Ryszardowi Tarasiewiczowi nie zaczyna się w dupce palić. Jemu się chyba kończy palić. Śląsk Wrocław dzisiaj został zlany przez Widzew w rozmiarach rzadko widywanych w naszej lidze – 5:2. A przypomnijmy, że szkoleniowiec wrocławian otrzymał niedawno ultimatum – cztery punkty w trzech wyjazdowych meczach. To oznacza, że teraz musi wygrać z Koroną i przynajmniej zremisować z Wisłą Kraków, albo zremisować z Koroną i wygrać z Wisłą.
Śląsk miał w tym sezonie zająć miejsce w pierwszej piątce, a na razie się na to nie zanosi – we Wrocławiu zapewne raczej spoglądają na dół tabeli i mówią w duchu: – Dzięki ci Boże, że jest jeszcze Cracovia…
Tarasiewicz ma więc spory problem i nawet nie chodzi o wyniki w tym sezonie, tylko o ogólną tendencję. A ta wygląda tak (od awansu do ekstraklasy):
Jesień 2008 – 1,76 punktu na mecz.
Wiosna 2009 – 1,15 punktu na mecz.
Jesień 2009 – 1,35 punktu na mecz.
Wiosna 2010 – 1,00 punktu na mecz.
Jesień 2010 – 0,66 punktu na mecz (na razie).
Można źle wejść w sezon. Gorzej, jeśli systematycznie wzmacniana drużyna – taka, na którą idą coraz większe pieniądze – z każdą kolejną rundą gra coraz gorzej. Zamiast się rozwijać, to się… zwija. I żeby się nie zdarzyło tak, że się zwinie na dobre – z ekstraklasy. Jeśli szkoleniowcowi należy dać czas na zbudowanie zespołu wedle własnego pomysłu, to chyba można stwierdzić, że pomysł Tarasiewicza nie wypalił. Zamiast progresu – regres.
Przy okazji – najgorszy ekspert w telewizji: Marek Kusto! Nie dość, że mówi tak cicho, że sam siebie chyba nie słyszy, to jeszcze nie ma nic do powiedzenia na żaden temat. Typowy dialog…
Komentator: – Myślisz, że Ryszard Tarasiewicz straci pracę?
Kusto: – Trudno powiedzieć, to sprawy wewnątrzklubowe. Trudno powiedzieć…
Jak ci trudno mówić, to nie mów. Siedź w domu, nie męcz widzów.