Napisaliśmy ten tekst sześć lat temu i dziś, przypadkowo, znowu na niego wpadliśmy. Miał się ukazać w CKM-ie, ale ostatecznie nie ukazał się nigdzie, bo jakiś kretyn z redakcji wspomnianego miesięcznika powiedział, że “wolałby opowieść o policjancie, który w Rio strzela do ludzi”. I jeszcze chciał, żeby ten glina nas na to strzelanie zabrał ze sobą. Dziś przeczytaliśmy artykuł jeszcze raz i stwierdziliśmy – eh, szkoda, żeby całkowicie się zmarnował. Nie ma nic wspólnego z piłką, ale może komuś się spodoba. Jeśli więc zżera was nuda – zapraszamy do lektury.
Jazda zimą na letnich gumach, czyli…
Chcesz w Rio?
Miasto Boga? Rio de Janeiro? Zapomnij. Po Bogu został w tym mieście posąg Chrystusa. Kontrolę nad miastem przejęli dealerzy narkotyków, prostytutki, karnawałowi kieszonkowcy i taksiarze bez kas fiskalnych. A jednak nie ma piękniejszego miejsca na urlop. Kiedy w Bieszczadach temperatura wynosiła minus 33 stopnie Celsjusza, w Brazylii termometr wskazywał plus 35 stopni. W cieniu. Witaj w miejscu, gdzie może cię okradną, może naciągną, może oszukają, ale na pewno nie zawiodą. Już nigdy nie będziesz taki sam – jeszcze będziesz chciał wracać do tych rzezimieszków i ich szalonego miasta. Seks, słońce, alkohol, ocean, śpiew, samba – Rio.
Fuck me, it’s carnaval!
Jesteś taki piękny – dziewczyna w marynarskim stroju uśmiecha się błogo i całuje delikatnie jednego z nas w policzek. – Jestem Amanda – dodaje po chwili. Jej towarzystwo przez cały dzień kosztuje 100 reali, czyli mniej więcej sto złotych. Niewiele. Dziewczyny obok żądały nawet pięć razy więcej. – Jak chcecie taniej, to idźcie do Amandy – mówiły. – Nie, nie, wszystko z nią w porządku – uspokajały. – Tylko, że jest w piątym miesiącu ciąży.
Amanda rzeczywiście ma mocno uwydatniony brzuch. Jeszcze miesiąc temu próbowała go zakrywać, teraz obrała inną taktykę – będzie go eksponować. Może znajdzie amatorów i takich sportów. Na razie jej się to nie udaje. Dlatego cena spada – w pierwszy dzień karnawału wynosiła 250 reali, później 200, aż w końcu 100. Całe noce spędza w dyskotekach i kafejkach nad brzegiem oceanu, czekając na tego, który skusi się na jej (jakby nie patrzeć – podwójne) wdzięki. Z drugiej strony – i tak nie ma szansy donieść tej ciąży. Uwielbia skakać jak szalona w rytm największego przeboju w Brazylii – “Capoeira”. Zaprasza nas do tańca, ale mało kto za nią nadąży. Dlatego tylko wciska nam karteczkę do ręki –
Am********@ho*****.com
. – Czekam – mówi, a następnie zmienia głos, jak gdyby właśnie przeżywała największy orgazm w swoim życiu i stęka: – Uhh, uhh, honey, fuck me! It’s carnaval! Uhh…
Ty uczysz w mojej szkole…
Takich jak Amanda jest w Rio de Janeiro setki. Pierwszego dnia pobytu turyści mają wrażenie, że wszystkie dziewczyny są po prostu miłe – uśmiechają się, kiedy spacerujesz wzdłuż plaży Copacabana. Dzień później każdy facet już wie, że jest w raju. Dziewczyny nie dość, że wciąż są miłe, to jeszcze szczypią w tyłki i wydymają usta, w grymasie pożądania. Trzeciego dnia okazuje się, że wszystkie to prostytutki. Jednak karnawałowa prostytutka różni się od tej, która na co dzień handluje swoim ciałem.
