To chyba najlepszy moment, by raz jeszcze podkreślić, jak dziwny jest kalendarz ligowy w Polsce. Wyjrzyjcie za okno. Chce się grać w piłkę? Chce się patrzeć przez dwie godziny, jak ktoś gra w piłkę? Chce się sterczeć na zimnych trybunach na kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem? Chce się przedzierać przez zaspy śnieżne i ten cały syf zalegający na ziemi, w czasie drogi powrotnej?
Pierwsza “wiosenna” kolejka ligowa zostanie rozegrana zimą i nikt nam nie wytłumaczy, dlaczego wiosna ma być zimą, w śniegu, błocie i przy minusowej temperaturze. Nigdy tego nie zrozumiemy. Rzecznik prasowy Ekstraklasy SA może nam przysłać nawet 140 listów na temat pozytywnych aspektów kibicowania na mrozie i korzyści wynikających z anginy ropnej, ale nie ma możliwości, by przekonał nas do swojego zdania. Rozgrywanie kolejki ligowej w grudniu to absolutny brak szacunku dla kibiców, jawny przekaz: patrząc na was z ocieplanych lóż, wpieprzając w przerwie ciepły żurek, mamy was wszystkich głęboko w dupie i w duchu śmiejemy się, że są naiwniacy, którzy płacą za to, że zmarzną.
Piłka nożna w Polsce tworzona jest w oderwaniu od zwykłych ludzi, wszelkie założenia tworzone pod “wielki biznes”, z nadzieją, że ten “wielki biznes” kiedyś przyjdzie. Ekstraklasa SA stała się korporacją, której sens istnienia jest coraz bardziej zagadkowy. Bo tak naprawdę, co ta Ekstraklasa robi, czego nie mógłby zrobić PZPN? Ustala terminarz? Głupi. Szuka sponsorów? Nieskutecznie. Organizuje przetarg telewizyjny? Każdy głupi potrafi. Nakłada kary? Ł»adna sztuka.
Liga w tym roku zakończy się 29 maja, przedostania kolejka już tradycyjnie i tradycyjnie nie wiadomo dlaczego odbędzie się w środę, 25 maja. A co by się stało, gdyby zagrać też 4 i 11 czerwca? Kto by ucierpiał, gdybyśmy mistrza Polski poznali przy ładnej pogodzinie 18 czerwca? Dlaczego w latach dziewięćdziesiątych liga mogła kończyć się w połowie czerwca, a teraz nie? Dlaczego teraz trzeba upychać kolejki w grudniu i katować kibiców oglądaniem kiepskich meczów w kiepskich warunkach? Zaraz padnie hasło o mitycznych “sugestiach UEFA”, do których oczywiście nikt się nie stosuje (jeśli jakieś w ogóle są), poza nami.
Niech prezes Rusko wyjdzie z biura, wsiądzie do pociągu, pojedzie do miasta oddalonego o 300 kilometrów, pójdzie na mecz na jakiś zapyziały sektor, na którym spędzi łącznie 4,5 godziny, potem wróci brudnym pociągiem – i niech nam wszystkim powie, czy się dobrze bawił. Bo on jest, z czego chyba nie zdaje sobie sprawy, od organizowania nam rozrywki. Jest naszym, wszystkich kibiców w Polsce, pracownikiem.
Ludzie, zorganizujcie na stadionach jakiś protest, bo tego, że wam zimno na pierwszy rzut oka nie widać. A już na pewno nie każdy bałwan to zauważy.