Reklama

Klasyk ligi: wielkie serce Legii, wielka głupota Lecha

redakcja

Autor:redakcja

24 września 2010, 21:40 • 3 min czytania 0 komentarzy

Kto nie wygra z Legią, ten frajer – tak pisaliśmy. I Lech na miano frajera zasłużył podwójnie. Podwójnie? Potrójnie! Piłkarzom “Kolejorza” dedykujemy słowa trenera Jarosława Kotasa: jako ludzie geniusze, piłkarsko – debile! Jak oni przegrali mecz, grając całą drugą połowę w przewadze, przeciwko Legii osłabionej kontuzją Choto – zdumiewające. Przecież po pierwszej połowie zespół Jacka Zielińskiego powinien prowadzić ze 3:0. Różnica klas była tak widoczna, jak rzadko kiedy. Ale po przerwie Legia odpowiedziała ambicją. I ambicja na gwiazdki z Poznania w zupełności wystarczyła.
W pierwszej połowie Lech robił co chciał. Zaczął od gola, klasycznie zawalonego przez Antolovicia (klasycznie – czyli nie cabajowaty klops, tylko typowy bramkarski błąd polegający na złym poruszaniu się w bramce, mógł zrobić krok w prawo i złapać piłkę), potem miał kolejne sytuacje. Jak Peszko mógł spieprzyć strzał z sześciu metrów? Albo Kikut, kiedy mu podał Antolović? Albo Stilić sam na sam?

Klasyk ligi: wielkie serce Legii, wielka głupota Lecha

Legia odpowiedziała po kontrze, golem Kucharczyka, ale wydawało się, że druga połowa to będzie jednak formalność. Tymczasem poznaniacy bili szczyty głupoty. Tam wszyscy grali oddzielnie! Tam nikt nikomu nie podawał! Peszko – największy odsetek strzałów z zerowego kąta w boczną siatkę w Europie Środkowej. Rudnevs – uderzenia z czterdziestu metrów. Kriwiec – z pięćdziesięciu. Genialną zmianę dał Kiełb – wszedł i nie oddał piłki ani razu. Strzelał tylko z nieprzygotowanych pozycji w maliny, albo wpadał na stojącego w miejscu obrońcę, bo zapomniał zrobić zwodu. Jemu, chociaż grał krótko, przyznajemy zaszczytne miano debila meczu. Inteligentny, sympatyczny chłop. Ale debil meczu.

Jako ludzie – geniusze. Piłkarsko – debile!

Mając przewagę jednego zawodnika Lech tak budował akcję, jakby grał w ósemkę. Na pałę. Jest piłka? To jeb! Co tam koledzy, co tam pomyślunek, co tam spojrzenie, jak ustawiony jest rywal. Kto ma piłkę, ten jedzie. Sami soliści. A jak już zawodnicy “Kolejorza” chcieli rozegrać piłkę, to zawsze tymi sektorami boiska, w których… przewagę liczebną mieli gospodarze. Gdzie się podział zespół z pierwszej połowy, podchodzący pod pole karne Legii dzięki kombinacyjnym akcjom? Nie wiadomo.

Gdybyśmy byli złośliwi, to napisalibyśmy, że Lech stracił animusz, gdy czerwoną kartką ukarany został dwunasty zawodnik “Kolejorza”, czyli Rybus. Ale taka złośliwość byłaby usprawiedliwieniem dla gości. Przy tej różnicy klas, jaką widzieliśmy przed przerwą, ten mecz nie miał prawa zakończyć się innym wynikiem niż ich zwycięstwem. Nie miał prawa. Zwłaszcza, że Legia nie grała w drugiej połowie w dziesiątkę, tylko w dziewiątkę, bo Ariel Borysiuk to chyba najgorszy środkowy pomocnik w lidze. Znacie gorszego? Szymon Sawala z Polonii Bytom nakrywa tego łamignata czapką. Naprawdę. Kiedy Grzegorz Mielcarski powiedział, że “wszyscy wiemy, jak dobrze potrafi grać Borysiuk”, to pomyśleliśmy, że facet się urwał z choinki.

Reklama

Legii należą się gratulacje, że głupotę piłkarzy Lecha wykorzystała, grając bardzo odważnie (nie broniąc remisu) i bardzo ambitnie. Ciekawi jesteśmy, czy ten mecz będzie punktem zwrotnym dla całej drużyny, jak i dla nowych zawodników – Manu (asysta), Kucharczyk (gol), Mezenga (gol). W każdym razie energia, z jaką zespół Skorży grał w drugiej połowie była imponująca. Piłkarzy nieśli kapitalni kibice (nie ma co udawać – znowu najlepsza atmosfera w Polsce), ale też trzeba oddać zawodnikom, że i oni nieśli kibiców.

Trochę nam to spotkanie przypominało mecz Legia – Cracovia. Wtedy też goście mieli obowiązek wywieźć trzy punkty, a ostatecznie się sfrajerzyli i było 2:1.

PS
Macie rację w komentarzach, że Injac był fatalny. Sorry, nie wiedzieliśmy, że grał. Serio był w składzie czy nas wypuszczacie?

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...