Elana nie mieszka w Rio. Jest nauczycielką języka angielskiego w szkole podstawowej w Sao Paolo (tam musi być teraz bardzo nudno, bo wszystkie najlepsze laski w Rio są z Sao Paolo). Ma przepiękne ciało. Około 168 centrymetrów wzrostu, małe stopy i ogromne, ale naturalne piersi. Do tego śliczna buzia. Uczniowie są za młodzi, by docenić jej wdzięki, a praca w brazylijskiej budżetówce jest opłacana podobnie jak w polskiej. Dlatego raz do roku Elana na kilka dni jedzie do Rio i jest profesorką, ale seksu. – W czasie karnawału mam wolne, więc dnie spędzam na plaży, najchętniej na Ipanemie, a w nocy bawię się, nieźle przy tym zarabiając – tłumaczy, dodając, że… jest bardzo nieśmiała. Ośmiela ją dopiero 400 reali. Ale wybiera tylko tych mężczyzn, którzy się jej podobają i robi tylko to, co jej się podoba. Nie spełnia żadnych zachcianek. Chce się tylko dobrze bawić. Jeden dzień, jeden mężczyzna. Jak go polubi, to towarzyszy mu dłużej, już za darmo.
Help, czyli pomocy!
Takie są dziewczyny z Copacabany. Są czymś pomiędzy prostytutkami a dobrymi koleżankami z osiedla, które jeśli chcesz, to nasmarują ci plecy olejkiem, albo zrobią zdjęcie na tle zachodzącego słońca czy doradzą przy zakupie pocztówki. Jak już cię polubią, to w ogóle nie chcą pieniędzy. Nawet postawią ci obiad, byle tylko było miło.
Wszystkie codziennie spotykają się w dyskotece “Help”. – Idźcie tam, to najlepsze miejsce w Brazylii. Zabawa do rana – tłumaczył nam przed podrożą do Rio Mariusz Piekarski, niegdyś wybitny piłkarz, który występował we Flamengo Rio de Janeiro u boku słynnego Romario. A Flamengo to najbardziej kochany klub w całym kraju, ma 25 milionów kibiców. Kto w nim gra, ten jest królem. Kto gra dobrze, ten posiada władzę absolutną. Piekarski grał dobrze. Stara piłkarska prawda mówi, że jeśli ktoś gra dobrze, to znaczy, że się umie dobrze bawić.
“Piekarz” zasłynął z tego, że wziął ślub z miss Brazylii. – I wicemiss obu Ameryk – jak podkreśla. Jednak w “Helpie” na pierwszy rzut oka każda kobieta mogłaby być nie tylko miss Brazylii, ale i całego świata. Jeśli gustujesz w wysokich brunetkach z dużym biustem – proszę bardzo, tam pod ścianą. Jeśli wolisz niskie blondynki z jędrnymi pośladkami – jak najbardziej. Latynoski, murzynki, białe – jest wszystko. Masz problem tylko wówczas, gdy kręci cię brzydota. Jej w “Helpie” nie uświadczysz.
Najwyższe piętro dyskoteki zajmują głównie murzyni w luźnych, hokejowych koszulkach. Im grubszy, tym bogatszy, a im bogatszy, tym bardziej pożądany. Jeśli sam nie jest gruby, to może mieć chociaż gruby łańcuch. Jedno zawsze rekompensuje drugie. Salę barową okupują młodzi Anglicy, którzy sylabizują każde słowo, myśląc, że to pomoże w komunikacji z dziewczynami, które nawet w ojczystym języku mówią średnio. Trafi się też Polak z napisem “Taksówkarz” na koszulce i czarnymi okularami, mimo że i tak w środku jest ciemno. Prawdopodobnie nic nie widzi, ale lepiej nie pytać, bo w Rio de Janeiro jeśli ktoś jest agresywny, to znaczy, że przyjechał znad Wisły. Z kolei na tarasie siedzą ci, którzy już poznali miłość swojej… nocy. Kelnerzy donoszą śmiesznie tanie drinki (caipirinha, specjał zakładu – 6 złotych, piwo – 4 złote), a trendy Anglicy, na co dzień zwykłe studenciaki, czują się, że świat leży u ich stóp.
