Reklama

Duet SS dalej strzela, Legia wygrywa dość szczęśliwie

redakcja

Autor:redakcja

20 sierpnia 2010, 21:47 • 2 min czytania 0 komentarzy

Dwa zacięte mecze otworzyły trzecią kolejkę ekstraklasy. Polonia Warszawa zdołała wygrać 2:1 z Zagłębiem Lubin, mimo że do przerwy przegrywała, natomiast Legia – dość szczęśliwie, po naprawdę pięknej bramce Macieja Rybusa – wygrała we Wrocławiu ze Śląskiem 1:0. Zanim to się wydarzyło, zespół Ryszarda Tarasiewicza zmarnował dwie wyśmienite okazje (Diaz nie trafił do pustej bramki, a Sotirović strzelił głową w dość łatwej sytuacji w poprzeczkę). Tym samym Legia po trzech słabych/przeciętnych meczach ma sześć punktów, co jest dorobkiem całkiem niezłym. Liderują oczywiście “Czarne Koszule”.
Dla Polonii gole strzelili nowi napastnicy: Artur Sobiech i Euzebiusz Smolarek. Bramka Ebiego była lekko fartowna, bo o ile się nie mylimy, to w czasie jego rajdu piłka odbiła się po kolei od trzech rywali (liczymy otarcie o podeszwę obrońcy przy samym strzale – było, prawda?). Wyszło jednak efektownie. Cudownego gola zdobył dla Zagłębia Mateusz Bartczak, ale jakoś nie rozumiemy, dlaczego dziennikarze i eksperci Canal+ obwinili Sebastiana Przyrowskiego. A co niby ten Przyrowski miał zrobić? Ł¹le był ustawiony? Bardzo dobrze. Nigdy bramkarz nie stoi na linii, tylko kilka metrów przed, będąc gotowym do wybiegnięcia w przypadku podania prostopadłego. Wyszedł Bartczakowi strzał życia, a Przyrowski, jak i żaden inny bramkarz, nie miał szans tego odbić. Z chęcią byśmy go o coś obwinili, ale sorry – nie tym razem.

Duet SS dalej strzela, Legia wygrywa dość szczęśliwie

Przyznać trzeba, że na razie nabytki Polonii spisują się lepiej niż nowi legioniści, bo Legia coraz bardziej upodabnia się do tej z poprzedniego sezonu. Kneżević, Cabral i Mezenga już wylądowali na ławce rezerwowych. Kneżevicia ze środka obrony wygryzł nieporadny Wawrzyniak (bo miejsce dla Choto nie podlega dyskusji), a Cabrala Radović, który ostatni dobry mecz to zagrał chyba ze dwa lata temu. Od Mezengi na razie lepszy jest Chinyama po niemal rocznym rozbracie z piłką. Smutne to chyba trochę, co? Miała być przecież nowa jakość i drużyna “o jakiej marzyłeś”, a nie powtórka z poprzedniego sezonu. No, ale nowi może się jeszcze rozkręcą, a na razie odpowiedzialność za wyniki musi spaść na tych, co zawsze. Dzisiaj udało się legionistom zwyciężyć, chociaż trzeba szczerze sobie powiedzieć, że na pierwszy zasłużony, taki bezdyskusyjny triumf w tym sezonie ciągle jeszcze czekają (pewnie do najbliższej kolejki, bo przyjeżdża Bełchatów).

Aha, jeszcze jedno – absurdem jest powtarzanie, że Legia “od 18 lat nie wygrała we Wrocławiu”. A jak miała wygrać, jeśli przez dwanaście z tych osiemnastu lat Śląsk nie był godnym rywalem, to znaczy tułał się gdzieś po niższych ligach? To tak jakby Polonia Bytom miała zagrać z Barceloną i ktoś napisałby: “Barcelona jeszcze nigdy nie zdołała pokonać bytomian”. No, niby nie zdołała, bo nie grała.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...