najbardziej charyzmatyczny – Jacek Bąk. No dobra, nie gra w ekstraklasie, ale trzeba było ocalić te cytaty od zapomnienia. Pamiętajcie, co mówił do piłkarzy Lecha…
1. Grajcie coś, bo na razie obciach. Wstyd mi przed kolegami! Co im w szatni powiem, kupę gracie.
2. Człeniu, uspokój się, bo jak pasa zdejmę albo za pejsa wytargam… Spotkam cię kiedyś na imprezie, spoliczkuję.
3. Niespecjalnie się ciebie boję. Pędź stąd człeniu, bo zaraz cię czołg rozjedzie.
Najlepszy bramkarz – Sandomierski. Sprawa jasna i niepodlegająca dyskusji. Najlepszy i jednocześnie najrówniejszy bramkarz w polskiej ekstraklasie. Nie dość, że nie puszcza głupich bramek, to jeszcze potrafi wybronić w naprawdę trudnej sytuacji. Imponujący zasięg ramion. Przyszłość przed nim. Szkoda tylko, że Jagiellonia z powrotem sprowadziła Gikiewicza, który zajmie się tym, co potrafi najlepiej: usiądzie na ławce i będzie mamrotać pod nosem, że na pewno zagrałby lepiej.
Najwięksi naiwniacy i desperaci – działacze Wisły Kraków. Przez dwa lata szukali bramkarza, ale ponieważ żadnego nie udało im się znaleźć postanowili… przedłużyć kontrakt z Mariuszem Pawełkiem. Ostatnie kilka dobrych meczów tego golkipera pozwoliło działaczom Wisły uciszyć sumienie. Od przeznaczenia jednak nie uciekną – w końcu Pawełek da znać o sobie, w efekcie także sumienie się odezwie i… po prostu będzie się trzeba napić.
Najbardziej naiwni kibice – kibice Legii. Oni rzeczywiście po piknikowym meczu z Arsenalem Londyn pomyśleli, że to tak naprawdę i że teraz Legia będzie w każdym meczu waliła po pięć goli, z tą różnicą, że nie będzie tracić sześciu. Cabral miał bombardować z trzydziestu metrów, Manu szaleć na skrzydle, a Jędrzejczyk sadzić hat-tricki co dwa tygodnie. Niestety, potem trzeba było zmierzyć się z przeciwnikami, którzy w czasie meczu nie urządzają sobie rozbiegania z elementami futbolu, tylko po prostu grają. Mówiąc krótko – trzeba było zebrać wpierdol od Polonii w stosunku 0:3.
Najlepszy strzał – Injaca w meczu z Wisłą.
Prawie najlepszy strzał – Gola w meczu z Lechią.
Prawie, prawie najlepszy strzał – Duricia w meczu z Górnikiem.
Prawie, prawie, prawie najlepszy strzał – Vukovicia w meczu z Jagiellonią.
Najinteligentniejszy strzał – Frankowskiego w meczu z Polonią.
Najgorszy strzał – Sobiecha w meczu z Lechem. Uderzył zgodnie z piłkarskim powiedzeniem: “Daj, skąd przyszła”. Niestety, Artur potraktował tę maksymę trochę zbyt dosłownie.
Prawie najgorszy strzał (no dobre, równie zły) – Matusiaka z karnego w meczu z Widzewem. Ostatni raz tak źle wykonany rzut karny widzieliśmy… Zaraz, zaraz… To było… Właśnie, to było… Nie, nie widzieliśmy.
Najlepszy transfer – Brumy do Arki Gdynia. Facet trochę przypomina nam Pawła Skrzypka – niski, niepozorny, ale skoczny i waleczny. Jeśli któryś z najbogatszych polskich klubów będzie szukał bocznego defensora i sprawadzi sobie jakiś odpad z Bałkanów, w stylu wiecznie zagubionego Kneżevicia, zamiast brać 26-letniego Brumę, to będziemy mieli kolejny dowód na to, jaki poziom prezentują dyrektorzy sportowi w ekstraklasie.
Najgorszy trener – Rafał Ulatowski. Na jego temat wszystko już napisaliśmy. Kibice Cracovii też wszystko napisali – przechrzcili “Trenera z pasją” na “Trenera z pensją”, który tak kurczowo trzymał się posady, że nawet sto oświadczeń prezesa nie zasugerowało mu, iż nie powinien więcej przychodzić do pracy.