Trafiają się też zwykli frajerzy. Gość po pięćdziesiątce paraduje w plecaku wykonanym z lalki i myśli, że zrobi wrażenie na miejscowych lalkach. Kończy, biegając od jednej strony parkietu do drugiej, bo dziewczyny rzucają sobie jego plecakiem. Gdy już się zziaja, oddadzą mu. Na razie mają niezły ubaw. Z drugiej strony, czego się spodziewać – facet ma wąsa.
Cycki twarde jak kolana
Najgorzej mają ci, którzy nie znają zasad. Zasada w “Helpie” jest taka, żeby odpędzać dziewczyny, które łapią cię za ręce i obmacują zawartość twoich majtek. Je możesz mieć w każdej chwili, po prostu nie odmawiając. Jednak przecież każdego najbardziej kusi ta czarnowłosa piękność, która w każdy innym miejscu świata uchodziłaby za niedostępną. Tutaj różni się tym od innych dziewczyn, że musisz złapać ją za rękę pierwszy. Później wszystko potoczy się szybko.
Poznaj Iness. To żadna wyniosła gwiazda dyskotek, tylko dziewczyna z sąsiedztwa, bo ma apartament trzydzieści metrów od dyskoteki. Trochę przaśny, ale przytulny. Nieźle to wszystko wykombinowała. Tym różni się od innych, że zainwestowała w siebie i sprawiła sobie przepiękny silikonowy biust. Przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że przesadziła, bo przyjemność z dotykania jej piersi jest podoba do tej, jaką przeciętny mężczyzna odczuwa dotykają własnego, twardego kolana. Jeśli jednak już go dotykasz, to znaczy, że wygrała – 400 reali. Za zarobione pieniądze lata do Europy. Była i w Anglii, i we Włoszech, a w szwajcarskim Lugano ma nawet apartament. Jakby tego było mało, zwiedziła też Polskę. – Mam piękne koleżanki w waszym kraju – mówi. – Jao Paolo – uśmiecha się i składa ręce do modlitwy, pokazując, że wie, iż Jan Paweł II to Polak. Ale skąd?
Seks-biznes w Rio de Janeiro w czasie karnawału nakręca się w zastraszającym tempie. Przez kilka dni w roku jeśli zapytasz dziewczynę na ulicy, czy pójdzie z tobą do łóżka, jest minimalna szansa, że usłyszysz odmowę. A kiedy już złapiesz ją za rękę, to podbiegnie wkurzające dziecko z gumami do żucia, krzycząc: – Chyba nie będziesz całował ją bez gumy do żucia?! Jak kupisz, to podbiegnie drugie i zacznie smęcić: – Chyba nie pójdziesz z nią bez prezerwatywy? A potem przybiegnie dziadyga z polaroidem. Strzeżcie się go! Na pewno będzie chciał dokonać dowodu, że właśnie jesteś bliski zdradzenia swojej żony.
To wszystko nic. Najbardziej absurdalną postacią na całym wschodnim wybrzeżu Ameryki Południowej jest Claudio. – Cycycycycy. Seks! – nagabuje turystów siedzących w przydrożnych kafejkach. Ma białe zęby oceanicznego surfera, klatkę piersiową niczym dwa bochny chleba i – zdawałoby się – unormowane życie seksualne. Na zdrowy rozum powinien albo opalać się na plaży, smarując najdroższymi olejkami (za dnia), albo łapiąc za pupy dziewczyny w “Helpie” (w nocy). Tymczasem powtarza tylko “Cycycycycy. Seks!” i pokazuje drewniany zegar, w którym zamiast kukułki widnieje kopulująca analnie para. I mruga okiem, jakby demonstrował niezwykle atrakcyjny towar. Albo kupisz teraz, albo już nigdy nie zobaczysz takiego cacka. To bez wątpienia najgorszy towar w całej Brazylii. Nawet Chińczyk, który sprzedaje pluszowe rybki Nemo, śmieje się z niego, bo jego towar – choć nie mniej gówniany – jest dużo bardziej chodliwy.
