Trener Jacek Zieliński po przegranym meczu z Jagiellonią wydukał coś w stylu, że “to nie do pomyślenia, żeby chłopiec z mlekiem pod nosem wyrzucał z boiska Manuela Arboledę”. Konkurs, co – raczej kogo – poeta miał na myśli pozostaje nierozstrzygnięty, bo niektórzy uważają, że sędziego Marciniaka, inni, że piłkarza Grosickiego. Zielińskiego za bardzo nie ma jak zapytać, bo wiadomo – bez kija nie podchodź.
W kogo wycelowane były to słowa – raczej mało ważne. Tak czy siak, Zieliński się wydurnił. Marciniak może być jest kiepskim sędzią (przesłanki ku takiemu stwierdzeniu są coraz mocniejsze), a Grosicki niezbyt rozgarniętym zawodnikiem, ale używanie wobec któregoś z nich argumentu wieku to zwyczajne prostactwo. Być może Zieliński wolałby, żeby po boiskach wciąż biegali ci sami sędziowie, którzy prowadzili mecze w czasach, gdy on w “cudowny” sposób wprowadzał do ekstraklasy Górnik Łęczna (najlepiej z brzuchem i z wąsem pod nosem, zamiast mleka) lub też wolałby, żeby w przeciwnych drużynach grali emeryci – ale tak, na szczęście, nie będzie.
Kto jest chłopcem z mlekiem pod nosem, panie Zieliński? I kto może wyrzucić z boiska Arboledę? Czy pokazać mu kartkę może już tylko Antoni Fijarczyk? Czy domagać się ukarania Kolumbijczyka ma prawo jedynie Paweł Bugała?
Lepsze mleko pod nosem niż słoma w butach.