Największy tchórz – Dawid Nowak. Może jeszcze strzelić sto hat-tricków, a dla nas zawsze będzie piłkarzykiem, który przestraszył się rywalizacji ze Smolarkiem i Sobiechem. Te słowa nie tracą na aktualności: “Dawid Nowak na myśl o rywalizacji w Polonii Warszawa zesrał się ze strachu i postanowił dalej bawić się w lokalną gwiazdę, ku uciesze społeczności Bełchatowa. Tym samym przestajemy go uważać za piłkarza, a zaczynamy – sorry, Dawidku – za pizdeczkę. Oby nigdy w życiu nie dostał już powołania do reprezentacji Polski, bo dziewczyn, które przeraża walka o miejsce ze Smolarkiem i Sobiechem w tym męskim sporcie oglądać nie chcemy”.
Najlepszy trener – Orest. Yyyyyy… Pan Trener Orest Lenczyk. Proszę mu nie orestować.
Zdumiewająco wpłynął na wyniki Śląska Wrocław. Oczywiście nie wiemy, jak wpłynąłby na te wyniki Ryszard Tarasiewicz, ale wiemy jedno – nie tak bardzo.
Najlepiej zorganizowany trener – Stefan Majewski. To akurat nie ma nic wspólnego z ekstraklasą, ale nie mogliśmy się powstrzymać. Cytat: “Trzeba było przyjść i zobaczyć, jak to funkcjonowało. Bo organizacyjnie było bardzo dobrze. Jak mnie ktoś pyta, z którym zespołem siedzę przy posiłku, to ja nie mam pytań. Akurat było to tak ułożone, że przy jednym stole siedziała jedna reprezentacja, przy drugim druga, a trenerzy siedzieli w środku. Mały poślizg był wymuszony tylko tym, żeby za duża grupa osób nie czekała na posiłek. Bo to był bufet, nie podawano do stołu. Jakby 30 ludzi podchodziło naraz, to był nieładnie wyglądało. A że posiłek był 15-minutowy, jedni wzięli sobie przystawkę i usiedli, jedli. A po kwadransie weszli drudzy, też wzięli przystawkę, a tamci już jedli drugie danie. Cała grupa mniej więcej kończyła o tej samej porze. Organizacyjnie było bardzo fajnie, atmosfera też była fajna. I jest to może coś nowego, że dwie drużyny w tym samym czasie, ale wyszło dobrze. Zawodnicy w żadnym detalu nie mogli poczuć, że zostali sami, bez trenera”. Stefan, czeka cię wielka kariera w organizacji wesel!
Najgłupsza decyzja sędziego – Daniela Stefańskiego w meczu Legia – Cracovia. Podyktowanie rzutu wolnego dla gospodarzy było gwałtem na duchu gry. Stefańskiemu Ulatowski obiecał dyndanie na Wieży Mariackiej, ale chyba najpierw sam musiałby mu zwolnić miejsce.
Największy chudzielec – Adrian Świątek. Powinno się zorganizować na Facebooku jakąś akcję dożywiania napastnika Górnika Zabrze.
Największy grubasek – Nordin Boukhari. I największy, i grubasek.
Najlepszy zawodnik tęskniący za żoną – Miroslav Radović. Mówi: “Ł»ona tylko czasem musi jechać do Serbii, bo tam studiuje. Kiedy jest w Warszawie, jestem spokojny. Gdy jej nie ma, czasem trzeba pójść z kolegą tu czy tam”. Pytanie, gdzie chodzi Radović, kiedy jej nie ma – bardziej tu, czy bardziej… tam?
Najchętniej oglądana drużyna w rundzie jesiennej – drużyna Młodej Ekstraklasy Zagłębia Lubin. Klub donosił na stronie oficjalnej: “Warto nadmienić, że jesteśmy najbardziej efektownie grającym zespołem, tak przynajmniej widzą nas gospodarze. Dzisiejsze spotkanie transmitowała telewizja CCV 5. Jutrzejszy mecz z młodzieżową reprezentacją Chin, który zostanie rozegrany o 10 rano czasu polskiego, może obejrzeć nawet miliard ludzi!”. Niestety, co szósty mieszkaniec globu nie obejrzał tego meczu, chodzą słuchy, że poza kamerzystami nie obejrzał go nikt. Co ciekawe, w kolejce do kas w Lubinie może ustawić się 38 milionów Polaków – nie można tego wykluczyć.