Przeskakiwanie Giertycha
Cała Brazylia żyje z turystów. W czasie karnawału do Rio przybywa ich około miliona. Niech każdy wyda dziennie sto dolarów (nie liczymy grubych murzynów, którzy nie potrafią policzyć, ile wydają) – daje to 100 milionów dolarów dziennie. Dlatego trzeba ciągnąć hajs, ile się da. W te dni nawet ubodzy z Faveli – najbiedniejszych regionów Rio – nie są tacy ubodzy. Turyści, którym naprawdę poprzewracało się w głowach i nudzi ich już patrzenie na piękne ciała czy wysokie fale, jadą sobie pooglądać biedotę. Pod hotel podjeżdża Jeep i zabiera ich w miejsca, w których normalnie zginęliby po kilku minutach. Nie giną, bo część wpływów trafia do lokalnych gangów. Wycieczka od osoby – 45 reali. Za tyle w Faveli możesz żyć przez miesiąc. Jak zapłacisz, to możesz zobaczyć, że jest biednie, i że w oknach nie ma szyb, i że telewizor jest jeden na 40 domów, i że jak nie ukradniesz, to nie zjesz. Tylko, że równie dobrze możesz pojechać do Łomży – taniej.
Inni mieszkańcy slumsów schodzą z gór (bo Favela jest położona na wzgórzach) i na deptakach demonstrują to, co potrafią najlepiej – uliczne walki. Możesz pomyśleć, że capoeira to mało efektywny styl i że nasz Andrzej Gołota miejscowych czarodziei nauczyłby moresu i powaliłby jednym sierpem. Jesteś w grubym błędzie. Uciekałby szybciej niż przed Mike’m Tysonem. Bo nikomu nie jest przyjemnie, gdy rywal przeskakuje go (dosłownie) i kopie w tył głowy (bardzo dosłownie). A patrząc na chłopaków z Faveli, mają taki wyskok, że przeskoczyliby i Romana Giertycha, nawet gdyby postawił sobie swoją słynną grzywkę.
Capoeira zachwyca turystów. Szef grupy bierze do pokazu przypadkową dziewczynę, a następnie z obrotu macha jej nogą milimetr od twarzy. Gdyby trafił, to by zabił. To się podoba. Rachu, ciachu i chłopaki zbierają kaskę do kapelusza. Są sympatyczni i w tym tkwi ich siła. Doceniają też prawdziwe kozactwo. Gdy przechodzą już wszystkie okoliczne knajpki ze swoim pokazem i wracają po sześciu godzinach w to samo miejsce, spostrzegają, że wciąż siedzimy przy tym samym stoliku (a może nie) i na pewno nie tym samym drinku. – Amigos – witają się, choć do tej pory łączyło nas tylko to, że ze strachu przed kopniakami daliśmy im 10 reali za pokaz. Są naszymi przyjaciółmi. Też chcą jeszcze dziś wydać wszystko, co zarobią. Jutro może ich ktoś zastrzelić.
Sambodromy, chujodromy
W tym roku karnawał w Rio trwał od 5 do 8 lutego. Zarabiali na nim wszyscy. Ceny w pokoju hotelowym wzrastały z 60 dolarów za noc do 260. Taksówkarze zapominali o istnieniu taksometrów (kas fiskalnych jakoś nie wprowadzono). Zwykłe cwaniaczki zostawały przewodnikami. Wycieczki z hotelu Debret oprowadzał gość wyglądający jak znany hollywoodzki aktor Joe Pesci, równie niski i z równie głupim głosem. Zrzęda. Choć bardzo by chciał, nie potrafi się przełamać i mówić o Rio, jako o miejscu wymarzonych wakacji.
