W “Gazecie Wyborczej” trochę dokładniej opisano sprawę Daniela Bueno, który w poprzednim sezonie strzelał gole dla Odry Wodzisław w ekstraklasie, a w tym, w pierwszej lidze, już mu się nie chciało.
Bueno przy pierwszej nadarzającej się okazji, pod osłoną nocy, czmychnął z Wodzisławia Śląskiego i więcej już nie zamierza się tam pokazywać – zresztą, niby po co? Klub go więc zawiesił, a menedżer piłkarza na to, że Odra się wygłupia, bo zamiast zawieszać, niech ureguluje rachunki.
No i w pewnym momencie wypowiada się Dariusz Kozielski, prezes Odry: – Jego menedżer podrzucił mu pomysł, że jest wolnym zawodnikiem, bo zalegamy mu z trzema pensjami. Wysłaliśmy propozycję rozłożenia tych płatności na raty i zawarcia ugody, ale nas ignorowano. My jako klub go zawieszamy, o czym pisemnie poinformujemy PZPN. Myślę, że zarówno piłkarz, jak i jego doradcy mają świadomość, że nałożyliśmy na niego kary za opóźnienie w treningach. Do tego dochodzi jeszcze nieobecność na meczu ligowym.
“Wyslaliśmy propozycję rozłożenia tych płatności na raty i zawarcia ugody, ale nas ignorowano”. No, święte prawo piłkarza. Ma waszą ugodę – łagodnie to ujmując – w dupie. Trzeba było płacić na czas, to może by nie uciekał z Polski. Proste. Na raty to pan Kozielski może kupić sobie sokowirówkę, a pracownik ma prawo do otrzymowania wynagrodzenia zapisanego w umowie (wówczas ma obowiązek świadczenia pracy, zgodnie z zapisami w umowie). Ale miło ze strony prezesa klubu, że przyznał – chociaż nieświadomie – iż racja leży po stronie zawodnika.
Podsumowując – bardzo dobrze zrobiłeś, drogi Bueno. Powodzenia w karierze (nie no, żart, taki zwrot grzecznościowy – żeby nikt nie pomyślał, że mu wróżymy jakąś karierę).
NA ULICY LEŁ»Y 150 ZŁOTYCH,
SCHYLISZ SIĘ PO TAKĄ KWOTĘ?
TAK / NIE