– Francja, mając Bóg wie jakich piłkarzy, przegrała siedem kolejnych meczów. Włosi – chyba z dziewięć. Gdybym ja miał taką serię, to wieźliby mnie do domu na nie wiem jakich taczkach – powiedział Franciszek Smuda (źródło: interia). Mamy więc kolejny przykład mielenia ozorem bez zastanowienia. A przecież od selekcjonera powinniśmy wymagać dyskusji merytorycznej i trzymania się faktów. Kibic może coś tam sobie burczeć pod nosem bez ładu i składu, może coś sobie ubzdurać (np. że Włosi przegrali dziewięć meczów z rzędu), ale trener reprezentacji narodowej ma być tym, który wszystko rzeczowo wytłumaczy. Ma być tym, który wiedzę o tym, co dzieje się w futbolu ma w małym palcu.
Francja nie przegrała siedmiu meczów z rzędu, np. zanotowała remis w finałach mistrzostw świata w RPA, o czym Franiu pewnie by wiedział, gdyby nie to, że na mundial nie chciało mu się lecieć (wolał urlop w Hiszpanii). Przegrała cztery. Z Włochami to już zupełnie nie wiemy, o co Smudzie chodziło. Dopiero co wygrali mecz w eliminacjach Euro 2012, najdłuższa seria porażek w ostatnim czasie, jaką udało nam się wynaleźć to DWIE. Jest różnica między dziewięcioma porażkami i dwoma, prawda? Dodajmy, że te dwie porażki rozbiły się na dwóch trenerów.
No właśnie – Smuda mówi: gdybym miał taką serię, to by mnie nie wiem na jakich taczkach wieźli. Ale przecież zarówno we Francji, jak i we Włoszech pogoniono w ostatnim czasie trenerów. Jego słowa sugerują, że Francja i Włochy zbierają baty, a tam nikt nie lamentuje, jak u nas. Tam spokój, sielanka i czekanie na lepsze jutro. Otóż nie, Franiu. Tamtych szkoleniowców już nie ma, co ci widocznie umknęło.