Największy płaczek – Manuel Arboleda. Płacze jak wygrywa, jak przegrywa, jak fauluje i jak jest faulowany. Płacze jak go uderzą i płacze jak go prawie uderzą. Chętnie zostałby w Lechu, ale na razie nie może porozumieć się w sprawie kontraktu. Negocjacje są trudne, bo Manuel nie gra dla pieniędzy, tylko dla Boga i nie bardzo wiadomo, jak mu zagwarantować na piśmie przychylność niebios.
Najgorsze spodnie – spodnie Tomasza Wałdocha. Mieliśmy o takich duperelach nie pisać, ale nie możemy się powstrzymać. Wałdoch na meczu Widzew – Górnik pojawił się w dżinsach, które z boku miały doszyte trzy adidasowe paski. Z daleka wyglądał, jakby był w dresie, a z bliska, jakby ktoś mu zrobił głupi dowcip i doszył te paski do całkiem zwyczajnych spodni. Całość wieńczyła marynarka. Ale cóż – skoro Anna Rubik może być uznawana za ładną, to dżinsy połączone z dresem mogą być trendy. Nie rozumiemy dzisiejszego świata mody.
Największy wariat – Aleksander Kwiek. Fakt, że telewizja nie chciała pokazać meczu Górnik – Ruch Kwiek skomentował następująco: – Jestem tym zaskoczony, bo to tak samo, jakby Hiszpanie nie pokazali w telewizji meczu Realu Madryt z Barcelonąâ€¦ Teraz, mając w pamięci niedawne starcie na Camp Nou, niech każdy się zastanowi, czy to dokładnie to samo. Chociaż jedno trzeba przyznać – jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, że jedna z drużyn traci pięć goli. Tylko nie możemy sobie wyobrazić, że w tym czasie druga pięć strzela.
Najgłośniejszy niedoszły transfer – Fernando Morientes do Legii. Napisaliśmy wtedy: “No i w pizdu, i wylądował. Wprawdzie nie Morientes, tylko Morales, ale w zasadzie – co za różnica? Są takie błędy, których popełnienie nie przystoi. Podejrzewamy, że redaktor Krzysztof Srogosz z Eurosportu ma bardzo ciężki dzień – obudził się rano, zastanawiał się ze dwadzieścia minut, czy w ogóle wstawać i czy warto iść do pracy. Zjadł śniadanie, ale nie czuł smaku. Bezsens życiowy. No i wstyd. Fernando Morientes w Legii Warszawa. To naprawdę trudno w tym zawodzie o większą wpadkę. Co teraz ten biedny Srogosz ma powiedzieć? “Naprawdę mi się wydawało, że Morientes zagra w Legii”? “Przeczytałem tę informację na forum kibiców i uznałem, że to wiarygodne źródło”? Napisać, że Morientes zagra w Legii, to jak napisać, że Robert Kubica zostanie motorniczym w Warszawie”.
Najgłupsza wypowiedź trenera – Jacka Zielińskiego. Cytujemy: “To nie do pomyślenia, żeby chłopiec z mlekiem pod nosem wyrzucał z boiska Manuela Arboledę”.
Najmniej honorowy – Jose Bakero. Tak się przymilał do Józefa Wojciechowskiego, tak chciał spełniać wszystkie zachcianki, tak się naginał, a i tak go wyrzucili. Bogusław Kaczmarek skomentował to następująco: “Wychowałem się na łódzkich Bałutach, gdzie liczą się honor, godność, szacunek. Tymi wartościami kieruję się w życiu i nie inaczej było na Konwiktorskiej. Nie wiem, gdzie wychował się Bakero, ale z przykrością stwierdzam, że mój piłkarski idol okazał się człowiekiem, który honor chciałby kupić na bazarze Różyckiego. To nauka dla innych, że w Polonii bycie spolegliwym nie pomaga. Lepiej odejść z godnością”. Poza tym, że słowo “spolegliwy” zostało użyte niewłaściwie i że sam honorowy Kaczmarek na Konwiktorskiej robił za sekretarkę, to wszystko się zgadza.
Najszybsza reakcja na boiskowe wydarzenia – Adama Fedoruka. Dialog z meczu Polonia – Cracovia…
Adam Fedoruk: – Przy stałych fragmentach gry kryjesz Bruno!
Marcin Krzywicki: – Yyyyy, ale on już zszedł.
Adam Fedoruk: – Co, kiedy?!
