Zagadka autobiografii Jacka Bąka, w której on sam myli siebie z Arkadiuszem Bąkiem, pozostaje nierozwiązana. Co więcej – w tym krótkim fragmencie przytoczonym przez nas w poprzednim artykule nie zgadza się nie tylko to, że Jacek Bąk wcale nie zagrał w meczu, który opisuje, ale również… cała reszta.
Golimy się na zero – ustaliliśmy przed meczem z Norwegami, który mógł i jak się okazało przesądził o awansie do mistrzostw świata w 2002 roku. W amoku po zwycięstwie, w autokarze wiozącym nas z Chorzowa do Warszawy, większość obcinała byle jak. Oszczędziliśmy tylko Marcina Ł»ewłakowa. Tłumaczył, żę ma na głowie blizny i bez włosów będzie wyglądał niezbyt ciekawie. Mnie strzygła żona. W hotelu. Wolałem poczekać na Anię, niż oddać się w ręce podpitych kolegów. Do awansu w zasadzie nie przyłożyłem nogi. Pierwszy mecz w eliminacjach zagrałem przeciwko Walii w Cardiff w czerwcu, a to było już nasze szóste spotkanie. Z Norwegami wszedłem na boisko w ostatniej minucie i to był ukłon Jerzego Engela wobec mnie. Choć nie byłem bohaterem eliminacji, zapewnił mnie, iż mogę liczyć na miejsce w kadrze pod warunkiem, że będę zdrowy.
W czym problem? Otóż cztery dni po meczu z Norwegią reprezentacja Polski zagrała z Białorusią w Mińsku. Poniżej skrót tego spotkania – jakość fatalna, ale coś tam widać…
Co wam się rzuciło w oczy? Wszyscy mają włosy!
Jerzy Dudek – z włosami
Piotr Świerczewski – z włosami
Michał Ł»ewłakow – z włosami
Jacek Krzynówek – z włosami
Arkadiusz Bąk – z włosami
Marek Koźmiński – z włosami
Paweł Kryszałowicz – z włosami
Tomasz Kłos – z tyloma włosami, ile miał zawsze…
Dziwna ta opowieść Bąka o goleniu na zero, skoro nikt się nie ogolił na zero. Dziwny tekst, że upiekło się tylko Marcinowi Ł»ewłakowowi, skoro upiekło się dokładnie wszystkim.
O co chodzi z tą książką?