– Najgorsze miejsce na świecie – stwierdza po wypiciu trzeciego piwa, czyli po mniej więcej 30 minutach. Od tej chwili już tylko zniechęca. – Na plaży najgorsze są dzieci. 8, 9 – lat. Zasrane bajtle. Tylko zmrużysz oczy, wszystko ci ukradną. Z kolei ci, co sprzedają napoje – na nich uważaj. Wypijesz prosto z puszki – umrzesz. Wiesz, gdzie oni te puszki trzymają? Musisz brać słomkę! W caipirinhi jest cytryna – wysusza usta. Wypijesz, pójdziesz na plaże i wypali ci twarz. Ale naprawdę najgorsze są wycieczki do dżungli. Jak chcecie, to was zabiorę za 60 reali. Małpy kradną ci kapelusz i wiecie co chcą zrobić? Chcą handlować! To wszystko przez tych głupich ludzi. Karmią ich czekoladą i potem kończy się tak, że jak nie dasz czekolady, to nie dostaniesz kapelusza! – Joe Pesci się nakręca, jak w filmie “Kasyno”. Zaraz wyjmie kij bejsbolowy i coś rozwali.
– Ale najgorsza jest Favela. Tam też mamy wycieczki, zapraszam, choć to nic ciekawego. Lepiej tam nie jechać. Zabiorę was za 45 reali, ale tam nawet policja nie wjeżdża. Ma zakaz! Rio to jest nowe Kali. Znasz Kali? Dealerzy narkotyków przejęli kontrolę nad miastem. Jak policja chce wejść do Faveli, to musi wysłać stu ludzi. Czterdziestu to za mało – kilka sekund i wszyscy nie żyją! Jak pójdziesz sam, to ciebie też zabiją. Jak w okolicach lotniska międzynarodowego, gdzie po ósmej wieczorem ginie każdy, kto wyjdzie z domu. Politycy nie mogą z tym nic zrobić. Ale wiadomo – wszyscy politycy są tacy sami. Naobiecują, a potem nic. Najgorsi! – teraz to się naprawdę wkurza. – A wiecie co jest najgorsze? Karnawał! Jebany karnawał! To dobre dla starych ludzi. Sambodromy, chujodromy, głupoty – niemal już krzyczy, a po chwili nagle się uspokaja, złorzeczy chwilę na McDonaldsy, francuski rząd, który jego zdaniem kupił od Brazylii (zwłaszcza od sprzedawczyka Ronaldo) finał mistrzostw świata w 1998 roku, aż wreszcie przechodzi do ulubionego tematu w Rio – seksu.
– Powiedziała, że jesteś piękny – mówi do jednego z nas, spoglądając na dziewczynę z tej samej wycieczki. – Ona chce się z tobą kochać, tylko się trochę kryguje, bo ma chłopaka. Ja jej mówię: “Dziewczyno, tu jest Brazylia, tu żadna dziewczyna nie ma chłopaka!”.
Po chwili podchodzi do owej dziewczyny (niskiej hinduski z jednym zdeformowanym palcem u nogi) i przez przypadek słyszymy jak mówi: – Powiedział, że jesteś piękna. On chce się z tobą kochać, tylko się trochę kryguje, bo ma dziewczynę. Ja mu mówię…
Po minucie wraca dumny. – Ja to zaaranżuję! – stwierdza. – Jak tydzień temu wziąłem dwóch Turków na wycieczkę na stadion Maracana, to dorwali jakieś dwie Brazylijki i kręcili im sutkami. Cały stadion się na nas gapił! Najgorsza rzecz – jak wszyscy się gapią. Pierdolona brazylijska wścibskość! Nienawidzę jej.
Tanie piwo, tanie kobiety
Pesci daje nam kilka namiarów na dobre dyskoteki w Rio. – No i “Help” – mówi. – Tam są same kurwy. Ale sympatyczne.
To już wiemy. Wycieczki z jego osiedlowym raczej biurem podróży “Rio by night” odradza, bo po szóstym piwie twierdzi, że to syf i wyłudzenie. Ale co on może wiedzieć skoro twierdzi, że Ronaldinho gra w Realu Madryt. Opowieść o jego “najgorszej fryzurze” to część każdej wycieczki. A każdy prawdziwy facet wie, że Ronaldinho gra w Barcelonie, a Rio to najlepsze miejsce na świecie. Bo tylko tu każda kobieta ma wielkie piersi, dużą ochotę i małe potrzeby. I każda jest piękna, bo piwo na plaży kosztuje tylko dwa złote.