Marcin Krzywicki: – No, z dziesięć minut temu.
Adam Fedoruk: – A kto za niego wszedł?
Marcin Krzywicki: – Gancarczyk chyba.
Adam Fedoruk: – No to kryjesz Gancarczyka!
Najgorszy matematyk – Franciszek Smuda. – Nie pytajcie mnie o powołanie dla Niedzielana. Ja mam wizję budowy mojej drużyny i nie będę do niej powoływał kogoś tylko dlatego, że zagra dobrze jeden czy dwa mecze w lidze – powiedział po tym, jak Niedzielan w sześciu meczach strzelił siedem goli. A na koniec go oczywiście powołał.
Prawie najgorszy matematyk – Jacek Zieliński. Tak tłumaczył słabą postawę Lecha: – Różne mądrości przetaczają się teraz na łamach prasy. Tyle że nikt nie chce powiedzieć, że po sezonie polscy piłkarze mieli zaledwie dwa tygodnie urlopów… To były naprawdę długie dwa tygodnie – od 21 maja do 14 czerwca.
Prawie, prawie najgorszy matematyk – Rafał Ulatowski. – Mamy dzisiaj dopiero 19 października, do końca rozgrywek daleko. Jako jedyny zespół w lidze strzeliliśmy w czterech meczach więcej niż dwie bramki – stwierdził. Od siebie dodamy, że nie w czterech, tylko w ani jednym (na tamten moment, bo teraz, to dokładnie w jednym).
Najpiękniej zmyślona bajka – Rafała Ulatowskiego. – Ktoś mi napisał: “Arsene Wenger zaczynając pracę w Japonii przegrał siedem pierwszych meczów. Zarząd klubu stanął za nim murem. Wenger w tym samym sezonie zdobył Puchar, a rok później mistrzostwo”. Wzruszające story. Aktualnie Rafał jest nie jak Wenger, tylko bardziej jak… Klinsmann? Też bezrobotny.
Najbardziej oczekiwana konfrontacja – Trytko kontra Czyżniewski. Trytko: – Jestem gotowy do konfrontacji. Była okazja w Gdyni, ale z niej nie skorzystał. Niepoważny człowiek… Spytaliśmy “Czyżyka”, czy szykuje nam się jakaś atrakcja na galę MMA, ale odpowiedział, że to żadna atrakcja, bo by Trytkę zamiótł w minutę.
– Ale on mógłby dać panu z bańki – ostrzegliśmy.
– Z pustej nie boli.
Największe architektoniczne cacko – stadion w Gdyni. Miejscowy mózg tłumaczy, dlaczego jak pada deszcz, to nawet pod “dachem” ludzie mokną: – Dach jest, jaki jest. Deszcz zawsze pada z jakiegoś kierunku, więc zawsze kogoś zmoczy. Analizowaliśmy możliwość jego wydłużenia. Można by było to zrobić o maksymalnie 1,5 m. Ale co to da? Poprawa będzie niewielka, a koszty wzrosną piramidalnie. Gdyby dach był dłuższy i zaczynał się tuż nad pierwszym rzędem trybun, a nie tak jak obecnie nad trzecim, byłby cięższy. A to spowodowałoby, że słupy go podtrzymujące musiałyby być jeszcze grubsze… Pamiętajcie – dach nie jest od tego, żeby chronić przed deszczem, tylko od tego, żeby słupy były wąskie.
Najlepsze wiadomo co – wiadomo kto…
– Sie masz, Komar, co słychać – ledwo zdążyłem się rozpakować po przyjeździe na zgrupowanie reprezentacji, a już odwiedzili mnie koledzy. Badawczo rozglądali się po moim pokoju.
– Ubrania wiszą w szafie. Śmiało, możecie obejrzeć – przyzwyczaiłem się do tego, że inni chcieli naśladować, jak się ubieram. W kadrze żartowałem z chłopaków: – Dajcie mi karty kredytowe, podajcie swoje rozmiary, to was ubiorę, bo na razie słabo to wygląda.
Kolejnym autem była dwuosobowa honda CRX. Wyróżniała się na początku lat 90. Wychodzę przed dyskotekę, a w środku mojego samochodu widzę trzy dziewczyny. Nie wyglądały na takie, które pomyliły auta.
– Hej towary, tu są tylko dwa miejsca. Gdzie usiądzie kierowca? – zapytałem.
– Wsiadaj Jacek, poradzimy sobie.
Na strychu w domu w Lublinie postawiłem dwa 20-metrowe wieszaki, na których trzymam ubrania. Chyba jestem pedantem, bo nawet odległość między wieszakami musi być odpowiednia. Niektóre z ubrań są jeszcze z metkami. Kupiłem je z dziesięć lat temu, ale nie zdążyłem założyć, ponieważ już zmieniła się moda. Ostatnio wziąłem się za porządki. Wyrzuciłem 10 wielkich worków pełnych butów, kurtek i koszulek.
Paryż, Londyn, Mediolan. Lubię robić tam zakupy, wpaść na pokazy mody. Kiedyś z jednego takiego przywiozłem buty Yohji Yamamoto dla siebie i Maćka Ł»urawskiego. Zrobiono tylko 50 takich par na cały świat.
W Paryżu niedaleko Champs Elysees mam ulubiony sklep, w którym zawsze witają mnie z otwartymi rękami. Nic dziwnego, skoro zostawiam u nich mnóstwo forsy. Koszulka bawełniana kosztuje tam 400 euro, spodnie 2 tysiące euro. Powiecie, próżniak z tego Bąka. Otóż nie! Skoro stać mnie na to, żeby ubierać się u najlepszych i nie ryzykować, że przytnę się z kimś w drzwiach czy w windzie w tym samym swetrze czy koszuli, to dlaczego mam tego nie zrobić. Za skórzaną kurtkę Johna Galliano zapłaciłem ostatnio 4 tysiące euro. Dla innych może być dziwaczna, z tyłu ma gniazdko i kilka płyt kompaktowych.
Najbardziej wzruszająca chwila – Ulatowski dziękuje Pasiece, że ten przegrał mecz. Dokładny cytat: – Dziękuję ci Darku, że też przyjechałeś, też byłeś świadkiem tego wydarzenia. Tak jak jesteśmy przyjaciółmi, mogę tak cię nazwać, bo pomagamy sobie. Pamiętasz w zeszłym roku, jak przyjechałem do ciebie, w 94 minucie wygrałeś 2:1 i to ci dało w jakiś sposób odetchnąć i wierzyć w to, że się utrzymasz jeszcze, tak samo mi dzisiaj zwycięstwo nad tobą pozwala przez kolejny tydzień cieszyć się byciem trenerem w tak pięknym klubie jak Cracovia.
Najinteligentniejszy trener – Robert Maaskant. – Naszym głównym problem jest to, że zdobywamy za mało bramek. Gdybyśmy byli skuteczniejsi, wówczas mielibyśmy więcej punktów, wyższe miejsce w tabeli i nie byłoby mowy o kryzysie – stwierdził. Proszę, jaka trafna diagnoza. Więcej goli -> więcej punktów -> wyższe miejsce w tabeli. No i kto to podważy?
Najzdrowsze uzębienie – Józefa Wojciechowskiego. Po tym, jak okazało się, że Sebastian Przyrowski nie zagrał w meczu z powodu bólu zęba, prezes Polonii stwierdził: – To jest skandal! Ja naprawdę nie rozumiem, jak profesjonalny piłkarz może nie wiedzieć, co ma w tym swoim dziobie? W tym tygodniu wszyscy przejdą prześwietlenia zębów, bo chcemy wiedzieć, czy podchodzą do swojego zawodu rzetelnie. Z trenerem Janasem zastanawialiśmy się, kiedy my mieliśmy podobne problemy. I mnie po raz ostatni bolał ząb w 1979 roku! Ja nie rozumiem, jak tak młody człowiek może nie dbać o higienę jamy ustnej. Dla mnie to jest nawet większa wpadka niż błąd Michała Gliwy.
No i wreszcie…
NAJLEPSZA OCZAROWAŁƒ: Sandomierski – Bruma, Skerla, Celeban, Kiełbowicz – Grosicki, Radović (Mierzejewski), Bartczak, Małkowski – Frankowski, Niedzielan.
NAJGORSZA ROZCZAROWAŁƒ: Antolović – Kneżević (Gancarczyk), Bunoza (Wawrzyniak), Jarabica, Janus – Smolarek, Radomski, Ł»urawski, Cabral – Wichniarek, Tshibamba.
Przy jedenastce rozczarowań zwracaliśmy także uwagę na koszty poniesione przez kluby, by ściągnąć tych właśnie piłkarzy. Ale kluczowe było nasze “widzimisię”.